Edge x Reader

554 14 16
                                    

Powieka ci zadrgała gdy zobaczyłaś jak wygląda twój dom. Wróciłaś zmęczona z pracy i zastajesz coś takiego ? Twój współlokator oberwie, oj oberwie. Z cichym warkotem ruszyłaś w stronę pokoju tego ciołka. Otwarłaś drzwi z hukiem. Zacisnełaś pięści gdy potwór spojrzał na ciebie zamglonym wzrokiem. No jasne. Nie mogłaś na niego dłużej patrzeć, wyszłaś z pomieszczenia trzaskający drzwiami.

Całe popołudnie zleciało ci na sprzątaniu tego pobojowiska. W dodatku ominął cię seans [serial] ! Opadłaś na kanapę. Zmęczenie to mało powiedziane. Zrobiłaś kanapki i herbatę, włączyłaś pierwszy lepszy film.

Podskoczyłaś słysząc głośny łomot. Oho, czyżby Wielki i Przerażający Papyrus wstał ?

Tak jak myślałaś, wysoki szkielet wszedł do kuchni (siedząc w na kanapie widziałaś kuchnię) złapał z butelkę z wodą i wypił ją duszkiem. Warknął szukając tabletek przeciwbólowych, chrzaknęłaś. Spojrzał na ciebie zirytowany. Podniosłaś opakowanie proszków na ból, podszedł do ciebie i zabrał tabletki. Usiadł obok i połknął dwie.

  - Nie bierz tego do siebie, ale wyglądasz jak gówno - parsknęłaś, zmierzył cię ostrym spojrzeniem - no co ? Szczera jestem - uniosłaś dłonie w obronie. Prychnął. Zaśmiałaś się cicho i zdzieliłaś go poduszką. Zamrugał zdziwiony, gdy odwrócił się w twoją stronę znów oberwał. Zaśmiałaś się głośno, warknął, a w jego oczach błysnęła iskra determinacji i władczości, którą tak uwielbiałaś. Niemalże rzucił się na ciebie, nie przejmował się tym, że spadliście z sofy. Śmiałaś się gdy okładał cię poduchami. Leżałaś na placach, a on klęczał między twoimi nogami. Zaśmiał się gardłowo, kochałaś ten dźwięk. Gdy uderzył cię ponownie złapałaś poduszkę i schowałaś się za nią

  - OSZ TY MAŁA - wyrwał ci poduszkę złapał za nadgarstki i przytrzymał. Przełknełaś ślinę, czułaś jak poliki cię pieką. Przybliżył się do ciebie. Dzieliło was zaledwie parę centymetrów. Podskoczyliście słysząc chrząkniencie. Spojrzałaś na Sans'a, jego źrenica paliła się krwistą czerwienią. Oh, to już czas umierać ?

  - S-sans ! - zaśmiałaś się nerwowo. 

Narrator

Papyrus przyjrzał ci się dokładniej. Nie rozumiał tego strachu wypisanego na twojej uroczej twarzyczce. Bałaś się jego brata ? Ale czemu ? Sans nie był groźny, co prawda był przewrażliwiony i nadopiekuńczy, ale na pewno nie był straszny... Cóż, przynajmniej dla niego. Gdyby tak dłużej pomyśleć, nie dziwne, że bałaś się Sans'a. Byłaś niziutka i drobniutka, a Sans... Może nie był za wysoki, ale wyższy od ciebie i, cholera, zawsze zgrywał dupka.. dlaczego miał wrażenie, że Sans cię zastraszał. Podniósł się i pomógł ci wstać.

  - WITAJ BRACIE - zaczął

  - dobry - warknął. Papyrus zmarszczył brwi i zacisnął zęby, spięłaś się słysząc głos starszego. Objął cię ramieniem, Sans wytrzeszczył oczy i zacisnął dłonie w pięści.

