Rozdział 19: Najsłabsze ogniwo

886 126 45
                                    

Kilka dni po pamiętnej rozmowie Marina i Evangeline spotkały się ponownie dokładnie w tej samej klasie. Było to niedzielne przedpołudnie, więc wnętrza nie spowijał mrok, jak za pierwszym razem. Teraz wszystko wyglądało bardziej przytulnie i zwyczajnie. Ot, najzwyklejsze spotkanie dwóch koleżanek na ploteczki.

Przed tą rozmową Marina miała chwilę zwątpienia. Wiedziała, że to, co robią jest złe, a jeśli ktoś by się o tym dowiedział, to skutki byłby gorzej niż fatalne. Puchonce nie zależało aż tak bardzo na konkursie, ale wiedziała, że Evangeline ma zgoła odwrotne zdanie na ten temat. Gdyby ktoś wyrzucił pannę Potter z rywalizacji, to byłby dla niej potężny cios. Najpierw straciła quidditcha, a teraz jeszcze to... I właśnie dlatego Marina się wahała, bo wiedziała, że znów może wyrządzić komuś okropną krzywdę. A co gorsza na osobie tej zaczynało jej zależeć.

Evangeline zdjęła z ramienia swoją przyciężką torbę i wyjęła potężny stos pergaminów. Marina przyglądała się z powątpiewaniem, kiedy tamta zaczęła segregować swoje nieczytelne, odręczne notatki.

– To miało być coś prostego – przypomniała jej Puchonka, a Evangeline podniosła na nią srogie, wyłupiaste oczy. Uwadze Mariny nie uszło, że od kilku dni były mocno zaczerwienione.

– To jest proste – burknęła. – Ale do rzeczy prostych też należy się należycie przygotować. Poza tym, przecież nie wszystko jest tu dla ciebie. Szukając informacji, natknęłam się na kilka interesujących faktów i chciałam je zagłębić. Ale wczoraj nie miałam już siły, aby to posegregować.

– Aha. Rozumiem.

Prawda była taka, że Marina nic nie rozumiała. Uczyła się, wiadomo, jak każdy. Przed testem czy egzaminem potrafiła zakuwać długie godziny, ale polegało to raczej na wbijaniu do głowy treści z podręczników, a nie pochłanianie wszystkiego, co wpadło jej w ręce.

Evangeline w tym czasie podzieliła swoje notatki na dwie kupki. Ze względu na zabandażowane dłonie zajęło jej to stosunkowo więcej czasu. Ku uciesze Mariny odsunęła na kant stołu tę dużo większą, pozostawiając przed sobą tylko kilka arkuszy pergaminu.

– Ok – oświadczyła, krzyżując nogi. – Masz pióro i atrament?

– A po co? – zapytała głupio Marina, zajmując miejsce naprzeciwko koleżanki.

– Aby to wszystko napisać – oznajmiła lekko już zirytowana Evie. – Po pierwsze, nie doczytasz się mojego pisma, po drugie, najlepiej się uczy z własnych notatek, a po trzecie, Snape może chcieć to zobaczyć.

Marina wzruszyła ramionami. Zgadzała się tylko z punktem pierwszym i trzecim, choć i tak uważała, że przy odrobinie dobrej woli i wysiłku rozczytałaby bazgroły Evangeline. Przecież nie mogło być aż tak źle... prawda?

Wyciągnęła więc to, co miała, a potem popatrzyła na koleżankę. Evie najwyraźniej się zamyśliła. Jej wzrok utkwiony był w szybę, po której spływały krople jesiennego deszczu. Głośne bębnienie zagłuszało ich myśli. Marina nie była pewna, od jak dawna nie widziała słońca. Choć przywykła do brytyjskiej pogody, to i tak miała już dość tej szarugi i słoty. Woda w ogromnych kałużach stała na błoniach i boisku quidditcha. Dojście do cieplarni na zajęcia z zielarstwa było prawdziwą męczarnią i niemal za każdym razem przeciekały jej buty. Ale z drugiej strony Puchonka upominała się w duchu, że nie powinna marudzić. Przecież Evie ma znacznie gorzej.

Ślizgonka praktycznie nie przypominała siebie z początku roku. Wcześniej budziła respekt, teraz tylko żałość i litość. Oczy miała napuchnięte, twarz pokrywały liczne rany i płaty schodzącej skóry. Jej piękne włosy się przerzedziły. Teraz, kiedy i tak wszyscy wiedzieli, co jej dolega, Marina miała wrażenie, że zupełnie przestała się przejmować swoim wyglądem. Ale jednocześnie była pewna, że z koleżanką dzieje się coś okropnego. Wystarczyło spojrzeć na jej dłonie, które bandażowała od kilku dni i zaczerwienione oczy, które nie były już w stanie ukryć płaczu.

Zakończony || Szczypta przebiegłościWhere stories live. Discover now