Rozdział 33: Drożdżowe bułeczki

707 111 73
                                    

Tego pamiętnego poniedziałku Albert uświadomił sobie, że nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej. Kiedy Evangeline krzyczała z bólu i omdlewała w jego, rękach zrozumiał, że jest ona ostatnią osobą na świecie, której cierpienie chciał oglądać. W jednej chwili zapomniał o własnych problemach, zapomniał o zimnych dreszczach, które nim wstrząsały, o przemoczonym ubraniu, kłopotach z ojcem i Gregory'm Willsonie. Zapomniał o wszystkim i modlił się w myślach, aby był to tylko koszmarny sen.

Albert od początku wiedział, że to, co na nich spłynęło było tylko zimną wodą, dlatego przez kilka pierwszych sekund pomyślał, że nic takiego się nie stało. Może i Evangeline była uczulona, ale przecież gdyby szybko się osuszyła, to skończyłoby się tylko na zaczerwienieniu, góra drobnej wysypce. Nie rozumiał więc, dlaczego sytuacja wymknęła się spod kontroli, a na je skórze zaczęły pojawiać się głębokie rany i poparzenia, jakby oblano ich żrącym kwasem.

Teraz nastał kolejny dzień, a on musiał zmierzyć się z tym, co miało nadejść oraz z wyrzutami sumienia, które nie dawały mu od wczoraj spokoju. Siedział więc zgarbiony w gabinecie Snape'a, oddychał stanowczo zbyt szybko i obserwował nauczyciela eliksirów i ojca Evangeline, który również nalegał, aby być przy tej rozmowie.

Snape wydawał się być dziwnie zakłopotany, a Albert domyślił się, że chodzi o obecność pana Pottera, którego mina była napięta. Mężczyzna był jak zwykle nienagannie ubrany i elegancki, ale na twarzy malowało się zmęczenie, a sine worki pod oczami zdradzały, że tej nocy nie zmrużył oka.

– Opowiesz nam jeszcze raz, co się wczoraj wydarzyło? – powiedział w końcu Archibald Potter, przerywając nieprzyjemne milczenie.

Albert przełknął głośno ślinę i popatrzył na nauczyciela eliksirów. Ten tylko kiwnął głową, dając mu do zrozumienia, że ma mówić o wszystkim. Chłopakowi nie trzeba było tego powtarzać. Był gotowy otworzyć się przed nimi i nie zamierzał zatajać żadnego sekretu.

– Spotkałem Evangeline na korytarzu. Mówiła, że ma akurat wolne, bo nie chodzi na numerologię. Ja miałem być na transmutacji... Rozmawialiśmy chwilę. Nie zauważyłem, kiedy ktoś zaczarował to wiadro nad nami... Woda była lodowata i dlatego w pierwszej chwili myślałem, że to jej temperatura sprawiła jej ból. Myślałem, że Evangeline się wystraszyła, że nie wiedziała, z czym w ogóle ma do czynienia... Ale potem zaczęła krzyczeć i widać było że cierpi. Szczególnie, że w kilka sekund na jej skórze zaczęły pojawiać się te okropne rany.

Chłopak zamilkł. Mówienie o tym było trudniejsze niż myślenie. Pan Potter wstał i widać było, że gorączkowo nad czymś myśli.

– Zwykła woda nie powinna od razu spowodować takich uszkodzeń skóry – wtrącił Snape. – A tobie, Walker, na pewno nic się nie stało? Nie dostałeś żadnej wysypki.

– Nie – powiedział chłopak, kręcąc głową. – Jestem niemal pewny, że była to zwykła woda. Tylko, że... miałem wrażenie, że Evangeline już wcześniej źle się czuła.

– Mówiła ci o tym? – wtrącił pan Potter.

– Nie – przyznał Albert szczerze. – Nie zdążyłem jej o to zapytać.

– Widziałeś kogoś na korytarzu, kiedy to się stało? – pytał dalej Snape.

Walker nagryzł wargę, a potem mechanicznie poprawił okulary, które nie zsunęły się nawet o cal. Westchnął.

– Nie widziałem nikogo – rzekł. – Ale jest pewna sprawa, o której powinienem powiedzieć panu wcześniej. Od pewnego czasu dostaję anonimowe listy. Ktoś napisał mi, że mam uważać na Evangeline, że ona nie jest tym, za kogo się podaje. Ta osoba groziła, że zrobi jej krzywdę, jeśli dalej będę trzymać się tak blisko niej.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now