Rozdział 32: Gorzej być nie może

686 108 35
                                    

Evangeline niemal nie spała. Przewracając się z boku na bok, myślała o Billu i o tym, co wydarzyło się w weekend. Wierzyła w to, co jej powiedział niedzielnego poranka. Wierzyła, że wraz z Beatrice wpadli w mało sprytną pułapkę i na wiele godzin utknęli we Wrzeszczącej Chacie. Wierzyła, bo miała nadzieję, że chłopak nie ma powodów, aby ją okłamywać. Wierzyła tak bardzo, że przestała w tym wszystkim poznawać siebie.

Okropny mętlik w głowie. Z jednej strony dobry i troskliwy Bill, który każdego dnia próbował obdarować ją tym nadmiarem miłości, który nosił w sercu, a z drugiej Albert, dla którego każdy, nawet najmniejszy dotyk był czymś obcym i pierwszym. Zupełnie jak dla niej. Weasley ją osaczał. Walker był niedostępny. Ona nie wiedziała, jak ma się zachować. Nie przypuszczała, że kiedykolwiek będzie mieć taki problem.

Evangeline położyła się na wznak i zaczęła uporczywie wpatrywać w ciemność, jakby chciała odszukać w niej jakąś wskazówkę. Choćby malutką. Bezskutecznie. Po kilku minutach rozbolał ją brzuch, więc przewróciła się na bok. Potem znów zaczęła swędzieć ją skóra. Potarła delikatnie uda, wiedziała, że nie może się drapać. Wówczas Pomfrey zauważyłaby ślady i poinformowała o wszystkim jej ojca. Nie chciała tego. Nie chciała go martwić. Przecież jeszcze kilka dni temu okłamywała go w liście, że jest w porządku. Nie wspomniała o zawrotach głowy i uporczywym swędzeniu. Czuła, że to nie jest dobry moment, o ile w ogóle miał on kiedykolwiek nadejść.

– To najgorszy rok w moim życiu – wyszeptała w ciemność. – Gorzej już być nie może...

Tej nocy dziewczyna nie zmrużyła oka.


Rano okazało się, że była w błędzie. Przy śniadaniu wszyscy mówili tylko o jednym. O powrocie Gregory'ego Willsona do szkoły. Sama dowiedziała się tego od Antoniego – kapitana drużyny Ślizgonów. Rosły chłopak wzruszył tylko ramionami i dodał, że tak gadają Gryfoni. Evangeline rozejrzała się wówczas po Wielkiej Sali, ale nie znalazła w niej ani Willsona, ani nawet Alberta czy Billa. Jej wzrok napotkał natomiast Beatrice Doyle, która siedziała pochylona nad stołem i niemal z otwartymi ustami słuchała tego, co miała jej do powiedzenia jej przygłupia przyjaciółka Molly.

Evangeline bez słowa podeszła do dziewcząt i odchrząknęła głośno. Molly zamilkła i nawet nie siliła się powstrzymać grymasu niechęci na twarzy.

– Wiecie, gdzie jest Albert? – zapytała.

Krukonki wymieniły spojrzenia i kiwnęły delikatnie głowami, jakby to pytanie miało je w czymś utwierdzić. Potem Bea rozejrzała się po twarzach najbliżej siedzących znajomych, jakby chciała się upewnić, że nie ma wśród nich Walkera. Natomiast Evangeline zaczęła się zastanawiać, jakim cudem Tiara przydzieliła te dwie dziewczyny do Ravenclawu, który ponoć słynie z mądrości, inteligencji i bystrości umysłu.

– Nie – odpowiedziała krótko Beatrice.

– Walker jest u Dumbledore'a – wtrąciła jakaś dziewczyna ze starszej klasy. – Chce oddać Willsonowi odznakę prefekta naczelnego. Od wczoraj o niczym innym nie gada. Pewnie się cieszy, że jego przyjaciel wrócił.

Evangeline kiwnęła głową i bez słowa się wycofała. Kiedy odeszła kilka kroków, usłyszała jeszcze za plecami komentarz Molly.

– No naprawdę... Można mieć bogatych rodziców i niezłe ciuchy, ale przy takiej twarzy, to te plisowane spódniczki i wiązane trzewiki wyglądają jak worek od ziemniaków. A poza tym, kto w wieku siedemnastu lat nosi czarne, kryjące pończochy?

Po plecach panny Potter przeszedł dreszcz. Nie odwróciła się. Była stanowczo zbyt zmęczona, aby wdawać się w dyskusję z kimś takim, jak Molly Kabbot. Tylko że tym razem zabolało. Zabolało jakoś bardziej niż zwykle.

Zakończony || Szczypta przebiegłościDonde viven las historias. Descúbrelo ahora