Rozdział 31

3.6K 206 154
                                    

Chciałabym szczególnie podziękować paxxivv za znalezienie literówek i błędów, które zostały już poprawione, jeszcze raz bardzo ci dziękuję.

Larisa zrobiła krok w stronę Jamesa. Jej serce biło teraz trochę szybciej niż normalnie. Dziewczyna uśmiechnęła się tak szeroko, jakby właśnie wygrała milion galeonów. W jednej chwili poczuła się tak szczęśliwa, jak chyba jeszcze nigdy w życiu.

To było dziwne, w końcu nie znała Pottera długo. Przyjaźnili się od września, czyli cztery miesiące. Jasne, spędzali ze sobą całe dnie. Ciążyło na nich widmo wojny, które pchało jakoś wszystkie uczucia do przodu, i chyba właśnie dlatego tak dobrze się rozumieli. James pomagał zielonookiej odkryć prawdziwą siebie. Nie Maskę, nie rudowłosą prefekt naczelną, ale prawdziwą Larisę Evans.

I dziewczyna była pewna, że kocha właśnie ją, a nie jej drugą tożsamość.

- Ja ciebie też kocham, James - powiedziała Larisa, przybliżając się do okularnika. Wiedziała o tym już od dawna, ale jednak wypowiedzenie tych słów, sprawiało, że poczuła jakąś ulgę.

Rudowłosa delikatnie musnęła wargi bruneta swoimi, a on odpowiedział tym samym. Może to było dziwne, ale Larisa poczuła takie łaskotanie w brzuchu jak przy ich pierwszym pocałunku. Ach, jakie to było cudowne, całować osobę, którą się kocha ze wzajemnością.

James coraz mocniej napierał na jej wargi, aż w końcu rudowłosa pozwoliła by jego język pieścił jej podniebienie.

Larisa położyła jedną dłoń na jego karku, natomiast drugą na ramieniu. Kochała tego mężczyznę całym sercem. Nic na niej nie wymuszał, szanował ją, dbał i kochał. Nie oceniał jej na podstawie tego kim była. Nie wypytywał o jej drugą tożsamość. Traktował ją tak, jak mężczyzna powinien traktować kobietę. Przy późniejszym spacerowaniu, co chwilę mówili sobie jakieś słodkie słówka.

Gdy wrócili do domu chłopaka, na stole dziewczyna zauważyła dwa kubki z jeszcze ciepłą herbatą. Państwo Potter poszli już spać, więc James i Larisa wypili napoje w salonie.

- Wracając do tamtego domu... - zaczął okularnik, a Larisa westchnęła głośno. Nie rozumiała po co mieliby rozmawiać o jakimś budynku, który i tak nie należał do żadnego z nich.

- Jamie, przecież on nawet nie jest twój - powiedziała rudowłosa, a Potter uśmiechnął się przebiegle.

- Jeszcze - oznajmił pewnie brunet. - Pogadam z rodzicami. Może się zgodzą.

Larisa pokręciła głową z rozbawieniem. Na jej ustach zagościł delikatny uśmieszek, jakby dziewczyna nie do końca wierzyła w słowa Pottera. Ten chłopak miał siedemnaście lat, nawet nie ukończył jeszcze szkoły, a już planował w jakim domu zamieszka!

- Idź spać, bo głupoty gadasz - powiedziała dziewczyna i podniosła się z krzesła. Evans wzięła do ręki różowy kubek, który już był pusty i poszła z naczyniem do kuchni, gdzie je umyła.

- Wiesz, że mogłaś to zrobić za pomocą magii? - zapytał okularnik, machając różdżką w stronę swojego naczynia.

- Jestem przyzwyczajona do robienia niektórych rzeczy po mugolsku - odpowiedziała rudowłosa i włożyła kubek, który wysuszyła ścierką do szafki. - U nas w domu wszystko robimy bez magii. Mamie zależy na tym, a ja i Lily nie mamy z tym problemu. W końcu i tak dopiero od prawie roku możemy legalnie czarować poza Hogwartem.

- Jak to jest wychowywać się bez magii? - zapytał chłopak. - Przecież nie możecie grać w Quidditcha, Eksplodującego Durnia czy choćby Gargulki.

- Mamy inne gry, takie jak chowany, pchełki, krykiet oraz węże i drabiny - wyjaśniła rudowłosa. James pokiwał głową ze zrozumieniem. Znał gry mugoli, ale jakoś nie widział swojego dzieciństwa bez Quidditcha albo Eksplodującego Durnia. W końcu już jako dziecko latał po domu na małej miotełce. Jego rodzice i dziadek używali magii do nawet tak prostych czynności, jak mycie naczyń.

- Petunia lubiła grać z tatą w krykieta - westchnęła zielonooka. - Ale od jego śmierci nie może patrzeć na tę grę.

- A ty?

- Kiedyś chcieli mnie tego nauczyć, ale nigdy mi nie szło. Lily za to była mistrzynią tej gry, oczywiście nie tak jak Petunia, ale w porównaniu ze mną każdy byłby mistrzem.

- Jak byłem mały, to grałem z tatą i dziadkiem w Quidditcha. Co niedzielę siadaliśmy na miotłach, a oni dawali mi wygrać. Dziadek był obrońcą, a ja i tata na zmianę po dziesięć razy rzucaliśmy kaflem w obręcze. Chyba właśnie dlatego zostałem ścigającym.

- Ile miałeś lat, gdy zmarł? - zapytała rudowłosa, patrząc ze smutkiem na swojego chłopaka. W głowie widziała opisaną przez Pottera sytuację. Larisa była pewna, że dziadek okularnika był równie sympatycznym i wesołym czarodziejem co jego syn i wnuk.

- Dziewięć.

- To takie smutne, że ci których kochamy od nas odchodzą. Później nasze wspomnienia z nimi się rozmazują, zapominamy brzmienie ich głosu, śmiechu... - powiedziała z przygnębieniem Larisa.

- Taka kolej rzeczy - westchnął James,patrząc jak twarz rudowłosej powoli pokrywa smutek. - Hej, przecież mamy całe życie przed sobą. Jeszcze nie raz zdążymy się pokłócić, pogodzić, pokrzyczeć na siebie.

- Jamie, wiem, że nie chcesz bym się za bardzo przejmowała tą wojną. Jednak prawda jest taka, że wychodząc do sklepu mogę zostać zamordowana z powodu mojej krwi. Oficjalnie wojna trwa już prawie dziesięć lat. I jak na razie nic nie zapowiada, by sytuacja miała ulec zmianie - rzekła zielonooka, wychodząc z kuchni.

- Musimy mieć nadzieję, że jeszcze wszystko się zmieni na lepsze. Aelin, Syriusz, Peter, Remus i ja od początku w to wierzymy. Ty też powinnaś. Jesteś inteligentną i bardzo zdolną czarownicą, to oni powinni się bać ciebie, nie ty ich.

Larisa uśmiechnęła się na słowa bruneta i przytuliła go. Dzięki niemu, powoli zaczynała wierzyć w siebie. Wiedziała, że może polegać na Huncwotach, i że oni nie zostawią jej w potrzebie. Widziała jak chłopaki martwią się o nią i Aelin. Jak  troszczą się o Remusa przed pełnią. Jak Lupin pomaga Syriuszowi w nauce. Jak wspierają siebie na wzajem. Nie ważne co się dzieje, Huncwoci trzymają się zawsze razem. Potrafili zbudować tak silną relację w kilka lat. Larisa podziwiała ich za to.

- Dziękuję, Jamie.

- Jesteś moją dziewczyną. Pocieszanie cię należy do moich obowiązków - odparł okularnik, uśmiechając się szeroko. - Kocham cię.

- Ja ciebie też, ale i tak jutro robimy pierniki. Nie wywiniesz się - oznajmiła z rozbawieniem Evans, wchodząc na piętro po schodach.

- Nie przypominaj mi o tym - powiedział z zrezygnowaniem Potter.

- Nie będzie tak źle. Dobranoc - mruknęła zielonooka i pocałowała okularnika w policzek.

- Dobranoc - odpowiedział James, wchodząc do swojej sypialni. Larisa weszła do pokoju gościnnego. Nic się w nim nie zmieniło od jej ostatniego pobytu. Po szybkim prysznicu w łazience, dziewczyna w położyła się w łóżku i od nowa odtworzyła sobie w głowie cały dzisiejszy dzień.

Rudowłosa wiedziała, że na pewno utrzyma kontakt ze swoimi przyjaciółmi po zakończeniu szkoły. Czas płynął w tym roku zdecydowanie za szybko. Evans dopiero teraz zrozumiała, że od zostania absolwentką Hogwartu dzieli się tylko sześć miesięcy. Potem stanie się jeszcze bardziej dorosła niż teraz. Będzie musiała znaleźć pracę, jakieś mieszkanie.

Była jednak przekonana, że pomimo tego wszystkiego będzie walczyć z Lordem Voldemortem i jego poplecznikami. Nawet jeśli miałaby w tej walce zginąć.

Maska • James PotterWhere stories live. Discover now