Rozdział 14: W Hogsmeade

846 126 46
                                    

Na umówione miejsce Bill szedł okropnie niewyspany. Wszystko przez książkę, w którą wciągnął się piątkowego wieczoru. Charakterystyka najpopularniejszych chorób skóry. Nie mógł oderwać się od kolejnych, opisanych w niej przypadków oraz komentarzy, których udzielali chorzy. Im dalej, tym bardziej było mu żal tych ludzi i... Evangeline. Bo że jest chora był pewny na sto procent. Miał kilka typów dotyczących jej przypadłości, ale musiał je dokładniej przestudiować i raz jeszcze przyjrzeć się dziewczynie. A dziś miała nadarzyć się ku temu idealna okazja.

Zobaczył ją z daleka, jak stała w ogromnym holu. Przenosiła nerwowo ciężar ciała z jednej nogi na drugą, stukając przy tym niewielkimi obcasami czarnych, wiązanych butów sięgających połowy łydki. W czarnym, długim płaszczu wyglądała jak zwykle bardzo smukło. Bill dopiero po chwili zauważył, że opiera się na długiej, równie czarnej, złożonej parasolce.

– Cześć – przywitał się. – Długo czekasz?

– Nie. Jak na razie zmarnowałam tylko dziesięć minut swojego życia – odpowiedziała.

– Aha. Mam nadzieję, że jak wrócimy nie wręczysz mi rachunku za ten stracony czas. To co, idziemy?

– Jeszcze nie – odpowiedziała krótko, rozglądając się po holu.

Bill spojrzał na nią pytająco, czekając aż rozwinie swoją wypowiedź.

– Jeszcze Marina – wyjaśniła szybko.

Chłopak poczuł się odrobinę zbity z tropu. Oczywiście nie chciał traktować tego wyjścia jak randki, nie zależało mu też specjalnie na zostaniu z nią sam na sam w ustronnej kawiarence, ale wolał wiedzieć wcześniej, że dołączy do nich akurat Marina. Nic do niej nie miał, ale czasem go przerażała. Szczególnie, kiedy patrzyła prosto w oczy i uśmiechała się przy tym nieznacznie. Wyglądała wtedy naprawdę dziwnie.

– Mogłaś powiedzieć, że idziecie razem – rzekł, bo nic lepszego nie przyszło mu do głowy.

Evangeline wzruszyła tylko ramionami, najwyraźniej nie czuła się w obowiązku tłumaczyć czegokolwiek.

– A mój głupi brat coś jeszcze od ciebie chciał, jak wieczorem byłeś w pokoju wspólnym? – zapytała, zmieniając temat.

– Nie – oznajmił, kręcąc głową. – W ogóle go nie widziałem. Ale za to rozmawiałem z Percy'm, który powiedział, cytuję, że z Fabianem ciężko się dogadać. Oliver też za nim nie przepada, bo cały czas się przechwala, jak świetnie gra w quidditcha, a na zajęciach z latania jest delikatnie mówiąc średni.

– Mój brat i świetna gra w quidditcha? Czego on jeszcze nie wymyśli, aby zwrócić na siebie uwagę.

Stali przez chwilę w ciszy, a potem zauważyli spieszącą w ich kierunku dziewczynę. Marina miała na sobie krzykliwy, seledynowy płaszcz i buty pod kolor. Jej jasne włosy falowały i podskakiwały z każdym sprężystym krokiem. Wyglądała jak na wiosnę, a nie listopadową ulewę.

– Już jestem – rzekła. – Robię postępy, spóźniłam się tylko trzy minuty. To wszystko przez to, że czytałam do późna.

Bill i Evangeline wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Obydwoje doskonale wiedzieli, co czyta Marina Blau. Dlatego uznali, że najlepiej będzie nie zadawać grzecznościowych pytań, tylko skierować swoje kroki do wyjścia z zamku.

– Ojej, pada – rzekła Marina, kiedy wyszli na spory dziedziniec. Na głowę nasunęła kaptur.

– No co ty nie powiesz – burknęła Evangeline, po czym poszła w ślady koleżanki, a potem otworzyła ogromny, czarny parasol.

Zakończony || Szczypta przebiegłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz