Rozdział 17: Trudne decyzje

828 118 40
                                    

Evangeline wiedziała, że ukrywanie się w sypialni nic nie da. Zresztą nawet tam ciężko było jej się schować przed podejrzliwym wzrokiem swoich współlokatorek. Widziała, jak dziewczyny szeptają za jej plecami i milkną, gdy tylko napotkają jej wzrok.

Sama nie wiedziała, czy bardziej była wściekła na Fabiana, czy po prostu się na nim zawiodła. Może i nie darzyli się jakąś wielką miłością, ale wydawało jej się, że chłopak przynajmniej wie, czym jest szacunek dla drugiego człowieka. Jak to możliwe, że byli tak bardzo różni, a wychowały ich te same osoby?

Zachowuj się jak zawsze – upomniała się w myślach. – Jakby cię to zupełnie nie obchodziło.

Dziewczyna wyszła z lochów i skierowała swoje kroki w stronę Wielkiej Sali. Dochodziła piętnasta, od wczoraj nic nie jadła, więc słyszała, jak zaczyna burczeć jej w brzuchu. Czuła głód, a jednocześnie wiedziała, że z nerwów nie przełknie zbyt wiele.

Z daleka zobaczyła Fabiana. Siedział sam. Głowę miał spuszczoną i beznamiętnie dłubał w talerzu. Na jego twarzy malowało się przygnębienie i smutek. Jednak Evangeline nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. W zasadzie nie obchodziło ją nawet, co tak właściwie się wydarzyło, że jego towarzystwo uznało, że zje osobno.

Jej spojrzenie napotkało wzrok Billa. Kiwnęła do niego delikatnie głową. Na rozmowę przyjdzie czas. Ale nie dziś... dziś musiała załatwić coś innego.

Bez słowa usiadła obok wysokiego, dobrze zbudowanego Ślizgona, pogrążonego w rozmowie z kolegami. Odchrząknęła głośno, aby Antonii zwrócił na nią uwagę. Pałkarz jej drużyny odwrócił głowę lekko zaskoczony. Pozostali uczniowie również przyglądali jej się z zainteresowaniem.

– Możemy pogadać? – zapytała oschle, choć tak naprawdę miała ochotę krzyczeć. – Na osobności. Chodzi o quidditcha.

Antonii pokiwał głową i wstał ociężale z drewnianej ławki. Odeszli kawałek, tak, aby nikt ich nie podsłuchiwał.

– Cała szkoła mówi o tym, że... – zaczął chłopak, jakby czuł się zobowiązany do rozpoczęcia rozmowy.

– Nie ma to znaczenia – powiedziała, przerywając mu agresywnie. – To znaczy ma, ale nie zamierzam o tym z tobą rozmawiać.

– Więc o co chodzi?

– W sobotę jest mecz – przypomniała mu szybko. – A od poniedziałku przekazuję ci odznakę kapitana drużyny. Będziesz musiał znaleźć nowego szukającego.

Te słowa ledwo przeszły przez jej gardło. Chyba jeszcze nigdy nie poczuła się tak bardzo pokonana, jak w tamtym momencie. Antonii był wyraźnie zaskoczony. Patrzył na nią, jakby nie był pewny, czy dziewczyna nie postradała zmysłów. Sens jej słów w ogóle do niego nie docierał.

– Zwariowałaś? – wydusił z siebie po chwili. – Co to za głupi pomysł? Nigdy nie zajdę tak dobrego szukającego jak ty, a poza tym, kto powiedział, że ja w ogóle chcę być kapitanem? Co na to Snape?

– Nie rozmawiałam z nim jeszcze, ale nie sądzę, aby miał coś przeciwko – oznajmiła Evangeline, mając nadzieję, że ta rozmowa skończy się jak najszybciej. – Najlepiej się do tego nadajesz, a w młodszych klasach być może znajdzie się ktoś równie dobry jak ja.

– Chodzi o to, że wszyscy dowiedzieli się o twojej chorobie? Chcesz teraz schować głowę w piach i udawać, że cię nie ma? Kogo to, kurwa, obchodzi!

– Antonii, wyrażaj się. – Usłyszeli po chwili szorstki, męski głos za swoimi plecami.

Evangeline odwróciła głowę. Severus Snape był w tym momencie ostatnią osobą, z jaką chciała rozmawiać. Stał przed nią wyprostowany i szczupły, a dziewczyna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że przewyższa go o kilka cali. Na szczęście Antonii miał ponad sześć stóp wysokości, co odrobinę ratowało sytuację.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now