W Norze nie było możliwości spać tak długo, jakby się chciało. A już na pewno nie dało się tego zrobić w bożonarodzeniowy poranek.
Billa obudziły głośne piski i tupot małych stóp jego młodszego rodzeństwa. Zachowywali się jak banda dzikusów zbiegająca po schodach wprost do głównej izby z kominkiem, gdzie wisiały ich kolorowe skarpety, które w nocy mama wypełniła drobnymi upominkami.
Chłopak jęknął i naciągał kołdrę na głowę. Obrócił się na drugi bok.
– PREZENTY! – dobiegł go wrzask jednego z bliźniaków.
Usłyszał jęknięcie Charliego, który najwyraźniej również nie pałał aż tak wielkim entuzjazmem. A potem znów tupot stóp. Tym razem dzieciaki wbiegały na piętro. Któryś z nich głośno zapukał do drzwi pokoju najstarszych braci.
– Bill! Charlie, szybko, prezenty!
– Nie uciekną wam te prezenty – odburknął Charlie, a Bill powoli zczołgał się z łóżka.
– Chodź – burknął do brata, owijając się swetrem. – I tak nie dadzą nam spokoju.
Chłopak przytaknął powoli i poszedł w ślady Billa. Na schodach minęli ziewającego Percy'ego, który najwyraźniej wyrósł już z wczesnego zrywania się z łóżka. Kiedy zeszli na dół bliźniacy, Ron i Ginny zdążyli już dopaść swoje skarpety i rozrywali papiery, aby dostać się do prezentów. Na fotelach siedzieli też rodzice, którzy z radością obserwowali swoje najmłodsze pociechy.
Starsi synowie przywitali się grzecznie, a potem, aby nie robić przykrości rodzicom, wzięli się za odpakowywanie prezentów.
Bill nie był zaskoczony (choć udawał, że jest inaczej), że główną niespodzianką był ciemnozielony sweter z dużą literką B na piersiach. Dostał też nowe pióro i książkę dotyczącą eliksirów.
– Może przyda ci się do konkursu, kochanie – powiedziała mama, gładząc go czule po włosach.
– Tak, na pewno, dziękuję.
Chłopak przewertował ją szybko, a potem odłożył na bok i zaczął przyglądać się młodszemu rodzeństwu. Każdy z dzieciaków miał już na sobie tradycyjny sweter Weasleyów (Ron oczywiście kasztanowy, czego nie omieszkał wypomnieć, a Ginny i George znów zamienili się swoimi. W efekcie dziewczynka niemal ciągnęła rękawy po ziemi, a chłopiec paradował w za ciasnym, różowym wdzianku). Starym zwyczajem porównywali drobne zabawki i upewniali się, czy aby ktoś nie dostał czegoś lepszego.
Bill i Charlie też tak kiedyś robili, ale z wiekiem zrozumieli, że rodzice nie mają zbyt wielu pieniędzy i należy się cieszyć tym, co mają. Uczono ich, że mają być wdzięczni nie za rzeczy materialne, a miłość i dobroć, która panowała w domu.
– I co, podobają się wam prezenty? – zapytał pan Weasley z dobrotliwym uśmiechem.
– Tak, tatusiu! – krzyknęła entuzjastycznie Ginny, a potem podbiegła do ojca i wspięła się na jego kolana. Złożyła na jego policzku głośnego całusa. – Ale znów nie dostałam kotka...
– Och, kochanie, jak będziesz starsza i pojedziesz do Hogwartu, to dostaniesz jakieś zwierzątko – odpowiedział mężczyzna, gładząc jej długie włosy.
Weasleyowie nie faworyzowali żadnego z synów, ale Ginny to zupełnie inna bajka. Od czasu narodzin była oczkiem w głowie taty i raczej nie należało się spodziewać, że coś się zmieni. Bill wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Charliem.
– Jak Ron pójdzie do Hogwartu, to dostanie pająka – powiedział Fred, na co najmłodszy z synów jęknął cicho.
– Fred! – upomniała go mama. – Nawet w święta nie możecie wziąć sobie na wstrzymanie? Nie chcę dzisiaj słyszeć tego typu komentarzy!
YOU ARE READING
Zakończony || Szczypta przebiegłości
FanfictionRok 1987. W Hogwarcie ma się odbyć prestiżowy konkurs z eliksirów, czyli MIĘDZYSZKOLNA POTYCZKA O ZŁOTY KOCIOŁEK. Wśród szóstki zakwalifikowanych uczniów Hogwartu murowanym kandydatem był siedemnastoletni Gryfon Gregory Willson. Jednak na skutek prz...