Rozdział 16: Druga twarz Mariny Blau

945 128 62
                                    

Marina szybko dowiedziała się o tym, że prawda o Evangeline wyszła na jaw. Na początku nie za bardzo rozumiała, jak to się stało, ale później jedna czy dwie osoby napomknęły, że to Fabian Potter się wygadał.

Puchonce było bardzo szkoda koleżanki. Może gdyby inni uczniowie dowiedzieli się o jej chorobie w inny sposób, to nie wyglądałoby to tak tragicznie? W tym momencie każdy dopowiadał dziwactwa i wynaturzenia niemające nic wspólnego z rzeczywistością. Niedzielnym przedpołudniem Marina bezskutecznie próbowała odszukać Evangeline. Ślizgonka nie pojawiła się nawet na śniadaniu. Billa też nie było, więc dziewczyna znów poczuła się okropnie samotna.

Przy stole nauczycielskim dostrzegła natomiast profesora Gebina i od razu przypomniała sobie podejrzaną rozmowę, którą podsłuchała dzień wcześniej. Nie powiedziała o niej nikomu, ale spisała jego słowa najdokładniej, jak pamiętała.

W południe uznała, że czas zrobić coś ambitnego. W Hogsmeade udało jej się kupić poszukiwaną część Mistrzyni Eliksirów. Zaszyła się więc w sypialni i pogrążyła w lekturze książki. Na początku była zafascynowana jej treścią, jakby była czymś zupełnie nowym. A potem przypomniała sobie zeszłoroczne lato, kiedy czytała ją pierwszy raz...

– Czyli mówisz, że ten eliksir uchroni cię przed ogniem? – zapytał Eduardo, lustrując wzrokiem niewielki flakonik, który podała mu Mistrzyni Eliksirów.

– Tak, wyciąg z jagód polaritu toksycznego to idealny składnik do tego typu wywarów – wyjaśniła kobieta, wyginając w uśmiechu swoje czerwone jak krew wargi.

– A czy chroni on również przed ogniem miłości? – dopytywał mężczyzna.

Nie czekając na odpowiedź, pewnym i stanowczym ruchem objął kobietę w talii i przyciągnął agresywnie do siebie. Mistrzyni nie protestowała, kiedy jego usta wbiły się w jej. Jego język zaczął z namiętnością pieścić jej podniebienie. Kobieta wiedziała, że sprawa z Piromanem musi poczekać. Eduardo nie zamierzał puścić jej tak prędko. Tym bardziej, że przez cienki jedwab swej sukni czuła jego twardą i nabrzmiałą męskość...

– Marina! Cholera jasna, Marina! Ile jeszcze razy będę cię wołać?!

Głośny krzyk wyrwał ją z czytelniczego transu. Świetnie. Dlaczego zawsze musiała zamknąć książkę akurat w takim momencie?

– MARINA!

Kobiecy głos był już tak nerwowy, że prawdopodobnie bezpieczniej byłoby nie wynurzać nosa z pokoju. Cóż... nie da się chyba do końca świata unikać własnej matki?

Dziewczyna zwlekła się z łóżka, przy okazji zrzucając z niego koc, kołdrę i pluszowego hipogryfa, ruszyła w stronę kuchni, z której dochodziły krzyki.

– Idę! – odkrzyknęła tylko, aby rodzicielka nie musiała ponownie nadwyrężać strun głosowych.

W kilku susach pokonała kręcone schody i wpadła do salonu. Zabawne, jak pedantycznym miejscem było to pomieszczenie w porównaniu do jej pokoju. U niej zawsze panował bałagan. Nie, wróć, artystyczny nieład. Dla Mariny nie miało znaczenia, czy jej szkolne podręczniki leżą na biurku czy pod łóżkiem. Nie przykładała też wagi do takich drobiazgów jak łączenie skarpetek w pary czy nawet wkładanie ich do odpowiedniej szuflady. Zazwyczaj poniewierały się w okolicach majtek i biustonoszów, w których i tak nie miała co nosić.

O parter jednak dbała jej matka – Kornelia, która ceniła sobie ład i porządek. A przynajmniej w sferze domowej, bo relacje rodzinne i życie prywatne ciężko było nazwać poukładanymi.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now