Rozdział 36: Etap trzeci

722 107 16
                                    

Marina Blau zawsze twierdziła, że posiada kilka przydatnych talentów. Jednym z nich był niewątpliwie talent do manipulacji. Zapewne to właśnie dzięki niemu odwiodła Beatrice Doyle od pomysł wspólnego szukania dziennika Ruth Mery Gebin. W sumie nie było to nawet specjalnie trudne. Marina zdaniem wielu była idiotką, ale na pewno nie tak naiwną i słabą osobą, jak Bea, której przy odrobinie wysiłku można było wmówić każdą głupotę, nawet to, że ziemia jest płaska. Na początku dziewczyna była zdeterminowana i nie chciała odpuszczać. Uważała, że Gebin to parszywiec, który zasługuje na karę za takie traktowanie ludzi (prawdopodobnie osób najbliższych, ale tego uczennice nie mogły być na razie pewne). Marina oczywiście się z nią zgadzała. Choć może nie zależało jej tak bardzo na wymierzaniu kar nauczycielowi. Bardziej była ciekawa, co dokładnie wydarzyło się na początku wojny i kim właściwie była Ruth Mery Gebin.

Panna Blau przez ułamek sekundy pomyślała nawet, że Beatrice może jej się przydać. W parze zawsze raźniej bawić się w detektywów. W razie potrzeby można wykorzystać partnera do stania na czatach lub zlecać mu nudne zajęcia, takie jak przeglądanie gazet. Bea zapewne zrobiłaby to bez szemrania. Ale po chwili Marina odpędziła od siebie tę myśl. Musiała przyznać sama przed sobą, że nie ufa Beatrice. Skoro dziewczyna nie miała problemu, aby wygadać jej ten sekret (a Bill nawet się nie zająknął), to znaczyło, że wcześniej czy później wszystko wypapla. Albo jakiejś przypadkowej osobie, albo swojej najlepszej przyjaciółce – parszywej Molly Kabbot.

Właśnie dlatego Marina przyjęła postawę Billa i rozpoczęła lekko bezsensowną paplaninę o tym, że to nie nasza sprawa, że każda rodzina ma swoje sekrety i nikt nie upoważnia nas, abyśmy się w nie pakowali z butami. Trzeba mieć w sobie odrobinę szacunku (nawet jeśli Gebin jej nie ma) i pozwolić każdemu żyć z demonami swojej przeszłości... bla, bla, bla... a poza tym, to niebezpieczne.

No i poskutkowało. A przynajmniej tak się wydawało Marinie. Teraz wystarczyło zdobyć ten dziennik i rozkoszować się tą słodką tajemnicą. Bo panna Blau wcale nie miała skrupułów przed włożeniem palca w życie znienawidzonego Gebina. Wręcz przeciwnie. Nie planowała go nawet uprzednio umyć.


Dziennik Ruth Mery Gebin lekko przyćmił jej umysł, więc Marina miała wrażenie, że trzeci etap konkursu spadł na nią jak grom z jasnego nieba, a konkursowa sobota pojawiła się znikąd, zupełnie jakby nie poprzedzała ją reszta dni tygodnia. Cóż... Zaawansowana Potyczka o Złoty Kociołek nigdy nie była dla niej zbyt istotna, więc zamierzała szybko odbębnić kolejny etap i zacząć planować akcję wykradania dziennika.

Kiedy stała przed salą od eliksirów, za wszelką cenę próbowała postawić przed sobą niewidzialny mur, aby nie udzieliło jej się zdenerwowanie innych uczestników. Tym razem wszyscy byli na czas, co już samo w sobie było osiągnięciem, w dodatku nikt nie wyglądał, jakby rozkładała go grypa i raczej wszyscy (oprócz Mariny) myślami byli przy swoich wywarach. Albert nerwowo poprawiał okulary, Evangeline przebierała w miejscu nogami, Bill stał sztywno, a Bea nagryzała kolczyk, który lśnił w wardze. Sielanka... cóż więc złego mogło się stać?

– Cóż... zaczynam żałować, że nie zaryzykowałam z tym bezoarem – zaczęła Marina, zwracając na siebie uwagę pozostałych. – Przynajmniej nie spędziłabym w tej sali aż tyle czasu. A pogada zapowiada się naprawdę super. Z dwojga złego, dobrze, że siedzimy w lochach, to słońce nie będzie nas kusić przez okna. Swoją drogą, myślicie, że zostałabym nagrodzona za odwagę?

– Na pewno nie przez Snape'a – odpowiedział jej Bill. – Nie przepuściłby ci tego.

Marina prychnęła, uśmiechając się pod nosem. Nie zamierzała odpowiadać na tę zaczepkę.

Zakończony || Szczypta przebiegłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz