Podróż pana miasta

11 6 4
                                    

Gdy Virst się przebudził za oknem, lśnił księżyc w pełni a lżejsze niż zazwyczaj chmury, poganiane podmuchem wiatru zakrywały jego srebrzystą tarczę co jakiś czas. Zmarszczył czoło i położył na nim dłoń, starając się przywołać wspomnienia ostatnich godzin. - W momencie, w którym przypomniał sobie, że znajdował się w podziemiach krypty z bóstwem śmierci, zerwał się, aby usiąść na łóżku, jednakże w tym samym momencie został zmuszony do ponownego położenia się na poduszki.

-Moja głowa...-Jęknął z bólu, zamykając oczy. Gdy otworzył je ponownie, widział na bladym suficie kolorowe ciapki, przeplatana klasycznymi mroczkami. Chłopakowi tak mocno kręciło się, w głowię, że wychylił się za łóżko i puścił wodnistego pawia, po czym szarpnął się, aby obrócić się na drugi bok.

Gdy w końcu wstał, nad Czarnym miastem gasło i tak nikłe słońce, ledwie przedzierające się przez grubą warstwę deszczowych chmur. Kiedy usiadł, w głowie wciąż mu się kręciło, jednak już nie tak mocno, jak poprzednim razem.

-No tak, byłem w tych podziemiach...-Mruknął do siebie, po czym rozejrzał się po pokoju. -Widać Tasza sobie o mnie przypomniała. -Powiedział, wstając i wdepnął w to, co zwrócił jakiś czas temu. -O matko...-Odrzucił go zapach, rozdeptanych rzygowin. Stwierdził, że jeżeli zaraz tego nie posprząta, to zwróci mu się drugi raz. Tak więc, nim pojął w pełni co się z nim dzieje, posprzątał w miarę dokładnie niewielką, zbuntowaną teść żołądka. - Wyrzucając zwróconą zawartość swojego przewodu pokarmowego, rozbudził się i spostrzegł naszykowany, strój grabarski. Bardziej dostojny, niż to w czym chodził do tej pory. Jednakże zrezygnował z założenia tego stroju, nie będąc pewnym co, tak właściwie oznacza pozostawienie go w jego kwaterze. - Jak się okazało, słusznie postąpił.

-Witam. Dawno mnie Tasza przytargała ? -Spytał od razu po wejściu do salonu.

-Ano, jakieś cztery dni temu. -Odpowiedział Simon i wskazał mu miejsce. -Bardzo doskwiera Ci ból ? -Zapytała z troską.

Virst spojrzał się na niego ze zdziwieniem.

-A czemu pytasz ? -Odpowiedział pytaniem, siadając na wyznaczonym miejscu.

-Cóż, nie każdy może poszczycić się byciem żywym po przejściu próby Taszy. -Stwierdził, wzruszając ramionami.

-Aha, gdzie reszta ?

-Kaba jest w terenie, Tasza w kuchni a Haber powinien się zaraz zjawić. -Simon ledwie zdążył skończyć, a z progu salonu dobiegł ich uszu radośnie podniesiony głos grabarza.

-Virst, wreszcie się obudziłeś ! -Zawołał. -Jak poszło ? -spytał, siadając koło kolegi.

-Nie było tak źle. -Odparł Virst. -A gdzie naczelnik ? -Zwrócił się do Simona. Na jego słowa, panowie opuścili głowy, milcząc przez dłuższą chwilę.

-Naczelnik nie żyje. -Odpowiedziała mu prosto Tasza chłodnym jak lód głosem.

-Ja.. Jak to ?! -Uniósł się Virst.

-Ano, tak jest i koniec. -Odpowiedział mu po prostu Simon znacznie łagodniej niż białowłosa.

-Opowiecie...-Urwał na chwilę, otrząsając się z pierwszego szoku. -Opowiecie mi wszystko ? -Zapytał, opuszczając głowę.

Tasza zastawiła kolacje, po czym wyszła, bowiem Simon zaczął opowiadać o wszystkim, co wydarzyło się pod nieobecność młodego grabarza.

-Skoro Urnil i Naczelnik nie żyją...to, co Ze mną będzie ? -Spytał po chwili milczenia. -Nie sądzę, byście chcieli dalej, niańczyć czeladnika.

-Masz absolutną rację. -Przyznał Simon. -Jednakże nie ćwiczyliśmy Cię cechu dla zabawy ani tym bardziej po to, aby zostawiać cię na pastwę losu. -Powiedział Simon.

-Tego, co dalej z tobą będzie, dowiesz się jutro. -Powiedział Haber, uśmiechając się obiecująco. -Na razie zjedz, a jak nie chcesz, to przynajmniej idź jeszcze odpocząć. Zapewne wciąż, coś jeszcze Ci doskwiera. -Przyznał blondyn, szturchając młodego łokciem.

Virst skinął głową i wziąwszy sobie trochę jedzenia i trunku na popicie, udał się do siebie. Przykro mu było z powodu naczelnika, w końcu wstawił się za nim, kiedy niezbyt chciano jego obecności w gronie grabarzy.

*

Tymczasem Kaba, bardziej niż środkową alejką cmentarza zajmował się jego obrzeżami tuż przy murach miasta, podobnie jak Tasza która kręciła się w pobliżu bramy, obserwował z niemałym niepokojem tego, czy ktoś, aby nie przyjeżdża do miasta.

-Ej, boginko! -Zawołał Kaba. Kiedy Tasza zwróciła się w jego stronę, uśmiechnął się nieznacznie. -Po co Tu kwitniesz, skoro i tak byś wyczuła jego energie ?

-Bo nie mam ochoty słuchać ponownie tego samego, no i na razie chce sobie odpocząć od roboty. -Przyznała.

-Nie sądziłem, że Śmierć może mieć wolne. -Przyznał ze szczerym śmiechem.

-Bo nie bardzo może. Jednak przez poczynanie Zetharixa i jego lizusów, zostało niewiele żywych istot. Jestem wyższym bóstwem, nie mogę sobie pozwolić na zabieranie istnień, bo nie będę miała co robić...choć pochłanianie dusz to fajna zabawa.

-A dobijanie tych wstających sztywniaków to nie ?

-Chyba nie rozumiesz...-Stwierdziła.

-A czego tu nie rozumieć ? -Spytał i machnął szpadlem w bok, a zdziwiony zgnilec padł na rozmokłą ziemię z roztrzaskaną czaszką. -Wiesz, jakie skutki przyniesie pozbawienie życia losowych osób, czy też wyrywanie ich duszy dla kaprysu albo z mniej lub bardziej błahych powódek, zwłaszcza w tak mało liczącej Żywych Mieszkańców, prowincji jak Ta. No i...-Zaczął, wbijając szpadel w cmentarną ziemię, oparł się o jego trzon. -Chcesz z jakichś powodów, kontynuować zabawę w grabarza. I tego — Uniósł palec. -Nie rozumiem w twoim postępowaniu.

-Virst...-Odparła i wbiła swój wzrok w mroczny horyzont, przenikając nim przez wszystko, co napotkał na swojej drodze, poza piersią jednego stworzenia kierującego się w stronę miasta. -Wydaje mi się interesujący. Tak też sądzi mój mistrz, więc zostanę tu trochę, po obserwuje trochę jego rozwój, a może nawet go przeszkolę. -Powiedziała i odchodząc powoli od ogrodzenia cmentarza, wyprostowała się. -Wraca Zetharix, szykuje się coś poważnego. -Stwierdziła trochę zimniejszym tonem niż dotychczas i podnosząc głowę, spojrzała nad miasto, gdzie właśnie zerwały się do lotu trupojady. -Coś wisi w powietrzu, Kaba. I nie jest to nic, z czym do tej pory mieliśmy styczność. -Wraz z jej słowami zerwał się dość mocny, północny wiatr. -Szykują się zmiany... -Stwierdziła bardziej do siebie niż do grabarza. -Idę złożyć doniesienie, naczelnikowi. -Oznajmiła towarzyszowi szpadla, który na samo obwieszczenie o powrocie władcy prowincji oparł szpadel o ramię i poszedł w głąb cmentarza.


Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now