Rozdział 28: Antidotum na samotność

801 113 79
                                    

Wieść o tym, że Gregory Willson wybudził się ze śpiączki obiegła Hogwart niczym błyskawica. Mówili o tym dosłownie wszyscy – nauczyciele i uczniowie dyskutowali tak zawzięcie, że ciężko było ocenić, które z tych rewelacji są prawdą, a które wyssaną z palca bzdurą, mającą na celu podtrzymać zainteresowanie tematem.

Większość uczniów uznała jednak, że wszelkie informacje najlepiej potwierdzać u źródła, a źródłem tym według nich był nie kto inny jak Albert Walker. Chłopak nie był tym faktem zachwycony. Gregory stał się dla niego kolejnym problemem, który zaprzątał mu głowę, a na wszelkie pytania na temat stanu jego zdrowia nie potrafił nic odpowiedzieć. Nie dostał od przyjaciela żadnej wiadomości i sam również nie kwapił się, aby wysłać choć krótki list. Jeśli plotki były prawdą, to Willson nie był w najgorszym stanie i całkiem szybko dochodził do siebie, więc zapewne ucieszyłaby go wiadomość od Alberta. Problem w tym, że Albert nie miał pojęcia, o czym miałby mu napisać... O tym, jak radzi sobie w konkursie? O śmierci babci i problemach alkoholowych ojca? O Evangeline, która w obecnej sytuacji stała się mu najbliższą osobą? A może o tym, że teraz to on, Albert, nosi na piersi odznakę prefekta naczelnego, która kiedyś należała do Willsona? Chyba żadna z tych rewelacji nie była odpowiednia i nie ucieszyłaby Gregory'ego... A wzmianka o Evangeline chyba zupełnie by go rozwścieczyła. Walker uznał więc, że najrozsądniej będzie zaczekać.

Przeżuwał więc w milczeniu tost, pozwalając, aby jego myśli błądziły swobodnie, nie łapiąc niczego konkretnego. Odrobinę podsłuchiwał, o czym rozmawiają inni uczniowie i z ulgą stwierdził, że tym razem nie dominuje temat Gregory'ego, a zbliżających się walentynek i wypadu do Hogsmeade. Z tej przyczyny pojawił się odwieczny problem, kto z kim pójdzie na randkę. Albert miał ochotę zaśmiać się z ironią. Wiele by dał, aby tylko to było jego zmartwieniem.

– Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale jesz suchy chleb, bo ser i szynka ci wypłynęły i leżą na talerzu. – Usłyszał za plecami znajomy głos. – A poza tym, nie uważasz, że jedzenie mięsa ma w sobie coś z arogancji? No wiesz, Albercie, to tak, jakbyś udowadniał zwierzętom na talerzu wyższość nad nimi.

Albert odwrócił się bardzo powoli i wcale nie był zaskoczony tym, że stała za nim Evangeline Potter. Tylko ona miała dziwny zwyczaj podkradania się do ludzi od tyłu i rzucania tymi dziwnymi komentarzami, które przebijały jak włócznie. Kiedy Walker popatrzył na swój talerz, w pierwszej chwili poczuł zażenowanie, a zaraz po tym opuścił go cały apetyt na szynkę. Westchnął głośno i odłożył to, co zostało z jego tostu. Evangeline w tym czasie bez słowa usiadła po jego prawej stronie. Uwadze chłopaka nie uszło, że kilku Krukonów przy stole zaczęło się ostentacyjnie odsuwać.

– Rozumiem, że ty nie jesz mięsa? – zaczął.

– Jakieś wieści od Willsona? – zapytała, ignorując jego pytanie.

Albert westchnął głośno.

– Myślałem, że chociaż ty mi odpuścisz – burknął, czując, że żołądek wiąże się w supeł. – Wszyscy pytają mnie o Gregory'ego: co u niego, kiedy wraca, jak się czuje... a ja nie mam pojęcia, bo nie dostałem od niego żadnego listu i wyprzedzając twoje kolejne pytanie, ja też nic nie wysłałem, a w dodatku...

– Uspokój się – przerwała mu twardo. – Chciałam jakoś zacząć rozmowę, przyznaję, że wyszło dość niefortunnie.

– Zaczęłaś rozmowę od mięsa.

– Możesz się na mnie nie wyżywać, Walker? – zapytała ostro, nie spuszczając wzroku z chłopaka.

Albert nic nie odpowiedział. Podświadomie nie chciał robić sobie wroga z Evangeline. Nie dlatego, że bał się tego, do czego może być zdolna, ale dlatego, że była ona jego jedynym wsparciem w Hogwarcie. Jedyną osobą, która znała jego sytuację rodzinną i okazywała mu empatię na tyle, na ile potrafiła.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now