Rozdział 39: Wielkie zwycięstwa, małe porażki

696 106 44
                                    

Evangeline wzięła głęboki wdech i przykryła się szczelniej kocem. Jej myśli nieustannie błądziły w kierunku Alberta i tego, co opowiedział jej po powrocie z rodzinnego domu. To wszystko było według niej co najmniej podejrzane. Może i nie znała dokładnie całej historii życia chłopaka, ale jakoś ciężko było jej uwierzyć w fakt, że kobieta, która opuściła wiele lat temu rodzinę nagle wraca i wszystko jest w porządku.

W trakcie rozmowy próbowała wypytać Alberta, czy jest pewny, że osoba, którą zastał w swoim domu jest jego matką. Chłopak jednak nie był zbyt skory do rozmowy. Widać było, że cała ta sytuacja zaczęła go dość mocno przerastać. Poza tym... gdzie w tym wszystkim był Edmund Walker? Dlaczego tak po prostu wpuścił swoją byłą żonę i pozwolił jej rządzić? I dlaczego od tygodni nie odpisywał na listy syna? Nie... to wszystko nie miało większego sensu, a Evangeline uważała się za zbyt inteligentną osobą, aby tak po prostu przymknąć oko na te drobiazgi.

Albert też nie był głupi, ale rozumiała, że jego dotknęło to w bardzo emocjonalny sposób i ciężko byłoby mu spojrzeć na to z dystansem. Uznała, że najlepiej będzie poczekać kilka dni, a potem spokojnie z nim porozmawiać i raz na zawsze wyjaśnić tę kwestię.

Chyba że uda jej się wcześniej rozwiązać ten problem...

Drzwi do sypialni otworzyły się z cichym skrzypnięciem.

– Potter, jesteś tu? – Usłyszała pytanie jednej ze współlokatorek.

Evangeline przeciągnęła się niechętnie i wstała z łóżka. Energicznie odsłoniła ciemnozielone kotary.

– Jestem... – mruknęła, do stojącej nieopodal dziewczyny. – Coś się stało?

– Nie wiem... Snape cię szuka, podobno w jego gabinecie jest twój ojciec – odpowiedziała, wzruszając ramionami, a potem jej usta wygięły się w krzywym uśmiechu. – Miło, że twój tata tak często cię odwiedza, prawda?

Evangeline zlekceważyła kąśliwą uwagę, szczególnie, że wcale nie było jej miło. Tym bardziej, że łatwo było się domyślić, po co właściwie przyszedł jej ojciec.

– Już idę – odpowiedziała tylko, po czym ponownie zasłoniła kotary łóżka.

Wiążąc buty pomyślała, że przez tę całą sprawę z Albertem zupełnie zapomniała o meczu. Cała radość z nim związana gdzieś się ulotniła, a dziewczyna nie wiedziała, czy wykrzesze z siebie tyle sił, aby obronić pomysł gry. Przeczesała włosy i po chwili namysłu założyła czarną szatę, bo od tego leżenia okropnie pogniotła jej się koszula.

Szybkim krokiem udała się pod gabinet profesora Snape'a. Już miała zapukać, jednak coś ją tknęło i w ostatniej chwili cofnęła rękę. Podsłuchiwanie raczej nie leżało w jej naturze (nie licząc tych kilku razy, kiedy była dzieckiem) i w zasadzie sama nie wiedziała, cóż odkrywczego mogłaby usłyszeć, ale jednak przyłożyła ucho do drzwi i wstrzymała oddech.

Najpierw rozpoznała głos ojca, ale w pierwszej chwili ciężko było jej rozróżnić słowa. Tym bardziej, że mężczyźni rozmawiali stosunkowo cicho. Szczególnie Snape, który miał nieznośną manię mruczenia pod nosem.

– ...moja żona się myli, mówiąc, że nie zrobiłem wszystkiego, co mogłem – powiedział w pewnym momencie Archibald odrobinę głośniej. – Zawsze działałem dla dobra Evie, ale nie zapomniałem, że gdzieś mogą być jej rodzice.

Dziewczyna nagryzła wargę, choć nie była zaskoczona, że mężczyźni rozmawiają o niej. Nie spodziewała się jednak rozdrapywania tak starych ran. Dla niej rodziną byli Potterowie i od wielu lat nie myślała o biologicznej matce i ojcu. Nie odczuwała potrzeby poznania prawdy, bo najzwyczajniej w świecie się jej bała.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now