Rozdział 12: Zmiany

995 132 45
                                    

Albert Walker czuł się lepiej. Kiedy się budził wiedział dokładnie, gdzie się znajduje i co się wydarzyło. Trochę brakowało mu tego dziwnego uczucia wątpliwego spokoju i tych kilku sekund, w czasie których wydawało się, że wszystko jest w porządku, a cała sytuacja w Wielkiej Sali była koszmarnym snem.

Pewnego dnia w skrzydle szpitalnym pojawił się gość. Albert domyślał się, że ta rozmowa kiedyś nadejdzie, ale nie zmniejszyło to zaskoczenia, które malowało się na jego twarzy, kiedy w drzwiach stanął dyrektor szkoły – Albus Dumbledore.

Starszy mężczyzna otoczony był aurą ciepła i spokoju. Na Alberta spoglądał wzrokiem uważnym, ale jednocześnie życzliwym i serdecznym. Przysunął sobie jedno z krzeseł i usiadł bliżej łóżka. W jednej chwili chłopakowi zrobiło się głupio, że jego włosy są w kompletnym nieładzie, a na sobie ma piżamę. Pomyślał, że to nie przystoi w towarzystwie tak potężnego czarodzieja. Poczuł, że jego policzki robią się czerwone.

– Dzień dobry, Albercie – przywitał się dyrektor, a na jego twarzy zagościł uśmiech. – Cieszę się, że już czujesz się lepiej. Nasza ostatnia rozmowa nie wypadła najlepiej...

– Nasza ostatnia rozmowa? – powtórzył zaskoczony.

– No tak, nie dziwię się, że nawet jej nie pamiętasz. To trochę moja wina, nie powinienem naciskać na panią Pomfrey, kiedy mówiła, że nie jesteś jeszcze gotowy. Ale spokojnie, nic złego się nie stało. Byłeś po prostu mocno rozkojarzony i zasnąłeś w pół zdania. Też kiedyś mi się to przytrafiło... to był bardzo nudny wykład...

Albert zamrugał kilkakrotnie, a potem w nerwowym geście poprawił okulary. Nie dość, że teraz siedział w piżamie, to kto wiedział, co robił ostatnim razem. Może i Dumbledore nie chował do niego urazy, ale Walkerowi było okropnie wstyd. Nie tego uczyła go babcia.

– Drogi chłopcze... zdajesz sobie sprawę, co się wydarzyło? – zapytał dyrektor, a ton jego głosu posmutniał.

– Tak, panie profesorze – rzekł szybko chłopak. – Ale nie wiem, co z Gregorym? Pani Pomfrey powiedziała tylko, że zabrali go do Munga.

– To prawda, pan Willson przebywa nadal w szpitalu, a uzdrowiciele nie potrafią go wybudzić.

Albert zdawał sobie sprawę z tego, że sytuacja nie prezentuje się najlepiej, ale teraz, kiedy dyrektor powiedział mu to prosto w twarz, poczuł, jakby ktoś uderzył go obuchem w głowę.

– A dlaczego ja się obudziłem? – To było głupie pytanie. W ogóle nie powinien go zdawać, bo wyszedł na kompletnego idiotę.

– Gregory Willson zjadł około dziesięciu czekoladek, ty nagryzłeś jedną – wyjaśnił cierpliwie Dumbledore. – Dawka, którą przyjął twój przyjaciel była niemal śmiertelna.

Co za palant – pomyślał niespodziewanie Albert. – Dlaczego on zawsze musiał być takim cholernym idiotą. – A potem skarcił się w duchu za te słowa.

– Powiedz mi, Albercie, czy domyślasz się, kto mógłby przesłać mu te czekoladki? – zapytał dyrektor, a jego oczy zalśniły. – Zastanów się... Może coś ci mówił?

Chłopak westchnął. Co powinien teraz powiedzieć? Powinien wyznać, że jego przyjaciel swoimi docinkami naraził się niemal wszystkim uczniom w Hogwarcie? Że pozostała czwórka konkursowiczów miała ochotę go zamordować, a w szczególności William, Evangeline i Marina? A może to, że sam nie był do końca pewnym, dlaczego nazywa go swoim przyjacielem?

– Nie wiem, panie dyrektorze – odpowiedział, mając nadzieję, że jego głos zabrzmi naturalnie. – Naprawdę, nie wiem...

Zapadło milczenie, przerywane przyspieszonym oddechem Alberta. Chłopak uznał, że powinien nad nim zapanować, więc wstrzymał na kilka chwil powietrze.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now