Urodziny

5 4 0
                                    

Świętowanie wampirzych urodzin, było najdziwniejszą imprezą, na jakiej był Virst. Jednakże musiał przyznać, że była to jedna z lepiej zorganizowanych zabaw, jaką w swoim żywocie ujrzał. – Miał powody do niepokoju, albowiem był jedyną ciepłą istotą... – Zrezygnował z dalszych tego typu, przemyśleń, gdy ujrzał, że na gnijących pośladkach jednego z zombiaczy, lądują nagie kości szkieleta. Zlustrował je dokładnie badawczym wzrokiem, po czym stwierdził, iż kość lędźwiowa jest zbyt wąska i wysoko ułożona, aby należała do kobiety. Następnie skierował swój wzrok na odwracającego się w stronę szkieleta, zombiacza. Rozpadająca się, sina, pokryta drobnymi białymi robaczkami i ziemią, miała jeszcze zachowane rysy, które sugerowały, iż był to niegdyś mężczyzna. 

Virst nie mógł sobie przypomnieć, co zjadł tego dnia i chyba tylko z obawy, że mogłoby być, to coś pysznego. Powstrzymał zawartość żołądka przed buntowniczym, wydobyciem się na zewnątrz.

 * * *

 Pierogi z Trolla, przysmak, do którego nakłaniał go wróżbita były to zwyczajnie przygotowane pierogi, choć po ich ugryzieniu stwierdził, że nazwa powinna zostać zmieniona na, „Pierogi Dla Trolla". W obawie przed utratą swojego uzębienia, poprzestał na zjedzeniu dwóch. Kiedy skończył, spojrzał na wróżbitę kościeja, który po wsadzeniu sobie pierogów z mięsem na tyle twardym, że przezwano je trollowym, przepuścił pieróg przez swoją szczękę i puścił go dalej w dół, po czym złapał rozdrobnioną papkę w kościaną dłoń, aby następnie parokrotnie powtórzyć czynność. 

– Mogę wiedzieć, po co to robisz? – zapytał Virst, nie chcąc urazić wróżbity.
Złotawe lampki w oczodołach szkieleta, zwróciły się do grabarza.

 – Przecież posiłek należy dobrze, przerzuć kochaneczku – powiedział, niemalże zalotnym tonem. Przez co, po plecach grabarza przeszły zimne dreszcze.

 – No i jak mam niby jeść, skoro nie posiadam układu trawiennego od dwudziestu lat? – zapytał.
– jedzenie w taki sposób, rozdrabnia cząstki pokarmu na tak drobne, że wchłaniają się w kości, dzięki czemu jestem twardszy niż reszta – powiedział z mocną nutą dumy w głosie.

 – No tak, faktycznie wydajesz się być wyjątkowym szkieletem z całej tej zgrai – przyznał Virst. Wróżbita miał coś odpowiedzieć, ale do sali wbiegło stado szczurów. Goście urodzinowi hrabiego, którego póki co grabarz nie widział, rozstąpili się robiąc stadu miejsce niemal w centrum sali. Kiedy zbiegały czarną piszczącą chmarą ze schodów, Virst skrzywił się nie przepadał bowiem, za tymi gryzoniami. Grabarz cofnął się o krok, tak aby wróżbita kościej, go zasłonił, po czym sięgnął powoli dłonią pod pazuchę, swojego płaszcza, by wydobyć z niego stosowny zwój. Miał bowiem przeczucie, że zaraz wśród gości pojawi się wampirzy hrabia Atropa Belladonna.

Pomimo iż nadzieje Virsta na pojawienie się głównego celu jego wyprawy, zostały zniweczone. Odetchnął cicho z ulgą, bowiem szczury, a i owszem zlały się w jeden żywy organizm jednak, był to innego rodzaju krwiopijca.

 – Wampir zwyczajny... – mruknął pod nosem, kiedy z chmary czarnych gryzoni wystąpiła, sino-blada niewiasta o blado pszenicznych włosach i wyrazistych kłach do wysysania krwi z ofiar. Była ubrana w ciemnofioletową, suknie wieczorową z delikatnie zaokrąglonym, choć głębokim dekoltem. 

Mimo rozczarowania grabarza, widział w niej coś pociągającego na tyle, że uśmiechnął się delikatnie. Chciał podejść do wampirzycy i spytać się, czy zechce go wyssać, ale uświadomił sobie, że noc z wampirzycą może się skończyć na tym, że On, grabarz z wieloma ambicjami stałby się jednym z rozkładających się gości podobnego przyjęcia. Bądź w lżejszym przypadku, przekąską dla każdego z tu obecnych krwiopijców, jednakże żadna z tych i podobnych wizji napływających do głowy grabarza, mu nie odpowiadała.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now