Rozdział 34: Niesprawiedliwa zemsta

814 109 57
                                    

Bill czuł, że wyrzuty sumienia nie opuszczą go zbyt szybko. Gdyby tylko się uparł i od razu zaprowadził Evangeline do skrzydła szpitalnego, to nikt nie wylałby na jej głowę wiadra wody. A przynajmniej tak sobie wmawiał, bo przecież nie mógł mieć pewności. Z tego też powodu nie potrafił skupić się na zajęciach i przyswojeniu wiedzy z lektury, którą Snape co tydzień im zadawał. Czuł, że na czwartkowe zajęcia dodatkowe z eliksirów idzie jak na ścięcie. Od rana poważnie rozważał nawet ucieczkę, ale nie miał pomysłu na żadną, w miarę sensowną wymówkę, a po szlabanie u Gebina miał dość kar. W dodatku musiałby słuchać przemądrzałego Gregory'ego Willsona, który nie omieszkałby wypomnieć Billowi że prefektom nie wypada dostawać szlabanów.

Dlatego też z duszą na ramieniu skierował swoje kroki do lochów. A kiedy zobaczył, kto stoi pod klasą od eliksirów, zrozumiał, że nie był to aż tak głupi pomysł. Prócz stojącej na uboczu Beatrice, dostrzegł Marinę Blau, która z wielkim zaangażowaniem opowiadała coś dziewczynie stojącej do niego plecami. Po wysokiej, chudej sylwetce i czarnych, lśniących włosach bez problemu poznał Evangeline.

Nie widzieli się od poniedziałku i w sumie Bill nie za bardzo wiedział, czego może się spodziewać. Uznał jednak, że choćby nie wiem, co zobaczył, stanie na wysokości zadania i nie da po sobie poznać, że jej wygląd w jakimś stopniu go odrzuca.

Podchodząc bliżej, zauważył, że Marina się śmieje, a w pewnej chwili miał nawet wrażenie, że Evangeline również cicho zachichotała. Panna Potter zwykle robiła to bardzo dyskretnie, jakby nie chciała pozwalać sobie na obnażanie swoich uczuć. Częściej prychała ironicznie, niż choćby unosiła kąciki warg.

– Co was tak bawi? – zapytał, kiedy stanął tuż za plecami Evangeline.

Wówczas dziewczyna się odwróciła i cóż... nie był to najpiękniejszy widok, ale i tak wyglądała lepiej, niż Bill sobie wyobrażał. Twarz była zaczerwieniona i pomarszczona, a w niektórych miejscach nadal grubo posmarowana tłustą maścią. Najgorzej prezentował się chyba nos, z którego łuszczyły się płaty skóry. Dłonie miała natomiast zabandażowane.

– Marina właśnie opowiedziała mi swój sen, którego głównym bohaterem był nie kto inny, jak nasz profesor Snape – wyjaśniła Evangeline, wzruszając ramionami, a kąciki jej warg znów uniosły się delikatnie.

– Nie wiem, czy chcę znać szczegóły – odpowiedział szybko Bill.

– I tak bym ci go nie opowiedziała – sprostowała szybko Marina. – Taki grzeczny chłopiec jak ty, mógłby poczuć się zgorszony.

– No bardzo śmieszne – burknął chłopak, kręcąc głową, a potem znów popatrzył na Evangeline. – Dobrze cię widzieć – dodał. – Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Uciekłaś ze skrzydła szpitalnego, skoro na zajęciach cię nie było?

– Coś ty... – odpowiedziała, a uśmiech nadal błąkał się po jej twarzy. – To by chyba nie przeszło. Pomfrey, Snape, mój tata... oni wszyscy są w zmowie. Po prostu grzecznie poprosiłam. Okazało się, że czasem to pomaga.

– To bez znaczenia. Naprawdę cieszę się, że tu jesteś – rzekł, czując, że zrobiło mu się jakoś lżej na duszy. – A jak się czujesz?

– Daj spokój, Bill... mam już dość tego pytania... – odburknęła.

– Evie ma super tatę – wtrąciła Marina. – Okazuje się, że całe życie żyłam w błędnym przekonaniu, że nie istnieją idealni faceci. A tu proszę. Jednak jeden się znalazł. Pan Potter jest mądry, elegancki, ma poczucie humoru i ma w sobie ogromne pokłady miłości. Serio... facet idealny.

Bill zaśmiał się cicho, a potem zauważył, że dobry humor Evangeline gdzieś prysł. Dziewczyna zmarszczyła brwi, jakby nie do końca była zadowolona ze słów koleżanki. Chłopak już chciał coś powiedzieć, ale zdał sobie sprawę, że Beatrice cały czas ich obserwuje i nasłuchuje, o czym rozmawiają.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now