  - SANS - zaczął ostro jednak twoją trzęsącą się dłoń, która złapała jego rękę powstrzymała go przed kontynuowaniem. Spojrzał na ciebie, pokiwałaś głową dając wyraźny znak by przestał. Bił się z myślami, byłaś jego najlepszą przyjaciółką - choć publicznie by się do tego nie przyznał - i nie chciał byś się bała, szczególnie jego brata. - COŚ TAKI WNERWIONY ? - gładko wybrną z sytuacji, Sans przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, jednak nie trzeba było długo czekać by na jego twarzy pojawił się klasyczny uśmiech

  - nah, ciężki dzień. A co u was ? - zapytał spokojnie mierząc cię wzrokiem. Papyrus chrzaknął by brat patrzył na niego.
 
  - OH, JEST DOBRZE, ALE CZŁOWIEK MA STRASZNIE DUŻO PRACY, PRAWDA ? - spojrzał na ciebie wymownie

  - U-Uh, ta s-strasznie dużo

  - I NIESTETY NIE BĘDZIE NAM TWOARZYSZYĆ

  - ja tam nie narzekam - parsknął, Papyrus kiwnięciem głowy wskazał drzwi. Podziękowałaś mu niemo i wyszłaś z salonu.

  - DOBRZE, TERAZ GADAJ O CO CHODZI

  - huh ? o czym ty- ah.. cóż, to nie twoja sprawa Paps

  - [...] JEST MOJĄ PRZY- WSPÓŁLOKATORKĄ, WIĘC NIE CHCĘ BY SIĘ CIEBIE BAŁA. TYM BARDZIEJ, ŻE CZĘSTO MNIE ODWIEDZASZ - warknął i uderzył pięścią w stół

  - w takim razie masz problem brachu- au - syknął, gdy Papyrus przyparł go do ściany

  - GADAJ - niemalże wysyczał

  - wiesz, że mam kompleks starszego, c'nie ? No, to teraz sobie wyobraź, że każda laska, która się obok ciebie kręci ma ode mnie minusika - kaszlnął - szczególnie ona

  - SANS, POSŁUCHAJ - zwiększył ucisk na krtani brata - DOBRZE SŁUCHAJ, BO NIE LUBIĘ SIĘ POWTARZAĆ. JEŚLI KIEDYKOLWIEK COŚ JEJ POWIESZ, DASZ JAKIKOLWIEK POWÓD BY SIĘ BAŁA SPOPIELĘ CIĘ, ROZUMIESZ ?

  - jasne szefie - mruknął ledwo słyszalnie. Odkaszlnął kilkukrotnie - widzę, że dzisiaj za dużo nie pogadamy. Więc spadam

  - DO ZOBACZENIA BRACIE. I PAMIĘTAJ

  - ta, ta - warknął i zatrzasnął za sobą drzwi. Papyrus westchnął ciężko, właśnie tak się kończy nadopiekuńczość Sans'a. Zapukał do drzwi twojego pokoju

  - Wejdź - mruknęłaś, wszedł do środka. Siedziałaś pod kocem, co było częstym widokiem. Szczególnie gdy się bałaś. - przeze mnie się pokłóciliście - mruknęłaś zażenowana.

  - NIE, TO NIE PRAWDA. NIE CHCIAŁEM ŻEBY ROBIŁ COŚ TAK GŁUPIEGO, TYLE W TEMACIE

  - Ta, jasne

  - SIEDZIEĆ JUŻ CICHO - mruknął i usiadł obok

  - Lubisz mnie - prychnęłaś

  - CHCIAŁABYŚ CZŁOWIEKU

  - Heh, może

  - JESTEŚ NIEMOŻLIWA, WIESZ ?

  - Ale to lubisz - zaśmiałaś się, a on objął cię ramieniem

  - EH, NIECH STRACĘ. TAK, LUBIĘ, NAWET UWIELBIAM - zasmialiście się.

======================================

Chyba wyszło w miarę ok, nie wiem. Nie mam siły sprawdzać, nigdy więcej nie zaproszę do siebie znajomych z dzieckiem. Bo można pierdolca dostać

One Shot's [ZAMÓWIENIA ZAMKNIĘTE]Where stories live. Discover now