Rozdział 8: Szóstka reprezentantów

972 144 94
                                    

 Na wyniki konkursu musieli zaczekać równy tydzień. Niektórym przychodziło to łatwiej innym trudniej. Największy problem miał z tym Albert Walker. Doszło już nawet do tego, że śniły mu się błędy, jakie popełnił na teście. Wyobrażał sobie, jak Snape czyta jego bohomazy, a potem pali pracę nad zapaloną świeczką, bo tylko do tego się nadawała. A przecież Albertowi tak bardzo zależało...

Po wyniki mieli się zgłosić do klasy od eliksirów. Znów zrobiło się tam tłoczno, znów zabrakło krzeseł i Albert znów podpierał ścianę. Tym razem, na szczęście, nie miał obok siebie Evangeline Potter tylko swojego przyjaciela Gregory'ego Willsona. Dziewczyna natomiast zajęła jeden z dostawionych stołków. Wyciągnęła przed siebie długie, chude nogi i podwójnie je skrzyżowała, wyglądając przy tym jeszcze dziwniej niż zwykle.

Walker starał się nie gapić. Nie było to jednak łatwe, zważywszy na to, że jego przyjaciel cały czas komentował wygląd dziewczyny. A kiedy ktoś o kimś mówi, to wzrok mimowolnie błądzi we wskazanym kierunku.

– Rany... czy tylko mi się wydaje, że jej włosy wyglądają jak zbita breja? – powiedział Gregory.

Albert kiwnął głową, nie chcąc zabierać głosu. Chłopak wcale tak nie uważał, ale wolał nie dawać przyjacielowi powodu do kłótni.

Po chwili zapadła cisza, a wszystko przez to, że do klasy wkroczył Severus Snape. Teatralnym gestem rzucił na biurko stos zapisanych arkuszy konkursowych i splótł ręce na piersiach. Dla lepszego budowania dramatyzmu zrobił kilka kroków, po czym zatrzymał się i przenosił wzrok na każdego z uczniów po kolei.

– Tak, jak się spodziewałem – oznajmił cierpko, a Albert poczuł, jak cały obiad podchodzi mu do gardła. – Nic specjalnego sobą nie zaprezentowaliście.

Znów podszedł do biurka i chwycił sześć pierwszych testów.

– Oddam pracę tylko tym, którzy dostali się do konkursu. Jeśli jednak któraś z pozostałych osób chce zobaczyć bzdury, które napisała, może zgłosić się do mojego gabinetu osobiście.

Albert dość mechanicznie pokiwał głową, choć i tak był pewny, że jeśli jego test nie znajduje się w najlepszej szóstce, to nigdy w życiu nie wkroczy dobrowolnie do gabinetu Snape'a.

– Gregory Willson – zaczął nauczyciel, po czym z zaciętą miną podszedł do chłopaka i podał mu zapisany pergamin. – Najwyższa ilość punktów.

Uwadze Walkera nie uszedł triumf, malujący się na twarzy przyjaciela, kiedy odebrał swoją pracę. Krukon uśmiechnął się, jakby chciał w ten sposób mu pogratulować, ale nie był przekonany, czy na pewno wygiął wargi w odpowiednią stronę. Chciał spróbować jeszcze raz, ale wtem dostrzegł minę nauczyciela eliksirów i omal nie pisnął ze strachu. Chyba jeszcze nigdy nie widział, aby mężczyzna był tak niezadowolony.

– Evangeline Potter – kontynuował, podchodząc do Ślizgonki. – Jak następnym razem będziesz tak bazgrać, to nawet nie zadam sobie trudu, aby to rozczytywać.

Jej cienka, czarna brew uniosła się nieznacznie, a potem bez słowa zaczęła przeglądać swoją pracę. Pochylała się nad nią tak nisko, jakby sama nie była do końca pewna, co tam napisała.

– Albert Walker... osoba, która w siódmej klasie pisze, że nasiona warzuchy się sieka powinna cofnąć się do pierwszej klasy.

Chłopak na chwilę zapomniał, jak się oddycha. Czy stojący przed nim Snape, wyciągający rękę z jego pracą oznaczał, że Albert dostał się do konkursu? Tak, chyba tak... Krukon otrząsnął się z dziwnego amoku i przyjął test.

– Więc co się robi z nasionami warzuchy? – zapytał jeszcze Snape, dokładnie lustrując go wzrokiem.

– Miażdży, panie profesorze – odrzekł szybko Walker, mając nadzieję, że jego głos nie drży zbytnio od nadmiaru emocji.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now