Rozdział 30

3.6K 237 23
                                    

- Wesołych świąt i do zobaczenia w Sylwestra - Larisa przytuliła Alicję na pożegnanie.

Czerwona lokomotywa Hogwart Expressu dojechała na peron dziewięć i trzy czwarte kwadrans temu, i teraz trwały ostatnie pożegnania pomiędzy przyjaciółmi. Mary, Dorcas i Marlene już zniknęły wraz ze swoimi rodzinami.

- Syriusz, wesołych świąt - Evans przytuliła Blacka, a on uśmiechnął się szczerze. Dookoła panował straszny gwar, wszędzie dało się słyszeć podekscytowane głosy czy to rodziców, czy uczniów. Każdy oczekiwał zbliżających się świąt.

- Wesołych świąt, i nie spal im chaty przy tych piernikach - powiedział Łapa. Po pożegnaniu się z zielonooką Black podszedł do Aelin i teleportował się z nią do domu Reeves. Do Larisy podeszła jej siostra bliźniaczka.

- Wesołych świąt - powiedziała Lily, przytulając siostrę.

- Tobie również, pani Snape. Kiedy przyjedziesz do naszego domu?

- W drugi dzień świąt, a na Sylwestra jadę gdzieś z Severusem.

- W takim razie do zobaczenia.

- Idziemy? - zapytał James Larisę, gdy Lily poszła już do Severusa. Rudowłosa pokiwała głową i chwyciła Pottera za rękę, w drugiej trzymając brązowy kufer.

Okularnik i Evans byli już pełnoletni od kilkunastu miesięcy, dlatego w tamtym roku zdali test na teleportację (odbył się on 21 kwietnia, a oni mieli już wtedy po siedemnaście lat).

James i Larisa teleportowali się do Doliny Godryka, niedaleko domu rodziców bruneta.

- Pomóc ci z kufrem? - zapytał Potter, a dziewczyna zaprzeczyła. Dookoła nich było pełno śniegu, co zielonooka zauważyła pomimo tego, że było już ciemno.

- Tu jest pięknie - powiedziała, patrząc na przyozdobione domy.

- Chodź, pewnie na nas czekają - James pociągnął Evans w stronę swojego domu.

Z zewnątrz dom Potterów wyglądał równie pięknie jak w środku. Biała elewacja i czerwony dach, który teraz częściowo zasłaniał śnieg, współgrały ze sobą. Larisa wiedziała, że ten budynek budzi jeszcze większy podziw latem, gdy kwitną kwiaty, które Euphemia miała w ogrodzie.

Wszystko to widziała na zdjęciach, na których mały James bawił się z kolegami z sąsiedztwa.

Okularnik zapukał do drzwi, które po kilku sekundach otworzyła brązowowłosa kobieta.

- James - Euphemia przytuliła syna na powitanie. Kobieta ubrana była w zwykłe spodnie i bluzkę, a na to założyła niebieski fartuch.

- Cześć, mamo - przywitał się brunet i gdy kobieta już go puściła, wszedł do korytarza.

- Dzień dobry - powiedziała Larisa, a pani Potter również ją przytuliła. Rudowłosej zrobiło się ciepło na sercu. Pani Euphemia była bardzo miła i traktowała ją jakby należała do rodziny. To było bardzo rozczulające.

Gdy już weszli do korytarza i zdjęli płaszcze, przywitał ich pan Fleamont. James zaniósł swoje i Larisy bagaże na górę, a Euphemia w tym czasie nalała do kubków gorącej herbaty.

W salonie stała już choinka, na której wisiały bombki oraz cukierki. Oprócz tego świątecznego nastroju dodawał obrus w renifery.

- Jak dobrze, że już jesteście - westchnęła Euphemia, gdy James usiadł obok swojej dziewczyny przy stole.

- Pomożesz mi później z drewnem? - zapytał pan Fleamont swojego syna.

- Jasne - mruknął James i uśmiechnął się szeroko. Larisa wiedziała, że okularnik uwielbia Hogwart i swoich przyjaciół, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że dopiero w swoim rodzinnym domu wraz z rodzicami był naprawdę szczęśliwy.

Maska • James PotterWhere stories live. Discover now