Altertale sans x reader cz.2

1.2K 26 37
                                    

TAK♥                                                                 NIE

Pokiwałaś delikatnie główką pozwalając by kilka kosmyków opadło na twą dziecięca twarzyczkę. Szkielet uśmiechnął się szeroko by zaraz potem wziąć cię na ręce.

Wszystkie sprawy papierkowe poszły sprawnie, przez cały następny tydzień opiekunowie i jacyś panowie w garniturach sprawdzali dom pana Sans'a, a później przychodzili do ciebie by porozmawiać. Cały czas dopytywali się czy chcesz tam mieszkać, a ty tylko przytakiwałaś uśmiechając się uroczo.

Wtuliłaś się w cieplutką kurtkę jaką dostałaś od Pana Sans'a. Właśnie zabierał cię do domku, cieszyłaś się tak bardzo, że uśmiech nie schodził ci z twarzy. Pan Sans oznajmił ci, że kupił dużo zabawek i przygotował do ciebie śliczny pokoik.

- Cieszysz się, że będę twoim opiekunem ? - zapytał nie spuszczając wzroku z drogi

- Mhm

- To dobrze

- A dlaczego się mówi opiekun ? To mi się kojarzy z pieczeniem czegoś, w sensie, że się coś opieka.. to od tego ?

- Co ? Hahaha, nie, nie słoneczko. Opiekun pochodzi od słowa opiekować się.

- Oh.. nie wiedziałam - zaśmiał się cicho. Podróż nie zajęła zbyt dużo czasu.

Gdy stanęłaś przed domem wręcz opadła co szczęka, był to duży beżowy dom, a jego środek był naprawdę niesamowity. Gdzie by się nie poszło, było naprawdę przytulnie, a twój pokój. Kosmos, po prostu kosmos. Był tak niesamowity, że zabrakło ci słów. Sufit przedstawiał galaktykę, a ściany imitowały ocean, twoje łóżko zaś przypominało statek, zabawki były w skrzyniach przypominających te, do jakich piraci chowali swoje skarby. A na środku był ogromny szary dywan z długimi frędzelkami. Patrząc na to, heh, nie mogłaś trafić lepiej.

⌚⌚⌚


- Wstajemy księżniczko ! Pamiętasz, że mieliśmy odwiedzić Toriel, prawda ? - usłyszałaś krzyk z dołu. Wcisnełaś twarz w puchatą poduszkę. Była sobota, to chyba logiczne, że ci się nie chce. Plus czytałaś książkę do pierwszej w nocy, a jest dziewiąta rano. Z męczennym jękiem zwlekłaś się z łóżka, wzięłaś wczoraj przygotowane ubrania i ruszyłaś do toalety.

Zeszłaś na dół, przebrana w jeansy i koszule w kratę. Wczoraj naprawdę się cieszyłaś, że znowu zobaczysz Toriel, ale teraz jest to ostatnie rzecz na jaką miałabyś ochotę, to znaczy lubisz ją, ale nie chce ci się tam jechać. To zdecydowanie zbyt długa podróż samochodem. Sans zaśmiał się cicho widząc twoją zaspanął twarz. Od adopcji minęło już.. 6/7 lat, nie pamiętasz dokładnie. Jedyne co cię pocieszało to to, że znów wymkniesz się z domu i pospacerujesz po podziemiach. Zejście tam było teraz całkiem łatwe, a twoje ręce były   na tyle sprawne by spuścić i wspiąć się po linie, która prowadziła na dół. Sans nie mówił zbyt dużo o tym okresie czasu, gdy jeszcze potwory mieszkały w podziemiach. Unikał tego tematu jak ognia, a ty nie chciałaś naciskać.

Po cholernie długiej jeździe samochodem niemalże od razu rzuciłaś się na kanapę w domu potworzycy. Sans i Toriel rozmawiali radośnie, kilkakrotnie sama dołożyłaś swoje pięć groszy do jakiegoś tematu, ale w końcu wymknęłaś się z pokoju. Pod pretekstem pójścia do łazienki. Nie bez powodu do torby na ramię spakowałaś latarkę, scyzoryk, jedzenie i wodę, a także notatnik i długopis. Sprawdziłaś dokładnie czy lina wciąż jest na tyle mocna by cię utrzymać, a następnie zeszłaś na dół.

Czym prędzej zarzuciłaś bluzę na ramiona, było tu chłodno, nie ma co. Podziwianie tego wszystkiego było niesamowitym przeżyciem. Nie mogłaś się napatrzeć na rzeźbienia na ścianach. Skrzywiłaś się gdy w jednym z korytarzy coś uderzyło, wyjęłaś scyzoryk i wyciągnęłaś z niego nożyk, przezorny zawsze ubezpieczony. Jednak.. nikogo, ani niczego tam nie zastałaś, wzruszyłaś ramionami i wróciłaś do zwiedzania. Zesztywniałaś słysząc dziecięcy śmiech.

