Rozdział 46

2.5K 153 96
                                    

Zapraszam na one-shot „Nieskazitelnie małżeństwo".
~

Powrót do Hogwartu był równoznaczny z powrotem do nauki oraz obowiązków szkolnych jak i również meczów Quidditcha. Jednak uczniów chyba najbardziej cieszyło to ostatnie. Trzecia tabela rozpoczęła się meczem pomiędzy Ravenclaw, a Slytherinem.

Larisa i James udali się we dwoje na stadion, gdzie powoli zbierało się coraz więcej osób. Wszyscy z niecierpliwością czekali na ostatni w tym roku mecz pomiędzy domem Roweny, a Salazara. Za kilka tygodni uczniowie mieli przyjść na mecz pomiędzy Hufflepuffem, a Gryffindorem. Wszystko układało się świetnie i choć dużo osób było zmęczonych przygotowaniami do egzaminów, to z radością szli na mecze i kibicowali swoim drużynom.

Larisa usiadła na jednej z ławek obok Aelin, która tak jak wszyscy Gryfoni kibicowała Krukonom. Siódmoklasiści dyskutowali na temat nowej strategii, którą podobno miał przedstawić kapitan drużyny domu Roweny - Ethan.

Larisa czuła się trochę dziwnie, kibicując chłopakowi, który dokuczał Collenn. Jednak za żadne skarby świata nie wspierałaby Ślizgonów, którzy słynęli ze swojej wrogości do Gryfonów, mugolaków i osób pół-krwi.

- Zaraz się zacznie - mruknęła Aelin, uśmiechając się od ucha do ucha. Brunetka nie mogła się doczekać porażki Ślizgonów, która jak dla niej była pewna.

Ethan mógł być niemiły, ale zdecydowanie potrafił świetnie planować strategie. Znał się na Quidditchu jak mało kto i Larisa przypuszczała, że gdyby nie jego złośliwa strona, to mogłaby się z nim nawet dogadać.

- Daję cztery sykle, że Krukoni wygrają przewagą co najmniej siedemdziesięciu punktów - powiedział w pewnym momencie Fabian.

On i jego brat byli dzisiaj nad wyraz radośni, ponieważ ich siostra urodziła zdrowe bliźniaki - Freda i George'a. Z Molly również było wszystko dobrze, więc rudowłosi byli bardzo szczęśliwi.

- Przyjmuję - oznajmił Gideon i uścisnęli sobie ręce. Marlene parsknęła śmiechem.

- Ślizgoni są ambitni, ale nie głupi. Wiedzą, że ich szanse na pokonanie drużyny Etahna są bliskie zeru - zapewniła McKinnon, a Larisa w duchu przyznała jej rację.

Gdy rano widziała kapitana Slytherinu, wyglądał jakby już miał dość dzisiejszego dnia. Nicholas kiedyś wyzywał rudowłosą od szlam, więc ta miała nadzieję, że Krukoni zrównają Ślizgonów z ziemią. Wiedziała, że dom Salazara łatwo się nie podda i zawodnicy niekoniecznie będą grali czysto, ale mimo wszystko liczyła na wygraną Krukonów.

- Witam was w ten przepiękny dzień. Z tej strony Malcolm Hayes i będę dzisiaj komentował dla was mecz. Powitajmy drużynę Krukonów wraz z niezawodnym Ethanem Sheyem na czele. Wielkie brawa! - powiedział głośno komentator, a całe trybuny Gryffindoru oraz Ravenclawu zaczęły wiwatować.

- Ich przeciwnikami będą mniej urokliwi, ale nadal niebezpieczni Ślizgoni, których kapitanem jest Nicholas Bulstrode! - znowu dało się słyszeć oklaski, oraz głos Minerwy McGonagall, która zwracała uwagę Hayesowi.

- Dobrze, dobrze. Wiem, mam być bezstronny - mruknął Malcolm, z powrotem się uśmiechając.

- Pani Hooch będzie sędzią dzisiejszego spotkania. Jak zwykle kapitani podają sobie dłoń, Ethan na twoim miejscu porządnie bym ją później zdezynfekował.

- Hayes, komentuj mecz! - głośny krzyk Minerwy McGonagall dotarł do uczniów siedzących na trybunach.

- Dobrze, już dobrze. I ruszyli, proszę państwa. Shey przechwytuje kafel podaje do Andersona, Anderson z powrotem do Sheya i trafia. Dziesięć do zera dla Krukonów - ekscytacja w głosie Malcolma mówiła sama za siebie. Trybuny Gryffindoru oraz Ravenclawu zaczęły wiwatować, a niektóre dziewczyny piszczały imiona i nazwiska zawodników.

- Dalej, Shey! - krzyknęły na raz Aelin oraz Larisa, po czy popatrzyły na siebie i się zaśmiały. James spojrzał z oburzeniem na swoją dziewczynę.

- Ale i tak to ty jesteś moim ulubionym graczem Quidditcha - zapewniła Evans, szybko całując policzek Pottera.

