Rozdział 6: Odpowiedzialność opiekuna

971 133 19
                                    

Marina, kierując swoje kroki przez lochy, nie zawahała się nawet przez chwilę. Pogrążone w mroku korytarze i zwisające z sufitu pająki nie napawały jej strachem. Wręcz przeciwnie. Delikatny chłód, który tu panował sprawił, że emocje powoli zaczęły opadać. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że nadal była okropnie wściekła na Gregory'ego Willsona za to, jak potraktował ją i Evangeline w sowiarni. Nie chciała nawet myśleć, co by się stało, gdyby Bill Weasley się tam nie pojawił.

Dziewczyna stanęła przed gabinetem Snape'a. Przypomniała sobie słowa Weasleya. Nie boisz się do niego iść? Prychnęła, nie ona powinna się bać. To ten idiota Willson będzie miał przechlapane.

Zapukała energicznie, a kiedy usłyszała krótkie wejść, wślizgnęła się do środka.

Gabinet nauczyciela eliksirów był dość sporym, ponurym i słabo oświetlonym pomieszczeniem. Przy prawej ścianie stał regał, na którym piętrzyły się słoiki wypełnione nieprzyjemnymi dla oka odczynnikami. Były tam między innymi fragmenty zwierząt i roślin umieszczone w różnobarwnych cieczach. Po lewej stronie natomiast znajdowały się półki wypełnione po brzegi książkami. Marina dostrzegła, że niektóre z woluminów wcale nie są tak stare, jakby się mogła spodziewać.

W pomieszczeniu stał również mały sekretarzyk, w którym nauczyciel przechowywał swoje prywatne, cenne składniki eliksirów oraz spore, drewniane biurko, za którym siedział profesor we własnej osobie.

Kiedy Marina przekroczyła próg gabinetu, uniósł głowę, a przez jego twarz przebiegł cień zaskoczenia. Dziewczyna, nie czekając na pozwolenie, usiadła na krześle naprzeciwko niego.

– Dzień dobry, panie profesorze – rzekła szybko.

– Czego chcesz, Blau? – zapytał, odkładając na bok pióro i prace domowe, które aktualnie sprawdzał.

– Panie profesorze, przed chwilą miało miejsce dość nieprzyjemne zdarzenie i zastanawiałam się, do kogo powinnam z tym iść. Uznałam, że będzie pan odpowiednią osobą, bo w końcu chodzi o uczennicę z pana domu – rzekła na jednym wydechu.

– O kogo? – zapytał, a wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet o jotę.

– O Evangeline Potter.

– Co ona zrobiła?

– Ach... – westchnęła Marina, zdając sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało. – Nie, Evangeline nic nie zrobiła. To Gregory Willson.

– Blau, co ty kręcisz? – zapytał już lekko zniecierpliwiony. – Willson nie jest z mojego domu. Idź z tym do profesor McGonagall.

– Tak, wiem... To może najlepiej będzie jak po prostu zacznę od początku – oznajmiła, po czym rozsiadła się wygodniej na krześle. Cały czas patrzyła mężczyźnie w oczy, co najwyraźniej zaczynało go irytować. Wzroku jednak nie spuścił. – Poszłam do sowiarni w celu wysłania listu do... nieważne do kogo. W każdym razie... w pierwszej chwili byłam pewna, że jestem tam sama, dopiero po chwili zauważyłam Evangeline. Źle się czuła, osunęła się na podłogę. Chciałam jej pomóc i zaprowadzić do skrzydła szpitalnego, ale z każdą chwilą było coraz gorzej i coraz mocniej traciła świadomość. Wtedy w sowiarni pojawił się Willson i wie pan, co on mi powiedział, kiedy poprosiłam go o pomoc?

Snape już chciał odpowiedzieć na jej pytanie, ale Marinie na tym nie zależało. Nim zdołał otworzyć usta, dziewczyna już mówiła dalej.

– Powiedział, że nam nie pomoże, bo nie zamierza się niczym zarazić. To były słowa prefekta naczelnego!

– Co z Potter? – zapytał, a Marina wyczuła, że ton jego głosu odrobinę się zmienił. Nie do końca było mu to obojętne, więc prawdopodobnie Willson oberwie za swoje zachowanie.

Zakończony || Szczypta przebiegłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz