Rozdział 13: Zaproszenie

915 124 94
                                    

Bill przemierzał bibliotekę, a za jego plecami lewitował spory stos książek. Sam nie do końca wiedział, czego szuka, ale wolał nikogo nie prosić o pomoc. Lustrował wzrokiem rządki równiutko ustawionych tomów i gdy zobaczył coś, co go zainteresowało, jednym ruchem różdżki dołączał tytuł do tych, które podążały za nim krok w krok.

Wczoraj przed zaśnięciem długo zastanawiał się nad pierwszym etapem Potyczki o Złoty Kociołek. Rzeczywiście, kiedy Snape powiedział im, jakie czeka ich zadanie w jego głowie zrodził się pomysł na ulepszony balsam płomieniochronny. Teraz było mu wstyd z tego powodu, bo gdyby nauczyciel eliksirów o tym usłyszał, to zapewne zrugałby go i przez najbliższy miesiąc przezywał od leni.

Wpadł jednak na coś zupełnie innego. Było już późno w nocy, jego współlokatorzy dawno pochrapywali, a on nagle się rozbudził i wymyślił coś, co mogłoby być dobrym zamiennikiem dla wydzieliny korniczaka. Zerwał się wtedy z łóżka i od razu to zapisał, bo nie do końca ufał swojej pamięci.

Dziś przez cały dzień na zajęciach siedział jak na szpilkach, bo nie mógł się doczekać, kiedy w końcu pójdzie do biblioteki i sprawdzi, czy jego pomysł ma w ogóle rację bytu. Okropnie był z siebie dumny, że prawdopodobnie znalazł rozwiązanie już pierwszego dnia.

Kiedy chłopak w końcu był zadowolony z książek, które udało mu się wyszperać, skierował swoje kroki do stolika ukrytego w rogu pomieszczenia (za działem o robótkach ręcznych, którego i tak nikt nie przeglądał). Nie był zaskoczony tym, że był pusty. Bill był pewny, że gdyby Evangeline Potter przy nim siedziała, to nie udałoby mu się znaleźć na półkach połowy tych pozycji.

Rozsiadł się więc. Czuł, że jest naprawdę zadowolony z siebie. A potem spojrzał na wieżę książek i uśmiech trochę mu zbladł. Było tego naprawdę dużo, a on nie do końca był pewny, od czego zacząć.

Wziął kilka głębokich wdechów i zaczął działać. Najpierw przeszukiwał spisy treści, potem indeksy w celu odnalezienia konkretnych składników i eliksirów. Łapał się nawet na tym, że zaczął pracować tak, jak Evangeline. Kiedy w treści znajdował odwołanie do innej książki, to starał się do niej zerknąć. Niektóre znajdował na swojej przygotowanej wieży, a po inne musiał podejść do odpowiednich działów. Był zaskoczony, jak wiele by przegapił, gdyby nie działał właśnie w taki sposób. Po nitce do kłębka...

Ważniejsze rzeczy spisywał (a w nawiasach zawsze umieszczał tytuł książki, autora i stronę, aby się nie pogubić). Zabawne, uczył się już tyle lat i raczej nie narzekał na efekty, ale dopiero podpatrywanie Ślizgonki przyniosło mu takie rezultaty. Zaczęło mu się to nawet podobać. Zdobywanie wiedzy tworzyło układankę, której brakujące części powoli się zapełniały.

Tym sposobem, w bardzo szybkim czasie zrozumiał, że eliksiry to coś więcej niż tylko wrzucanie składników do kociołków i mieszanie. Musiał przyznać rację Snape'owi, było w tym coś w rodzaju sztuki i gry.

– Widzę, że dziś mnie ubiegłeś. – Rozległ się szorstki głos nad jego głową. Podskoczył wystraszony, a na pergaminie pojawił się niewielki kleks.

Podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę, o której jeszcze niedawno myślał. Evangeline Potter nie wyglądała najlepiej. Stała nad nim. Chuda i prosta. Jej niemal wklęsły brzuch znalazł się na wysokości jego twarzy.

– No proszę, myślałem, że znajdziesz sobie inne miejsce – rzekł, kiedy zaczęła rozsiadać się naprzeciwko niego, a wzrok jej czarnych oczu uciekał w stronę stosu książek. – No wiesz, po tym, co mi powiedziałaś w czasie ostatniego treningu, że wyskakuję ci spod łóżka...

– No tak – przytaknęła, biorąc do ręki jeden z tytułów i wertując go powoli. Zupełnie jakby go nie słuchała. – Ale mówiłam też, że to mój stolik i ty masz sobie znaleźć inny.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now