Rozdział 15: Siła zazdrości

917 126 80
                                    

Evangeline, kiedy razem z Billem wracała z Hogsmeade, miała wrażenie, że ten dzień być może był tylko snem. Marina zostawiła ich samych jakieś dwie godziny temu i pognała załatwiać swoje sprawy, zaznaczając przy tym, że nie muszą na nią czekać i mogą robić, co chcą. Powiedziała to z tak przebiegłym uśmiechem, że Ślizgonka mogła się tylko domyślać, o czym pomyślała jej koleżanka.

Dziewczyna musiała przyznać przed samą sobą, że był to naprawdę udany dzień. Billa Weasleya widywała na korytarzach od ponad pięciu lat, ale nigdy nie pomyślała, że jest w stanie rozmawiać z nim przez tyle godzin i nie odczuwać znużenia jego osobą.

Nawet teraz, wracając do zamku pod sporym, czarnym parasolem, swobodnie rozmawiali. Zupełnie jakby ich wspólne tematy miały się nigdy nie kończyć.

Chroniąc się przed deszczem, Evangeline rozmyślała nad słowami Mariny i nad tym, czy nie powiedzieć Gryfonowi prawdy o swojej chorobie. Może rzeczywiście powinna obdarzyć chłopaka większym zaufaniem? Ale z drugiej strony, Marinie też by nic nie powiedziała, gdyby nie specyficzna sytuacja z Willsonem. W sumie ze zdradzenia Puchonce prawdy wyniknęło więcej dobrego niż złego, ale przecież nie mogła przewidzieć reakcji Billa.

– Jak myślisz, kto podrzucił Willsonowi te czekoladki? – zapytał w pewnym momencie chłopak, kiedy powoli zbliżali się do bramy szkoły.

– Hm? – Te słowa wyrwały Evangeline z zamyślenia. – Przecież już mówiłam, gdybym podejrzewała kogoś z konkursowiczów, to stawiałabym na ciebie.

Bill przystanął tak nagle, że dziewczyna, idąc z nim pod ramię, omal nie poślizgnęła się na błocie. Cofnęła się mechanicznie, aby schować się pod parasolem.

– Oszalałaś?! – zapytał chłopak, podnosząc głos. – Nigdy bym nie zrobił czegoś takiego.

Ślizgonka popatrzyła na twarz Weasleya. Widziała, jak jego usta zaciskają się w cienką linię złości, nozdrza mu nieznacznie drżały. Naprawdę się wkurzył.

– Daj spokój – burknęła. – Chodź już...

Pociągnęła go lekko za rękaw kurtki. Nawet nie raczył ruszyć się z miejsca. Evangeline miała wrażenie, że pada coraz mocniej, więc zupełnie nie uśmiechało jej się tak stać.

– Naprawdę uważasz, że mógłbym to zrobić? Dlaczego ja? Dlaczego nie na przykład Beatrice?

Uderz w stół, a nożyce się odezwą – pomyślała Ślizgonka, ale tym razem powstrzymała się od wypowiedzenia tego komentarza na głos.

– Bo Bea jest za głupia – oznajmiła, wzruszając ramionami.

– Ach, więc to miał być dla mnie komplement?

Dlaczego dni miały to do siebie, że jak zaczynały się miło, to kończyły się tragicznie? Tego Evangeline nie wiedziała. Tak samo, jak nie wiedziała, że w zamku czeka ją coś gorszego od tej krótkiej wymiany zdań z Billem.

– Możemy skończyć ten temat? – zapytała, ponownie ciągnąć go za ramię. Tym razem powoli ruszył przed siebie. – Powiedziałam, że gdyby chodziło o konkursowiczów, to stawiałabym na ciebie. Ale mając do dyspozycji wszystkich, to uważam, że zrobił to ktoś zupełnie inny i nie miało to związku z eliksirami. Willson to debil, na pewno podpadł większości uczniów w tej szkole.

– Tobie też podpadł – stwierdził cicho Bill.

– Więc teraz zamieniamy się rolami i ty oczerniasz mnie?

Nie odpowiedział. Resztę drogi pokonali w milczeniu. Do Hogwartu też weszli wspólnie. Dopiero w holu Bill zamknął parasol. Otrzepał go mechanicznie, choć z jego powierzchni nie spłynęła nawet kropla deszczu. Podał go dziewczynie. Przez kilka sekund trzymali go jednocześnie.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now