9

2.1K 74 10
                                    

Mocniej rozciągnełam się na łóżku i powoli otworzyłam oczy. Od kiedy mam biblioteczkę w pokoju? Nie robiłam żadnych remontów. Czekaj gdzie ja jestem?! Wstałam szybko do pozycji siedzącej i to był mój błąd. Fala bólu przeszła przez moją głowę, złapałam się za nią i głośno syknełam. W tym czasie przez drzwi przeszedł Lupin. No nie czyli to jego pokój?!

-nie rób gwałtownych ruchów, to tylko tobie zaszkodzi- wyciągnął z szafki dwa eliksiry i usiadł koło mnie na łóżku.
-wypij- niepewnie na niego spojrzałam a on się zaśmiał- przecież cię nie otruję, jeden na ból a drugi na uzupełnienie krwi.- nadal niepewna przyłożyłam buteleczkę do ust. A co jeśli chce mnie uśpić i wykorzystać?! Chociaż dziś zupełnie inaczej się zachowuje niż wcześniej, wydaje się być taki spokojny i troskliwy? Dziwne..

Wypiłam mikstury jedną po drugiej. Ochyda! Czemu nie mogą dodać jakiś aromatów żeby było jakieś dobre.
-co się wczoraj stało że znalazłem cię w takim stanie na wieży astronomicznej? - zapytał spokojnie.
-nie za dobrze pamiętam ale poszłam tam i później nie mogłam wyjść. Tak jakby drzwi były zablokowane, nawet zaklęcie ich nie otworzyło. -patrzył na mnie skupionych wzrokiem jakby analizował każde moje słowo.
-nigdy nie słyszałem żeby zaklęcie nie otworzyło drzwi, dziwne... Już lepiej się czujesz?
-tak, dziękuję za wszystko co pan zrobił. -pokręcił głową i ciepło się uśmiechnął.
-gdy jesteśmy sami możesz mi mówić Remus, panie profesorze strasznie mnie postarza. -zaśmiał się i popatrzył na mnie z troską. Czy człowiek tak z dnia na dzień może zmienić zachowanie na kompletnie przeciwne?! W sumie to i lepiej dla mnie że nie zachowuje się jak wcześniej. Coś tu na prawdę nie gra.....

-pewnie dziwi cię że nie zabrałem ciebie do skrzydła szpitalnego. -o matko, jakby tego nie powiedział to na prawdę bym nie skapneła się. To wszystko przez ten uraz głowy.
-w całej sali nie było miejsca po meczu quidditcha więc zaniosłem ciebie do mnie żeby się tobą zaopiekować. Madame Pomfrey dała mi potrzebne eliksiry. -kiwnełam lekko głową w geście zrozumienia.
-jeszcze raz dziękuję, muszę się zbierać pewnie przyjaciele się o mnie martwią. -powoli wstałam z łożka i prawie bym spadła gdyby nie ręce Lupina.
Poczekaj jeszcze chwilę dam ci coś na wzmocnienie.. -posadził mnie na łóżku i wyszedł z pokoju.

Jego dotyk jest dla mojego ciała jak narkotyk. Najmniejszy ruch sprawia że tracę funkcje myślenia. Naprawdę nadal nie dowierzam co się stało z tamtym Lupinem co dotykał mnie przy każdym możliwym momencie. Ale jednak ta wersja jest znacznie lepsza dla mnie. Jestem uczennicą a on nauczycielem, to się nie łączy!!

Po chwili przyszedł z buteleczką w ręce. Wziełam ją od niego i od razu wypiłam. O cholera! To jeszcze gorsze niż te wcześniejsze eliksiry....
-masz to- wręczył mi do ręki czekoladę- pozbędziesz się goryczy..
-dziękuję- od razu ugryzłam kawałek, o matko! Ale to dobre, czemu wcześniej tego nie próbowałam?!
-na pewno już lepiej tobie? Żebyś się gdzieś nie wywróciła..
-poradzę sobię już- uśmiechnełam się ciepło- do widzenia-wyszłam z pomieszczenia i od razu skierowałam się do mojej komnaty.

Padam z nóg, chyba z powrotem się położę. Przeszłam przez portret grubej damy z myślą o odpoczynku. Lecz moje plany padły w gruzach gdy zobaczyłam blizniaków. Na mój widok wstali szybko z kanapy i podeszli do mnie.
-Aveline gdzie ty byłaś całą noc?? -zapytał zaniepokojony Fred i spojrzał na moją głowę. -co się stało?
-upadłam i uderzyłam się w głowę, przez całą noc byłam w skrzydle szpitalnym. Nie miałam jak was zawiadomić. -odparłam próbując ich uspokoić.
-wszystko przeze mnie- powiedział zrezygnowany a zarazem wkurzony George.- przepraszam cię Aveline...
-George nie mów bzdur to był mały wypadek spowodowany przez moją głupotę. -położyłam rękę na jego ramieniu a on spuscił głowę.

-może ja was zostawię... Lepiej porozmawiajcie na osobności- powiedział Fred po czym wyszedł z pomieszczenia.
-George..? -spytałam cicho dotykając jego twarzy.
-naprawdę przepraszam, ostatnio jestem strasznie rozdrażniony..... - wreszcie spojrzał na mnie, oczy miał lekko załzawione.
-każdy ma czasem taki czas gdzie jest roztargniony. Uwierz mi że nie ma za co przepraszać, obiecaj że nie będziesz się winić. -wystawiłam rękę, on niepewnie popatrzył na mnie i leciutko podniósł kącik ust do góry. Złapał moją dłoń po czym przeciągnął mnie do swojego ciała i przytulił. Odwzajemniłam uścisk i lekko zaczęłam masować jego plecy. Jak mogłabym się gniewać na jedną z najważniejszych osób w moim życiu...?

Teacher's pet- Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz