Rozdział 42: Rozrachunek z przeszłością cz. 1

559 104 12
                                    

Evangeline czuła się wykończona. Miała wrażenie, że nie radzi sobie z uczuciami, które jeszcze niedawno były dla niej czymś zupełnie obcym. Niemal każda cząstka jej ciała rozrywała się z rozpaczy, kiedy widziała cierpienie i zagubienie Alberta. Tak bardzo chciała mu pomóc, że nie obchodziły ją konsekwencje tego, że powiedziała o swoich obawach ojcu. Wiedziała bowiem, że to jedyna, rozsądna droga w tym panoptikum smutku. I choć zdawała sobie sprawę, że jeśli Walker się o wszystkim dowie, to ich stosunki mogą ulec znacznemu pogorszeniu, to jednak czuła, że postępuje właściwie. Przynajmniej w tej kwestii...

Zupełnie inaczej miały się sprawy z Billem Weasleyem, który miał dziwny talent do pojawiania się w najmniej oczekiwanych momentach. Zwykle działo się to wtedy, kiedy Evangeline już nabierała wątpliwego przekonania, że uporała się z uczuciem do Gryfona. Bill był dowcipny charyzmatyczny i dobry. Chyba zbyt dobry. Ze względu na wychowanie i sporą rodzinę, którą był otoczony, miał w sobie pokłady ogromnej miłości i troski, która wręcz wylewała się z niego przy każdym geście i spojrzeniu. Oczywiście Weasley, jak każdy, miał swoje wady. Potrafił się zdenerwować. I choć nie działo się to często, to jednak wpadając w złość, stawał się nieprzyjemny i nieprzewidywalny. Właśnie dlatego Evie czuła, że moment, kiedy zobaczył ją z Albertem w pustej klasie również zaowocował wybuchem gniewu.

Dziewczyna była pewna, że odpuścił, że zrozumiał, że między nimi nie ma miejsca na jakiekolwiek uczucie, które można zbudować na trwałym fundamencie. Nie spodziewała się, że Bill jednak nadal ma nadzieję na więcej.

Zmęczenie z każdym dniem dawało jej się we znaki. Przytłaczały ją wszechobecne tajemnice i myśli, które niemal wyskakiwały z każdego, ciemnego zaułku szkolnych korytarzy. Nigdy nie pragnęła wakacji, ale tamtego wieczora wiele by dała, aby być znów w domu. Nawet jeśli wiązałoby się to z codziennym oglądaniem jej przygłupiego brata Fabiana i matki, która podskakiwałaby na każde jego zawołanie. Przetrwałaby to, bo wszystko było lepsze, niż zimne mury Hogwartu, które sprawiały, że z każdym dniem zaczynała się coraz bardziej dusić.


Evangeline przyspieszyła kroku. Za kilka minut miała zacząć się cisza nocna, a ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnęła był szlaban za jej nieprzestrzeganie. Stanowczo zbyt długo rozmawiała z Albertem, przez co spóźniła się na kolację. Często rezygnowała z wieczornych posiłków, ale akurat dziś, jak na złość, czuła, że zaczyna burczeć jej w brzuchu. Miała nadzieję, że w sypialni znajdzie jakąś przekąskę. Rozmyślając nad jabłkiem, które według niej powinno znajdować się na szafce nocnej, omal nie wpadła na dziewczynę stojącą w mroku szkolnego korytarza, prowadzącego do lochów.

– Marina? – zapytała skołowana, choć tych napuszonych, blond włosów nie dało się z nikim pomylić.

Panna Blau była czymś równie zamyślona, bo drgnęła i rozejrzała się po korytarzu, jakby wybudziła się z długiego snu. Kiedy w końcu popatrzyła na koleżankę, to Evangeline nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jej oczy lśnią dziwnym, lekko niepokojącym błyskiem, którego nigdy wcześniej u niej nie widziała.

– Och, Evie... – szepnęła Marina po krótkiej chwili. – Czekałam na ciebie.

Evangeline przełknęła ślinę. Dreszcz niepokoju przebiegł jej po plecach. Te trzy słowa wystarczyły, że pożałowała, że nie przemknęła niepostrzeżenie obok Puchonki. Złe przeczucia zalały ją niczym fala na wzburzonym morzu.

– Coś się stało? – zapytała. – Chcesz pogadać? Jeśli tak, to rozmowa powinna poczekać do jutra, bo za chwilę dostaniemy karę za szwendanie się po korytarzach w czasie ciszy nocnej.

– Nie... Mam do ciebie tylko małą prośbę. Czy mogłabyś pożyczyć mi miotłę?

W pierwszej chwili Evie miała wrażenie, że się przesłyszała. Cofnęła się o pół kroku i popatrzyła na Marinę z dystansem. Wówczas zdała sobie sprawę, że dziewczyna ma na sobie grubą pelerynę.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now