Rozdział 3: Kim jest profesor Gebin?

1.4K 146 50
                                    

W łazience Krukonów było zimno i nieprzyjemnie. Przez nieszczelne okna wdzierał się wiatr, który tylko wzmagał uczucie chłodu. A do tego te szare płyty, którymi wyłożono ściany i podłogę... I pomyśleć, że wszystkim zawsze się wydawało, że Rowena Ravenclaw miała dobry gust.

Beatrice potarła energicznie nagie ramiona. Miała na sobie tylko podkoszulkę, która nawet w jednym calu nie chroniła jej przed panującym w pomieszczeniu chłodem. Krytycznie omiotła wzrokiem swoje odbicie w lustrze.

Była niska. Nie, ona nie była niska, była mała. Nawet teraz musiała stawać na palcach, aby zobaczyć w lustrze coś więcej niż tylko połowę swojej twarzy. Jej figura też była okropnie przeciętna. Krótkie nogi, stanowczo za szerokie biodra i mały biust. Wszystko nie tak... Włosy, które nie były ani blond ani brązowe, kwadratowa twarz, odstające uszy i jeszcze ten okropny nos!

Dziewczyna chwyciła pesetę leżącą na umywalce i zaczęła energicznie skubać brwi.

– Bea, wyluzuj, mówiłam, że już starczy – rzekła Molly Kabbot, jej najlepsza przyjaciółka, która aktualnie siedziała na starym sedesie i piłowała paznokcie.

Molly była ładna i zgrabna. Miała długie nogi, a jej biodra i ramiona były symetryczne. Miała nawet wcięcie w tali. Długie, kasztanowe włosy zawsze wiązała w ciasny warkocz, a na pełne usta nakładała błyszczyk. W dodatku grała w quidditcha. Była pałkarzem i to cholernie dobrym pałkarzem.

– Muszą być cienkie – odpowiedziała Beatrice, wyrywając kolejne włoski. – Dziewczyny w Ameryce takie teraz noszą.

– Takie, które nadają ich twarzy wiecznie zdziwiony wyraz? – zapytała Molly, uśmiechając się kpiąco.

– Bardzo śmieszne, wiesz? Widziałam coś takiego w mugolskich gazetach – oświadczyła, przyglądając się swojej twarzy. Cholera, chyba rzeczywiście wyglądała jak pajac.

Molly najwyraźniej podzielała jej zdanie, bo na widok twarzy przyjaciółki wybuchnął śmiechem.

– Serio tak wyglądały? – zapytała, nie mogąc złapać tchu.

– Dobra, skończ – burknęła Bea. – Lepiej mi powiedz, co mam teraz z tym zrobić.

– Uspokój się, odrosną – rzekła, wstając z sedesu i podchodząc do przyjaciółki. Beatrice nie lubiła, jak stawała tak blisko, bo ich różnica wzrostu była wtedy najbardziej zauważalna.

Przez chwilę patrzyły sobie w oczy, a potem Bea uśmiechnęła się delikatnie.

– Mam pomysł! – krzyknęła, wybiegając z łazienki.

Molly nie miała pojęcia, co chodzi po głowie przyjaciółki. Słyszała tylko przyciszone hałasy dochodzące z sypialni, jakby Bea próbowała przekopać się przez sterty swoich gratów i coś w nich odszukać.

– Znalazłam! – oznajmiła triumfalnie, wchodząc ponowne do łazienki. Na wyciągniętej dłoni trzymała niewielki, złoty kolczyk w kształcie koła. – Pamiętasz? W zeszłym roku zgubiłam ten drugi.

– Pamiętam, pamiętam... ale co zamierzasz teraz zrobić z tym? – zapytała Molly, marszcząc brwi. Wyszukane pomysły przyjaciółki czasem ją przerażały.

– Przerobię go trochę, a potem przekłuję sobie brew – odpowiedziała dziarsko, wyciągając różdżkę i mierząc nią w kolczyk.

– Czekaj, czekaj. – Po tonie głosu Molly dało się wyczuć zdenerwowanie. – Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Pominę już fakt robienia sobie dziur w skórze, ale kolczyk w brwi nie sprawi, że zmienią one kształt, wiesz? Będą się jeszcze bardziej rzucać w oczy.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now