5

2.7K 90 34
                                    

Następnego dnia obudziłam się z świetnym humorem. Mam nadzieję że to nie przez ten wczorajszy pocałunek. To była pomyłka... Ale czemu on to zrobił?! Co nim kierowało?? A może był pod wpływem jakiejś używki? Chociaż wtedy w jego gabinecie to też się zapędził. Tylko czemu nie mogłam nic zrobić? Czemu tak na mnie zadziałał?! Przecież nigdy tak nie miałam, zawsze gdy czegoś nie chciałam to się sprzeciwiałam. Ten rok to będzie jedna wielka niespodzianka.

Wzięłam z stolika nocnego rożdżke i schowałam ją do kieszeni. Co robi tu książka od eliksirów? Przecież zawsze odkładam ją do szafki. Dziwne...
O cholera!!! Mój esej!
Z tego całego zamieszania zapomniałam go zabrać ze sobą. Muszę szybko tam pójść, oby tam był! Inaczej popadne w depresje i będę musiała pisać to dziadostwo drugi raz.

Jak najszybciej się da wyszłam z dominatorium i pognałam do biblioteki.
Nigdy tak wcześnie tu nie byłam, zawsze musi być ten pierwszy raz ale tak własciwie to która godzina? Popatrzyłam na ścianie gdzie wisiał zegar. Cooo?!!
7.58!??! Nie zdążę na lekcję!!
Biegiem pobiegłam po kartki, na szczęście były na wierzchu więc nie musiałam długo szukać. Wybiegłam z biblioteki i pokierowałam się na Historie magii. Gdy byłam już blisko, ktoś wyszedł z sali i momentalnie wpadłam na tą osobę.

Nie ma to jak mieć moje szczęście. Z hukiem spadłam na ziemię, poczułam straszny ból w ramieniu. Jeszcze kontuzji mi brakowało... Zobaczyłam że ten ktoś wyciągnął do mnie rękę, od razu ją przyjełam. Podniosłam głowe do góry i...
Nie no to są jakieś żarty!
Tak wpadłam na Remusa Lupina.
Jakim trafem akurat on musiał stąd wyjść?!
-nic tobie się nie stało? - zapytał zaniepokojony skanując moje ciało.
- jestem raczej cała- tylko że coś zrobiłam sobie w ramię i cholernie boli, ale to nic.
Powinnam przestać zatajać prawdę.

Weszłam do sali i usiadłam obok Freda i Georga, którzy już zaczęli zasypiać. Dopiero zaczęła się lekcją!
-gdzie byłaś? Martwiliśmy się, od wczorajszego obiadu ciebie nie widzieliśmy. -zapytał zmartwiony George.
-gdy robiłam esej to przysneło mi się, w nocy spowrotem wróciłam do dominatorium. A teraz spóźniłam się bo zapomniałam wziąć kartek z biblioteki. -powiedziałam zdyszana na jednym wdechu.
-spokojnie- zaśmiał się Fred a George nadal wyglądał na zmartwionego.
-przecież wiesz że powiedziałabym jakby coś się stało- wyszeptałam do Georga, złapałam jego dłoń i lekko ścisnełam. On lekko się uśmiechnął i odwzajemnił uścisk.

Reszta lekcji mineła mi raczej spokojnie, oprócz tego że na transmutacji zamiast wazon zamienić w kota to zamieniłam w stado pszczół. Tak więc było lekkie zamieszanie ale nikomu się nic nie stało. No oprócz mojego sąsiada z ławki...
Biedny Ben spuchł i wyglądał jak balonik. Powinnam go odwiedzić w szkrzydle szpitalnym?? Może kupię mu jakieś słodycze w ramach przeprosin. Ale to nie moja wina że się pszczoły pojawiły. Przecież robiłam to co wszyscy!!

Na szczęście jest już ostatnia lekcja, obiecuję że od razu pójdę spać. O nie dzisiaj razem z chłopakami mam iść po składniki do eliksirów. Prawie bym zapomniała że dziś pełnia! Kiedy się wyśpię??! No to tym bardziej położę się po południu....
Weszłam z chłopakami na obronę przed czarną magią i usiadliśmy  na swoich miejscach. Dzisiaj prześliśmy do praktyki i zajęliśmy się zaklęciem ,,protego,,.
Ten czar wytwarza niewidzialną tarczę która chroni przed zaklęciami i urokami.

-ustawcie się w kolejce i każdy po kolei ma użyć zaklecia- odrzekł nauczyciel, oparł się na parapecie i oglądał nasze poczynania. Dobra, trzeba tylko machnąć ręką kółko. Nic trudnego, choć że mną to nigdy nie wiadomo. Pokaże im że potrafię! Po chwili padła moja kolej, stanełam na środku sali i wyciagnełam dłoń z różdką. Powoli zaczełam obracać ręką, ból ramienia strasznie się nasilił, cicho syknełam. Pomimo tego udało mi się wyczarować tarczę. Stanełam w grupie innych uczniów i złapałam się za obolałe ramię.

-każdy poradził sobię świetnie, mam nadzieję że co lekcje będziecie tak pracować-Powiedział Lupin i zaczał układać książki na biurku. Wreszcie koniec zajęć!! Mogę iść spać!
Powoli zaczełam pakować książki ale ramię znowu dało o sobie znać i wypuściłam jedną z nich. Miałam się po nią schylić lecz wyprzedził mnie Lupin.
-Aveline zostań na chwilę. -no nie!! Znowuuu... Kiwnełam chłopakom i zostałam sama w sali z nauczycielem.

-jeszcze raz mnie okłamiesz to nie skończy się dobrze- powiedział nisko i zaczał szperać w szafie. Matko jedyna! Co on sobie myśli mi rozkazywać, choć nie powiem że mi się taki nie podoba. Rządzicielski.... Stop, stop! Moje myśli pędzą za daleko.
-nie wiem o co chodzi profesorze- cicho powiedziałam. On podniósł brew do góry i podszedł do mnie z jakąś paczką w ręku. Położył pudełko na ławce i podszedł bardzo blisko mnie.

-nie prowokuj mnie. -znowu jego źrenice się rozszerzyły a wzrok skupił na moich wargach. O nie.... Jednym ruchem posadził mnie na ławce, położył dłoń na moim ramieniu i delikatnie odsłonił je. Jednym palcem podwijał materiał mojej koszulki a drugim sunął po mojej skórze.
Czemu moje ciało tak ochoczo reaguje na jego dotyk?! Za chwilę się rozpadnę...

Wyjął z pudełka jakąś maść, nałożył sobie na rękę i przyłożył do miejsca mojego bólu. Maść była okropnie zimna ale ręką profesora i jego ruchy sprawiały że moje ramię płoneło. Sunął po mojej skórze okrągłymi ruchami, dotykając jak najdelikadniej każdy skrawek mojego ramienia. Gdy skonczył ręce położył po obu bokach moich nóg i przybliżył głowę do mojej szyji.
-powiedz że już więcej nigdy mnie nie okłamiesz- wyszeptał muskając wargami płatek mojego ucha. Przez jego ciepły oddech nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.
-obiecaj- zaczał całować skórę mojej szyji, robiąc drogę do moich ust. Zatrzymał się przed moimi wargami i popatrzył prosto w moje oczy.
-obiecuję- ledwo słyszalnie powiedziałam, Lupin przy gryzł wargę i podniósł kącik swoich ust.
-grzeczna dziewczynka- wyszeptał i odsunął się ode mnie. Poczułam nagłe zimno spowodowane brakiem ciepłego ciała nauczyciela. Wstałam z ławki i szybko wyszłam z sali.

Teacher's pet- Remus LupinWhere stories live. Discover now