Rozdział 7: Eliminacje

1.1K 137 39
                                    

Życie ma to do siebie, że bardzo lubi się komplikować. Przekonała się o tym piątka chętnych do wzięcia udziału w Potyczce o Złoty Kociołek. Uczniowie, zamiast poświęcić się nauce przed zbliżającymi się wielkimi krokami eliminacjami, musieli najpierw uporać się z własnymi, przyziemnymi sprawami, które powoli zaczęły wymykać się spod kontroli.

Wszystko pod kontrolą najbardziej lubiła mieć Evangeline Potter. Przez szesnaście lat swojego życia mówiła sobie, że bardzo nie lubi niespodzianek i tajemnic. Monotonia i powtarzalność sprawiła, że dziś była dokładnie w tym miejscu. Tyle że mniej więcej od lipca wszystko zaczęło się sypać. Pamiętała dokładnie dzień, w którym to się zaczęło, ale rozpamiętywanie go w tym momencie nie miało najmniejszego sensu. Teraz miała inny problem. Problem z Billem Weasleyem.

Gryfon najwyraźniej bardzo przejął się tą całą sprawą w sowiarni. Rzeczywiście czekał na nią pod skrzydłem szpitalnym i rzeczywiście zapytał, czy wszystko w porządku. Evangeline bardzo chciała go zbyć, ale to zadanie nie należało do najprostszych.

– Słuchaj, niecodziennie noszę do pani Pomfrey mdlejące dziewczyny – rzekł, a w jego głosie dało się słyszeć nutkę irytacji. – Byłoby więc miło, gdybyś mi powiedziała, czy wszystko w porządku. Myślę, że nie zaszkodziłoby też podziękować.

– Poradziłabym sobie – odpowiedziała krótko Evangeline, choć dobrze wiedziała, że było to kłamstwo. Bill też wiedział. Pewnie dlatego zaśmiał się głośno.

– Jasne... – burknął. – Gdybym nie przyszedł do sowiarni, to razem z Mariną połamałybyście kręgosłupy spadając ze schodów.

– Och... wzruszyłam się na wieść o twym bohaterskim czynie. Mam nadzieję, że Dumbledore sowicie cię za niego wynagrodził. Dopisujesz sobie plusiki, aby w przyszłym roku dostać odznakę prefekta naczelnego? Ja bym nie chciała... no wiesz, Gregory Willson ją teraz nosi. Musiałbyś ją odpowiednio długo moczyć w wywarze z trupiokrzewu, aby pozabijać bakterie, które po niej chodzą.

– Jesteś bardzo zabawna i wygadana, naprawdę – oznajmił, splatając ręce na piersiach, a kąciki jego ust wygięły się delikatnie. – A wystarczyło, jakbyś odpowiedziała mi na krótkie pytanie: czujesz się już lepiej?

Popatrzyła na niego bardzo uważnie.

– Tak – rzekła bardziej dla świętego spokoju. – Przy okazji chciałabym usłyszeć, kto i po co poszedł z tym do Snape'a?

– Marina – odpowiedział Bill. – Była wściekła na Gregory'ego i uznała, że Snape najlepiej się nim zajmie. Najwyraźniej wzięła pod uwagę jego antypatię do Gryfonów i inne tego typu czynniki... swoją drogą, dobrze mu tak.

Evangeline nie odpowiedziała. Może faktycznie porządnie mu się za to oberwie. Dziewczynie jednak nie zależało na tym aż tak bardzo. Był cholernym idiotą, ale prawdę mówiąc, miała go w głębokim poważaniu. Bez względu na wszystko czuła się od niego lepsza na każdym możliwy polu i jedynym, na czym jej zależało było pokonanie go w konkursie z eliksirów.

– Skoro już odpowiedziałam na twoje pytanie, to pozwolisz, że pójdę do biblioteki – oświadczyła, wkładając resztki energii w to, aby jej głos brzmiał jak najbardziej beznamiętnie. – Skoro stałeś tu przez te dwie godziny, to najwyraźniej przestało ci zależeć albo znudziła cię nauka.

– Ani jedno, ani drugie – powiedział krótko. – Nie uważasz, że powinnaś odpocząć? Nie chcę za kilka dni wynosić cię też z biblioteki.

– Nie będzie takiej potrzeby – zrobiła kilka kroków i wyminęła chłopaka. – Ach, zapomniałabym... dziękuję...

A potem odeszła tak szybko, jak było to możliwe byle tylko nie usłyszeć jego odpowiedzi. O ile ona w ogóle nastąpiła. Evangeline słyszała ciszę. Ale nie była pewna, czy ta cisza rozgościła się na całym korytarzu, czy tylko w jej głowie.

Zakończony || Szczypta przebiegłościKde žijí příběhy. Začni objevovat