Rozdział 35: Koniec przyjaźni

761 112 44
                                    

Mróz opuścił Anglię na dobre. Lód na jeziorze znikał, a hałdy śniegu zmniejszały się z każdym dniem. Pewnego ranka nawet zajęcia z zielarstwa odbyły się z małym opóźnieniem, bo jak się okazało topniejący śnieg zalał cieplarnie tak bardzo, że trzeba było brodzić po kostki w wodzie, a osuszenie podłogi zajęło kilkanaście minut.

Z końcem lutego wyszło słońce, a najbliższe prognozy pogody nie zapowiadały nadejścia fali ulewnego deszczu, co było miłą odmianą po tych kilku wilgotnych miesiącach, które nawiedziły Wielką Brytanię. Mówi się, że po każdej burzy w końcu wschodzi słońce, tylko że pogoda nieznacznie się pospieszyła, bo w życiu młodych uczestników Zaawansowanej Potyczki o Złoty Kociołek nie widać było przysłowiowego światełka w tunelu.

Albert wałęsał się bez celu. W ostatnich tygodniach nieprzyjemne sytuacje miały nieznośną przypadłość mnożyć się i przyciągać. Jakiś czas temu uznał, że gorzej być nie może, a teraz... cóż... teraz musiał przyznać przed sobą, że jednak jest. W dodatku zło przestało dotyczyć tylko jego. Evangeline też cierpiała, a Walker miał przeczucie, graniczące z pewnością, że to przez niego. Westchnął głośno. Powinien zachować wobec niej dystans. Przeciąć energicznie te cieniutkie linie, które ich łączyły. Problem w tym, że wówczas został by całkiem sam. Ewentualnie mógł pokajać się przed Gregorym Willsonem i znów być tym samym Albertem, co we wrześniu. Tym samym Albertem, którego tak bardzo się przed sobą wstydził.

Niektórzy wierzą, że myśli mają mistyczną moc przywoływania. Może właśnie dlatego Albert w pewnym momencie dostrzegł przygarbioną sylwetkę wysokiego chłopaka. Był to nie kto inny, jak Gregory. Siedział on na jednym z okiennych parapetów i śledził treść cieniutkiej książeczki. Nie był nią jednak dostatecznie zainteresowany, bo bez problemu usłyszał stukot kroków na kamiennej posadzce korytarza szkoły. Albert nie zdążył nawet pomyśleć o tym, aby się wycofać, bo jego dawny przyjaciel uniósł głowę. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, a potem wargi Willsona wygięły się delikatnie. Albert jednak nie rozpoznał w tym geście serdecznego uśmiechu. Wręcz przeciwnie, twarz chłopaka wygiął ironiczny grymas, a oczy i odznaka prefekta naczelnego zalśniły w poczuciu wyższości.

– No proszę... – powiedział przeciągle Gregory, zamykając książkę. – Mam niepokojące wrażenie, że niezbyt ci się układa z twoją nową przyjaciółką.

– Jeśli masz na myśli Evangeline, to... – Albert urwał w połowie zdania, bo sam nie był do końca pewien, co właściwe chciał powiedzieć.

Willson bez problemu wyczuł jego zdenerwowanie. Zaśmiał się ironicznie i jednym, zwinnym ruchem zeskoczył z parapetu. Rozprostował kości z cichym chrupnięciem i podszedł do Walkera. Z bliska jego twarz zdawała się być jeszcze bardziej nieprzyjemna i upiorna.

– Co chciałeś powiedzieć? – dociekał pewny siebie Gregory. – Że Evangeline, nie jest twoją przyjaciółką? Wybrała Weasleya? To niesamowite, że ktoś taki, jak ona ma w ogóle jakiś wybór...

– Naprawdę, nie mam ochoty na tę rozmowę – burknął Albert, choć podświadomie wiedział, że powinien bronić dziewczyny, to jednak jakakolwiek dyskusja z Willsonem nie miałaby sensu i mogła przynieść odwrotny efekt do zamierzonego.

Chłopak próbował się wycofać, wyminąć jakoś byłego przyjaciela i gorliwie się modlić, aby już nigdy w życiu nie musieć z nim rozmawiać. Nic z tego. Gregory chwycił go mocno za ramię i przytrzymał. Najwyraźniej nie miał ochoty tak łatwo odpuścić.

– Mówiłam ci, że pewne osoby zasługują na karę – powiedział tak beztrosko, jakby chodziło o to, co zje na kolację.

– Słucham? – wydusił z siebie Albert, czując, że podnosi mu się ciśnienie. Wyprostował się, teraz już nie zamierzał odpuścić. – O czym ty mówisz? Czyli to ty oblałeś Evangeline wodą?

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now