- H-halo ? - wymamrotałaś, a echo rozniosło się wzdłuż korytarza

- Rzadko ludzie mnie odwiedzają - usłyszałaś za sobą. Wystraszona obróciłaś się, gotowa na atak. Jednak przed tobą nie stał groźny napastnik, a mała dziewczynka o brązowych włoskach, na jej policzkach można było zobaczyć zarys rumieńców. Ubrana była w szorty i zielony sweterek z żółtymi paskami

- Co ty tu robisz ? - zapytałaś zaskoczona - dzieci nie powinny bawić się w takich miejscach

- Właściwie, mogłabym powiedzieć to samo złotkociutka - uśmiechnęła się nieznacznie, a ty poczułaś nie mały dyskomfort - chcesz się ze mną pobawić ? - N.I.E. To pierwsze przyszło ci do głowy

- Em, j-jasne - uśmiechnęłaś się nerwowo - a w co ?

- Wiesz, bardzo lubię taką grę... Kiedyś grałam w to z moimi przyjaciółmi, potworami.. ale się stąd wydostali i mnie zostawili, ja nie mogę stąd wyjść.

- Co to za gra ? - powtórzyłaś pytanie bardziej szorstko. Zacisnełaś dłoń na scyzoryku, coś zdecydowanie tu śmierdziało.

- Wiesz.. myślę, że ją polubisz... - na jej twarzy pojawił się przerażający uśmiech, a w oczach dostrzegłaś obłęd, jej źrenice zaszły czerwienią by zaraz potem zaszarżować na ciebie. Z trudem uniknęłaś ciosu, jednak dziewczynka - o ile mogłaś to tak nazwać - była o wiele szybsza, nóż jaki dzierżyła w dłoni przejechał wzdłuż policzka pozostawiając długą, płytką szramę, z której popłynęła szkarłatna ciecz.

Padłaś na ziemię wycieńczona. Demon stanął nad tobą chichocząc

- Nie martw się, nie zabije cię.. byłby to zbyt mały ubaw, wiesz czemu ? Bo teraz, gdy puszczę cię wolno, wszystkich ogarnie strach, bo dowiedzą się, że wciąż żyje. No, a teraz wracaj do domku, Sans na pewno się martwi. - dodała i zniknęła. Przerażona uciekłaś.

Utykając doszłaś do domu Toriel, gdy tylko weszłaś do środka, Sans rzucił się na ciebie drąc się, że masz go już tak nie martwić, jednak nie minęło kilka sekund, a zauważył twoje liczne rany i zacięcia. Szybko pobiegł po apteczkę by cię opatrzeć.

- Czyli, że na sto procent nic nie pamiętasz, tak ? - zapytał po raz tysięczny, przytaknęłaś - Eh.. nic z ciebie nie wyciągnę, co ? - ponownie przytaknęłaś.
Potarł skroń - przynajmniej żyjesz - wymamrotał. Przytulił cię szczelnie, zaskoczona nie oddałaś tego - posłuchaj, nie wiem co się stało. Ale wiedz, że się martwię i nie ważne co, zawsze, ale to zawsze ci pomogę, jasne ?

- Mhm - westchnął i ruszył na górę, by odłożyć apteczkę

-  I po cholerę tam zeszłaś - warkneła Toriel - wiesz, że ten dzieciak mógł cię bardziej poturbować, to, że wyszłaś stamtąd żywa graniczy niemalże z cudem - potarła kark - więcej tam nie chodź, łapiesz ?

- Skąd ty-

- To było logiczne, ale miałam nadzieję, że jednak zdechła - warkneła - po prostu, zapomnij i staraj się żyć dalej. I nie mów Sans'owi, zesrał by się ze strachu o nas, a jest szkieletem - przytaknęłaś patrząc na skarpetki - eh, dobra słuchaj.. nie jestem zła na ciebie, ok ? Jestem zła, bo sama boję się o was wszystkich, ten dzieciak jest serio silny, a za cholerę nie chciałabym powtarzać tego, co działo się w podziemiu i co najważniejsze, uważaj na siebie, gdybyś tylko zauważyła coś podejrzanego, daj mi znać, dobra ? - uśmiechnęła się krzywo

- O-ok

- Grzeczny dzieciak - poklepała cię po głowie

Tak.. lepiej żeby Sans nie wiedział

~~~~~

Edit. Mój wtt wariuje 😲

One Shot's [ZAMÓWIENIA ZAMKNIĘTE]Where stories live. Discover now