- Kafel przejmują Ślizgoni, Bulstrode ma kafla podaje do Braffeta i - Malcolm specjalnie przedłużył samogłoskę, gdy chłopak wziął zamach. - Niestety, dziesięć do dziesięciu.

- Będzie mi tego brakowało - powiedziała w pewnym momencie Aelin. - Te wszystkie emocje, mecze. Chyba będę nawet tęskniła za tymi głupimi komentarzami Malcolma.

Larisa zaśmiała się na jej słowa, ale tak naprawdę sama wiedziała, że będzie jej tego wszystkiego brakowało. Razem z końcem szkoły, zakończy się kariera Maski. Wiedziała, że będzie tęsknić za szkolnym boiskiem oraz całą drużyną.

- Proszę państwa, co za emocje. Krukoni prowadzą trzydziestoma punktami. Wiwat dla domu Roweny - uczniowie na trybunach zaczęli piszczeć i krzyczeć. Larisa i Aelin również. James zaśmiał się, widząc entuzjazm swojej dziewczyny. Objął ją ramieniem, przez co Evans spojrzała na niego.

- Kocham cię - mruknął okularnik, a Larisa położyła głowę na jego ramieniu.

- Ja ciebie też - mruknęła, patrząc na niego spod rzęs.

- Chyba właśnie cukier mi podskoczył - powiedział Syriusz, na co Remus i Aelin wybuchnęli śmiechem.

- Zakochani, mamy tutaj naprawdę niezły mecz! - krzyknął Peter, a jego słowa rozbawiły Gryfonów.

- I kolejna bramka dla kapitana Krukonów. Tak trzymaj, Shey! - Malcolm dalej zażarcie komentował mecz, kibicując drużynie Ravenclawu, czym doprowadzał Minerwę McGonagall na skraj wytrzymałości.

- Ostatnie ostrzeżenie, Hayes! - upomniała chłopaka nauczycielka, ale Larisa wiedziała, że opiekunka ich domu sama kibicuje Krukonom. Nie potrzebowała widzieć jej twarzy, żeby wiedzieć, że z trudem powstrzymuje uśmiech satysfakcji. co roku kłóciła się z profesorem Slughornem o Quidditcha i od kilku lat wygrywała te słowne potyczki.

Gryffindor wygrywał puchar ostatnie trzy lata z rzędu i nie zamierzał tak łatwo go oddać. Larisa wiedziała, że opiekunka jej domu sama grała kiedyś w Quidditcha i przywiązywała dużą wagę do tej gry. Była w stanie nawet wybaczyć Jamesowi i bliźniakom Prewett ich żarty, jeśli mieliby wygrać po raz czwarty Puchar Quidditcha.

- Nie wiem, co musiałoby się stać żeby Ślizgoni wygrali, bo tutaj już żaden cud raczej nie pomoże. Trzydzieści do stu czterdziestu dla Krukonów!

Owacje na trybunach wzrosly, gdy Andrew Anderson po raz kolejny zdobył punkty. Ten mecz zdecydowanie należał do niego i Ethana.

- Patrz na rękę Sheya - mruknął James od Larisy, gdy kapitan drużyny Ravenclawu brał zamach by zdobyć kolejne punkty.

- Ma specyficzne ułożenie nadgarstka, ale przez to trafia za każdym razem - zauważyła Larisa, a Potter jej przytaknął.

- Poćwiczymy to na następnym treningu - mruknął na tyle cicho by nikt oprócz rudowłosej tego nie usłyszał. Oczywiście i tak Gryfoni nie zwracali na nich uwagi, ponieważ byli za bardzo zajęci obserwowaniem gry, ale James wolał dmuchać na zimne.

- Etan wykonał kawał świetnej roboty. Jego strategia jest świetna - przyznał okularnik, a Larisa zgodziła się z nim. Shey wykorzystywał każdy metr boiska i rozciągał grę jak najbardziej mógł. Podania Krukonów były celne oraz precyzyjne, a nie tak chaotyczne jak Ślizgonów.

Widać było, że chłopak spędził nad samym planowaniem kilka godzin. Każdy ruch był dopracowany na ostatni guzik i przez cały mecz Krukoni zrobili tylko kilka błędów.

- I kolejne punkty dla Ravenclawu! - powiedział głośno do mikrofonu Malcolm, a uczniowie znowu ucieszyli się jakby wygrali kilka tysięcy galeonów. - W takim tempie, za niedługo zabraknie miejsca na tablicy.

Larisa zaśmiała się z wypowiedzi Hayesa. Wiedziała, że chce on jak najbardziej zdenerwować Ślizgonów, którzy już i tak kipieli ze złości. Evans wiedziała, że komentator przez najbliższe kilka dni nie będzie miał życia w szkole. Ale Malcolm nie wydawał się przejmować tą sprawą. Do wszystkiego podchodził z uśmiechem na ustach i żadne słowa uczniów z domu Salazara nie mogły tego zmienić.

I nagle fragment trybun Puchonów wzleciał w powietrze. Wybuchowi towarzyszył ogromnych hałas. Dokoła rozniosły się piski przerażenia, a niebie pojawił się znak.

Czaszka i wąż.

Maska • James PotterWhere stories live. Discover now