Rozdział 30: Nawiedzone walentynki cz. 2

704 114 45
                                    

Tego dnia Evangeline Potter czuła, że przyjdzie jej się zmierzyć z uczuciami, z którymi wcześniej nie miała styczności. Mimo ogromnego mętliku w głowie bardzo chciała powiedzieć Billowi, że chyba jest gotowa wkroczyć na kolejny etap znajomości. Tak, dokładnie takich słów chciała użyć. Wyobrażała sobie nawet, jak kąciki warg chłopaka uniosą się delikatnie. Wówczas dałaby mu kuksańca w bok i burknęła, że nie ma się tak szczerzyć. On by się speszył, a jego uszy nabrałyby czerwonego odcienia. Jak zawsze wszystko miała dokładnie zaplanowane – cieszyć się popołudniem w towarzystwie Weasleya i nie myśleć o Albercie i anonimowych wiadomościach, które dostaje.

Nie myśleć o Albercie...

Plan wydawał się być niemal idealny. Niemal, bo Evangeline nie przewidziała, że Bill nie zjawi się o trzynastej w umówionym miejscu. Owszem, mówił jej, że chce wpaść na chwilę do Hogsmeade, ale zapewniał ją, że o trzynastej już dawno będzie w zamku.

Minęło piętnaście minut, a dziewczyna nadal czekała. Zniecierpliwiona przeskakiwała z jednej nogi na drugą i czuła, że zaczyna narastać w niej złość. Zawsze wydawało jej się, że Bill jest osobą punktualną i słowną, a tu proszę, taka niemiła niespodzianka.

Ponowny rzut oka na zegarek. Dwadzieścia minut. A podobno to kobiety są spóźnialskie – przeszło jej przez myśl. – Albert zapewne by się nie spóźnił.

Wróć, nie miała przecież myśleć o Albercie.

Uznała, że da mu ostatnie dziesięć minut. Jeśli przyjdzie, to powie mu, co o tym myśli. A jeśli nie... cóż. Będzie musiała się zastanowić, jak będzie wyglądać ich kolejne spotkanie.

Evangeline oparła się o zimną ścianę i oddychała miarowo. Śnieg za oknem sypał coraz mocniej, a ona od miesiąca nie wynurzyła nosa z zamku. Chciała w ten sposób zmniejszyć do zera możliwość kontaktu z wodą. Myślała że to, jak i nowe leki od ojca sprawią, że poczuje się lepiej. Nie było to jednak takie proste. Jej skóra może była w dużo lepszej kondycji, ale zawroty i bóle głowy stanowczo nie ułatwiały życia. Winą obarczała brak świeżego powietrza, ale widziała doskonale, że oszukuje siebie. W pierwszym semestrze też tak się to wszystko zaczęło. Mdłości i osłabienie nie zwiastowały niczego dobrego.

Minęło kolejne piętnaście minut. Evangeline pomyślała, że to dość wspaniałomyślne, że dała mu te dodatkowe trzysta sekund. Bill jednak nie wykorzystał żadnej z nich. I wtedy poczuła, że złość jej mija, a zastępuje ją dziwny smutek i pustka. Poczuła się tak jak zawsze, tak jak kiedyś. Sama.

Zacisnęła dłonie w pięść, a potem powoli odeszła. Nie odwróciła się. Może to wszystko było tylko głupim żartem?

Na Marinę wpadła przy zejściu do lochów. W pierwszej chwili bardzo się zdziwiła, że widzi ją właśnie tam, ale potem zrobiło jej się to dziwnie obojętne. Evangeline chciała bez słowa wyminąć koleżankę, ale ta doskonale wiedziała, że coś się stało.

– Pokłóciłaś się z Billem? – zapytała.

– Chciałabym – prychnęła w odpowiedzi Evangeline. – W ogólne nie przyszedł.

Zapadło krótkie milczenie. Panna Potter była pewna, że Marina zacznie go usprawiedliwiać, że rzuci najpopularniejszym tekstem – może coś się stało? Ale nie. Koleżanka kiwnęła tylko głową i uśmiechnęła się pokrzepiająco.

– A to świnia – rzekła. – Pewnie siedzi teraz w Miodowym Królestwie i pałaszuje cukierki. Mam nadzieję, że chociaż coś ci przyniesie.

– Mam gdzieś jego słodycze – burknęła.

– Masz rację, to byłaby forma przekupstwa – przyznała Marina. – Ale nie martw się, nie każdy facet by cię tak wystawił.

– No tak, mój ojciec na pewno by się zjawił punktualnie – przyznała Evangeline, a Blau zaśmiała się cicho.

Zakończony || Szczypta przebiegłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz