Rozdział 27: Drugi etap

763 109 49
                                    

Kiedy po pewnym czasie Albert Walker wspominał dzień drugiego etapu Potyczki o Złoty Kociołek, to nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ktoś inny sterował jego poczynaniami. Nie potrafił zebrać myśli. Wstał z łóżka, umył się i zjadł śniadanie raczej mechanicznie. Nie wiedział, czym martwił się wówczas najbardziej: ojcem, który w tamtym momencie prawdopodobnie wracał do domu z kolejnej alkoholowej libacji, przepisem na konkursowy wywar, który już dawno wyleciał mu z głowy, czy anonimowym listem, który wczoraj znalazł pod poduszką.

W Wielkiej Sali długo przyglądał się Evangeline Potter. Robił to tak natarczywie, że dziewczyna prawdopodobnie wyczuła jego wzrok i uniosła głowę. Wówczas Albert się speszył i wlepił spojrzenie w talerz z owsianką.

Walker czuł, że uwierzyłby w ten anonim, gdyby nie Wigilia Bożego Narodzenia, którą spędził w rodzinnym domu dziewczyny. Wówczas poznał ją z zupełnie innej strony. Nie była to ta sama oschła i zimna jak lód Evangeline, na którą kreowała się w szkole. W dodatku mu pomogła, wysłała mu tyle pyszności, że przynajmniej przez tydzień nie musiał martwić się głodem. To wszystko jest zaplanowaną grą – powtarzał głos w jego głowie. Potter i Blau oszukują... Tak, w to chyba nawet był w stanie uwierzyć. Marina zawsze kojarzyła mu się raczej z mało ogarniętą osobą, a jaj wypowiedzi na czwartkowych zajęciach tylko to potwierdzały. Ale czy to naprawdę czyniło z nich takie idealne manipulatorki?

Albert przełknął ostatnią łyżkę owsianki i zaczął żałować, że w ogóle zjadł cokolwiek, bo płatki zaczęły wyjątkowo ciążyć na jego żołądku. Miał nieprzyjemne wrażenie, że zaraz zwymiotuje i najwyraźniej odbiło się to również na jego twarzy, bo po chwili usłyszał głos Beatrice, która siedziała nieopodal:

– Albercie, wszystko w porządku? – Jej słowa wzbudziły zainteresowanie większej liczby Krukonów i chłopak poczuł na sobie wzrok kolegów z domu.

– Nic nie jest w porządku – burknął, a potem wstał i szybkim krokiem zaczął iść wzdłuż długich stołów.

Albert miał ogromną nadzieję, że uda mu się bez problemów opuścić Wielką Salę, jednak nadzieja ma to do siebie, że jest czymś bardzo ulotnym. W ogromnych wrotach, prowadzących do holu wpadł na nauczyciela, którego najmniej chciał oglądać w tym momencie – Severusa Snape'a. Burknął tylko dzień dobry i już chciał go wyminąć, nie podnosząc nawet głowy, jednak profesor najwyraźniej nie dał się nabrać na tę zagrywkę, bo przytrzymał go za ramię.

– Co ci jest, Walker? – zapytał nauczyciel, a w jego głosie naprawdę dało się wyczuć napięcie. – Jeśli jesteś chory, to natychmiast idź do skrzydła szpitalnego. Za półtorej godziny jest konkurs i nawet nie próbuj rozłożyć się w czasie tego etapu tak, jak ostatnio Potter, bo obiecuję, że jak tylko kichniesz, to wylecisz z sali.

Albert nie należał do ludzi, którzy patrzą Severusowi Snape'owi prosto w oczy, ale w tamtym momencie zrobił wyjątek. A kiedy tak wpatrywał się w jego czarne źrenice, wyobraził sobie sytuację, w której mówi nauczycielowi: Blau i Potter oszukują. To Evangeline wymyśla przepisy na wszystkie wywary. I prawdopodobnie to ona otruła Gregory'ego Wilsona. Widziałby zamieszanie na twarzy Snape'a, potem nauczyciel zapytałby: Skąd to wiesz?, a chłopak wyciągnąłby z kieszeni pergamin, który niesamowicie ciążył w jego szacie. Zrobiłoby się zamieszanie. O tak, ogromne zamieszanie. Dowiedziałoby się o tym Ministerstwo Magii i organizatorzy konkursu. Hogwart musiałby zostać zdyskwalifikowany w obliczu takich podejrzeń, a on, Albert Walker, miałby w końcu święty spokój i mógłby zająć się zamartwianiem o ojca, a nie tymi głupimi eliksirami.

Zdradzając tę tajemnicę, zrobiłby coś dobrego, coś, co powinien zrobić prefekt naczelny, coś, co na pewno zrobiłby Gregory Willson.

– Walker? – Snape potrząsnął nim lekko. – Idziemy do skrzydła szpitalnego.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now