Rozdział 5: W sowiarni

1.1K 135 50
                                    

Droga Mamo, drogi Tato,

Wiecie, że w pierwszym tygodniu mam mnóstwo pracy. Na szczęście dobrze zdałam sumy, więc nauczyciele bez problemu przyjęli mnie na te przedmioty, które mnie interesowały. Idąc za Twoją radą, Tato, zrezygnowałam z zielarstwa. Miałeś rację, mówiąc, że wilgoć panująca w cieplarniach nie wyjdzie mi na zdrowie. Uznałam więc, że przedmiot ten mi się nie przyda, a jeśli będę chciała pogłębić swoją wiedzę, to po prostu zrobię to we własnym zakresie.

W pierwszym tygodniu ustalałam też z innymi kapitanami harmonogram treningów quidditcha oraz przeprowadzałam przesłuchania do mojej drużyny. Myślę, że znalazłam bardzo dobrego ścigającego, ale niestety nie mogę tego powiedzieć o pałkarzu. Nikt mnie specjalnie nie zachwycił, więc mam nadzieję, że nie skończy się to tragicznie w czasie meczu i obejdzie się bez poważnych ran i kontuzji.

Fabian powiedział mi, że wspomniał Wam o Potyczce o Złoty Kociołek. Oczywiście, że zamierzam spróbować swoich szans w tej rozgrywce. Eliksiry mnie pasjonują i sporo o nich czytam, więc mam wrażenie, że bez problemu przejdę przez szkolne eliminacje (Profesor Snape wybierze sześcioro najlepszych uczniów). Jedyne, czego się obawiam, to że nie starczy mi czasu na wszystko, czym zamierzam się zająć w tym roku. Obym się myliła, bo wiecie doskonale, że ciężko byłoby mi z czegoś zrezygnować.

Na koniec tego listu chciałabym Was zapewnić, że będę mieć oko na Fabiana, choć jak sami wiecie, nie mogę ponosić odpowiedzialności za jego wybryki. Szczególnie, że trafił do innego domu. Zapewniam jednak, że jeśli poprosi mnie o pomoc, to zawsze ją otrzyma.

Będę Was informować o tym, co u mnie się dzieje, ale musicie mieć na uwadze, że nie mam aż tyle czasu, aby często pisać listy. Mam nadzieję, że się nie gniewacie i rozumiecie, jak ważna jest dla mnie szkoła i nauka.

Kocham Was, Evangeline


Dziewczyna postawiła kropkę na końcu swojego imienia i odczytała całość raz jeszcze. Było ok. Trochę oschle i formalnie, ale przez lata przywykli do tego, że właśnie w taki sposób formułowała zdania. Może to kocham Was odrobinę ją obnażało, ale nie było to kłamstwo.

Przeskakując co drugi stopień, szybko dostała się do sowiarni. Niespecjalnie przepadała za tym pomieszczeniem i zawsze było jej szkoda swojej sówki włochatki, że musi tu przebywać. Trzymanie jej w pokoju wspólnym Ślizgonów było dość skomplikowane, zważywszy na to, że pomieszczenia znajdowały się w lochach, a w sypialniach nie było okien.

W sowiarni było mnóstwo ptaków, a nad ranem panowało tu ogromne zamieszanie. Większość z nich wracała po nocnych łowach lub pałaszowała upolowane myszy. Niektóre wyrywały sobie zdobycze i z głośnym piskiem goniły się po pomieszczeniu. Wszędzie unosiły się pióra, a na ziemi kłębiły się odchody. Gdy były świeże, trzeba było uważać, aby się na nich nie poślizgnąć. Evangeline jednak najbardziej nie lubiła tego cichego chrupania małych kości pod stopami.

– Sophii? – powiedziała dość głośno, aby przygłuszyć głośne, ptasie piski. – Chodź do mnie.

Po chwili z jednej z górnych żerdzi sfrunęła jej włochatka. Z gracją przysiadła na jej ramieniu i delikatnie uszczypnęła ją w ucho.

– Uważaj – rzekła, gładząc jej miękkie pióra. – Nie chcesz chyba znów zedrzeć mi skóry?

W jej głosie nie dało się jednak wyczuć złości. Wiedziała, że Sophii to piękne i mądre zwierzę, które nigdy by jej nie skrzywdziło.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now