Rozdział 2: Sekrety i tajemnice

1.7K 165 38
                                    

Evangeline ziewnęła przeciągle i otworzyła zaspane oczy. Po ciszy panującej w sypialni zorientowała się, że jest jeszcze bardzo wcześnie. Nic dziwnego. Zawsze kładła się spać przed pozostałymi, trzema współlokatorkami i również budziła się najwcześniej. Dzięki temu wieczorami nie musiała uczestniczyć w przydługich dyskusjach o głupotach, a rano mogła w spokoju zająć się sobą.

Zwlekła się z łóżka i odsłoniła szczelnie zaciągnięte wokół łóżka zielone kotary. W pomieszczeniu panował półmrok. Zresztą ciężko, aby było inaczej, skoro pokój wspólny Ślizgonów znajdował się pod jeziorem. Dziewczyna wzdrygnęła się na samą myśl o tych hektolitrach wody, znajdujących się nad jej głową.

Pamiętała, jak bardzo była tym przerażona w pierwszych dniach w szkole. Wyobrażała sobie, jak sufit pęka, a potem zalewa ją ta niszczycielska substancja.

Woda ją przerażała. Nie był to jednak zwyczajny wodowstręt, nie, ona miała swój powód. Jej skóra po prostu nie tolerowała wody. Każdy kontakt z nią w najlepszym razie kończył się swędzącą czerwoną wysypką, a w najgorszym ropnymi pęcherzami.

To był jeden z jej dwóch największych sekretów. W Hogwarcie wiedzieli o nim niektórzy nauczyciele i pani Pomfrey. No a teraz jeszcze Fabian. Mały, głupi Fabian, który w czasie wczorajszej ceremonii przydziału dostał się do Gryffindoru. Był tym tak zachwycony, że zaraz po uczcie wyszedł z nowymi kolegami i pobiegł prosto do wieży. Na szczęście zachowanie chłopaka zwykle było tak niedorzeczne, że Evangeline była pewna, że nikomu nic nie powie. Prawdopodobnie będzie udawać, że jej nie zna. Poza tym głęboko wierzył w stereotyp, że Gryffindor i Slytherin nienawidzi się dla zasady.

Evangeline weszła do łazienki i powoli zdjęła nocną koszulę. Musiała przy tym uważać, aby nie uszkodzić wysuszonej skóry. Duże, odstające płaty potrafiły piec bardziej niż wysypka.

Jej poranny rytuał zawsze wyglądał tak samo. Nigdy nie używała wody. Zabawne, gdyby ktoś to usłyszał, pomyślałby, że jest obrośniętym brudem, obleśnym brudasem. To jednak nie do końca było tak. Co rano wcierała w skórę tłuste olejki, które zmieszane z przetartym korzeniem wiciokrzewu i anyżu dawały oczyszczający efekt.

Niestety, warunki atmosferyczne, panujące na Wyspach Brytyjskich nie ułatwiały jej sprawy. Idąc w deszczu przez błonia zawsze okrywała się szczelnie peleryną, na głowę naciągała kaptur i otwierała ogromny, czarny parasol. Najtrudniej było na treningach quidditcha i meczach. To pierwsze dawała radę jakoś przetrwać, szczególnie teraz, kiedy była kapitanem. Gorzej było, jak mecz wypadał w deszczowy dzień...

Nigdy nie narzekała, nigdy nie prosiła o przekładanie. Przez szesnaście lat nauczyła się sobie z tym radzić. Znała kilka przydatnych zaklęć. Potrafiła na przykład sprawić, aby jej ubrania były nieprzemakalne. Kilka razy zdarzyło jej się rzucić to zaklęcie nawet na twarz.

Evangeline nie była w stanie powiedzieć, co by było, gdyby wszyscy się o tym dowiedzieli. Prawdopodobnie zaczęliby traktować ją jak jeszcze większą dziwaczkę. O ile w ogóle było to możliwe.

Dziewczyna nałożyła na skórę kolan i łokci dodatkową, grubą warstwę tłustego kremu, a potem obwiązała je bandażami. Te miejsca zawsze były najbardziej narażone na wysuszenia. No i jeszcze stopy i dłonie, ale obwiązywanie ich było zbyt niewygodne. Robiła to tylko czasem, ale nigdy w Hogwarcie.

Założyła idealnie wyprasowaną koszulę i ciemną spódnicę. Naciągnęła też czarne, idealnie kryjące rajstopy. Zastanawiała się przez chwilę, czy będzie potrzebować swetra, ale wolała, aby było jej zimno, niż gdyby miała się spocić. Pot był równie niebezpieczny jak woda. Pozostała więc tylko czarna szata z godłem Slytherinu na piersi.

Zakończony || Szczypta przebiegłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz