Rozdział 46: Finał

1K 117 44
                                    

W dzień finału Międzyszkolnej Potyczki o Złoty Kociołek w Hogwarcie zrobiło się naprawdę tłoczno. W zamku zjawiły się również delegacje z trzech innych szkół magii, biorących udział w konkursie. Z każdej z nich przybyło sześcioro uczniów i nauczyciel eliksirów będący ich opiekunem. Jak się okazało tylko u brytyjskich gospodarzy liczba zawodników zmniejszyła się o połowę, co spotkało się z wieloma kąśliwymi uwagami ze strony gości.

– Wiedzieliście, że w Afryce jest szkoła magii? – zapytała Marina podchodząc do trójki kolegów, przygotowujących się do długo wyczekiwanego finału.

Nie zwracała uwagi na to, że weszła do strefy przeznaczonej wyłącznie dla zawodników, a tym bardziej, że stresuje Alberta, Billa i Beatrice, którzy myślami byli już gdzieś indziej.

– Ucięłam sobie na ten temat krótką pogawędkę z Evie, ale ona uznała, że lepiej, abym wam tego nie powtarzała, bo uznacie nas za rasistowskie wariatki – kontynuowała swobodnie Marina. – Rozmawialiście z którymś z nich? Wiecie jak wygląda ich szkoła?

– Zapewne, jak wielka lepianka – burknął Bill, a potem zrobił minę, jakby pożałował swoich słów więc spróbował wybrnąć z sytuacji. – Ale z drugiej strony Afryka to duży kontynent. Z tego co słyszałem są z północy.

Jego wyjaśnienie nie zrobiło na Marinie wrażenia, bo nie za bardzo wiedziała, jaka jest różnica ekonomiczna między południem a północą tak odległej części świata.

– A wiecie, że Japończycy przywieźli swoje jedzenie? – kontynuowała panna Blau. – Profesor Snape mi powiedział, że bali się, że nasze posiłki im zaszkodzą i po uczcie nie będą w stanie brać udziału w finale konkursu. Mówili, że jemy strasznie tłusto i rozłożyli na stole mnóstwo dziwnych, rybnych dań. Szkoda, że tego nie widziałam... Nie lubię ryb, ale chętnie bym spróbowała coś nowego.

– I Snape ci to wszystko powiedział? – wtrąciła z przekąsem Bea. – Może powinien nam poświęcić chwilę na pokrzepiające słowo, a nie plotkować z tobą.

– Może coś wam jeszcze powie – odpowiedziała Puchonka, wzruszając ramionami. – Najmniej ciekawi są chyba Rosjanie... Choć muszę przyznać, że są okropnie brzydcy, a ich ciuchy wyglądają, jakby były modne dwadzieścia lat temu. Totalny kicz...

Trójka zawodników z Hogwartu popatrzyła po sobie. Nikt nie powiedział tego głośno, ale każdy chciał, aby Marina poszła zająć się swoimi sprawami. O ile w tamtym momencie w ogóle takie miała.

– A gdzie Evangeline? – zapytał po chwili Albert.

– Evie? Gada z tym facetem, który był sędzią w czasie trzeciego etapy. Wiecie, tym od antidotum. Jest nią urzeczony i nie może pogodzić się z tym, że nie startuje już w konkursie. Powiedział, że dał jej jedenaście punktów na dziesięć i musiał się z tego ostro tłumaczyć przed komisją, ale w efekcie uznali jej ten wynik. Mówił, że ma dla niej jakieś konkretne propozycje, ale nie słuchałam dalej. Wiecie, było mi trochę przykro, bo w czasie konkursu bardzo mnie chwalił i myślałam, że to ja mu się najbardziej spodobałam.

– To dobrze, że została zapamiętana – rzekł Albert, starając się zignorować dziwne uwagi Mariny. – Zapewne w przyszłości ta znajomość zaowocuje.

– Myślałam, że jesteście parą – wtrąciła niespodziewanie Bea.

Twarz Alberta pokryła się purpurą. Nerwowo poprawił okulary i zaczął przeskakiwać z nogi na nogę.

– No tak – wydukał z siebie. – Ale miałem na myśli, że ta znajomość przyda jej się na płaszczyźnie zawodowej a nie... uczuciowej.

– Ach... – Beatrice wyglądała na lekko zmieszaną. – Lepiej już chodźmy. Za chwilę Dumbledore przedstawi zasady finału i poda punktację z poprzednich etapów. Mam nadzieję, że nie będę najgorsza ze wszystkich... Trzymał kciuki, Marino!

Zakończony || Szczypta przebiegłościOnde histórias criam vida. Descubra agora