Rozdział 52

2.2K 157 21
                                    

James nigdy nie należał do spokojnych i opanowanych osób, ale jego zdenerwowanie oraz stres ostatnimi czasy sięgały zenitu. Już kilka dni temu poprosił bliźniaków Prewett by pogadali z Larisą i wybadali co dziewczyna sądzi o wspólnym zamieszkaniu z nim.

Potter miał już wszystko zaplanowane. Jeśli rudowłosa by się zgodziła, to kupiłby ten dom w Dolinie Godryka, w którym chciał zamieszkać odkąd pamiętał. Budynek zarówno w środku jak i na zewnątrz wymagał remontu, ale przecież mieli magię. Kilkanaście zaklęć sprawiłoby, że wyglądałby jak nowy.

Pieniądze nie były żadną przeszkodą, ponieważ James był naprawdę bogaty, dzięki swojemu ojcu, który wynalazł eliksir do układania włosów - ,,Ulizanna".

James już dawno załatwił z Fleamontem wszystkie szczegóły i teraz tylko czekał na to, co powie Larisa.

Wiedział, że to wszystko dzieje się za szybko, ale czasy jakie były, nadawały takiego tempa ich związkowi. W końcu gdyby nie wojna, to nie mieliby po co się spieszyć. Skończyliby Hogwart, mieszkali ze swoimi rodzicami, a po roku albo dwóch podjęli decyzję o wspólnym domu. Wtedy James nie musiałby się tak bardzo martwić o rudowłosą, spokojnie za kilka lat ożeniłby się z nią, a później miał dzieci. W prezencie od rodziców dostałby pieniądze na dom, a później mieszkałby w nim razem z Larisą aż do śmierci, ciesząc się życiem i bawiąc z wnukami.

Taka wizja jak na razie musiała zejść na boczny tor, ponieważ przez wojnę zarówno on mógł stracić życie, jak i ona. James czuł się przez to trochę jak egoista, w końcu rudowłosa mogła chcieć zamieszkać ze swoją mamą, by być przy niej i ją chronić. Jednak Potter wolał żyć wiedząc, że próbował, niż później żałować, że nawet nie wybadał sytuacji.

Na śniadaniu okularnik dużo rozmawiał z Syriuszem i Aelin. Larisa w tym czasie gawędziła sobie z Peterem, który powoli dochodził do siebie. Z każdym dniem Pettigrew czuł się coraz lepiej co bardzo cieszyło jego przyjaciół.

Do Wielkiej Sali wleciały sowy, przynosząc uczniom listy oraz paczki. Evans z uśmiechem otworzyła kopertę od swojej mamy, przerywając tym samym rozmowę z Pettigrew, który również zajął się własnymi przesyłkami.

Rudowłosa szybko przeczytała list, w którym jej mama opowiadała co się u niej dzieje oraz pisała, że nie może się doczekać wakacji. Larisa uśmiechała się, trzymając kartkę papieru w dłoni.

- Aelin, mogę Proroka? - zapytała zielonooka, widząc, że jej przyjaciółka już przegladnęła gazetę i odstawiła ją na bok.

- Jasne, masz - mruknęła brunetka, podając rudowłosej przedmiot.

Larisa spojrzała na pierwszą stronę i wstrzymała oddech. Znajdowała się tam tajemnicza brunetka, która oszczędziła ją pierwszego kwietnia podczas ataku. Pod jej zdjęciem był dopisek: Gabrielle Campbell podczas balu w Ministerstwie. Gdzie jest mąż kobiety?

Rudowłosa przyjrzała się zdjęciu z większą dokładnością. Brunetka wyglądała na ponad czterdzieści lat. Jej włosy były spięte wsuwkami z szmaragdami. Miała na sobie długą suknię w kolorze godła Slytherinu. Larisa patrząc na nią widziała kobietę, która jest zmęczona życiem. Niby uśmiechała się obiektywu, ale Evans nie dostrzegała w tym nic szczerego czy bliskiego szczęściu.

Prefekt naczelna kiedy była młodsza, żałowała tego, że jest szlamą. Jednak patrząc na zmęczoną twarz Gabrielle, której uśmiech był nad wyraz sztuczny, cieszyła się, że nie pochodzi z czystokrwistych rodów.

Milon razy bardziej wolała być narażona na większe niebezpieczeństwo, ale szczęśliwa, niż robić to co jej każą, służąc Czarnemu Panu. W świecie pani Campbell nie było miłości ani współczucia. Wszyscy wychowywali się tam na zasadach ,,toujours pur", chcąc podbić świat. Larisa z całego serca współczuła tym ludziom, ponieważ po dobrej stronie mogli osiągnąć naprawdę wiele rzeczy.

- Coś się stało? - zapytał James, zauważając, że Larisa dziwnie milczy, wpatrując się w zdjęcie brązowowłosej kobiety.

- Nie - mruknęła zielonooka, przewracając stronę. Nie mówiła nikomu o tym, że prawie zginęła podczas ataku. Nie chciała niepotrzebnie martwić swoich przyjaciół, a w szczególności Pottera.

Dalej w gazecie znajdowały się informacje o kolejnych atakach na wioski mugoli oraz lista poszukiwanych, zaginionych lub martwych osób. Larisa zawsze przeglądała ją, chociaż i tak nikogo nie znała. Prorok codzienny nie pisał o mugolach na tej stronie. Wiadomości o poszkodowanych w atakach niemagach znajdowały się pod artykułami o walkach w ich miastach.

- Aelin? - mruknęła rudowłosa, a brunetka podniosła głowę.

- Kim jest Gabrielle Campbell? - zapytała Larisa, a Reeves uniosła brwi.

- Teściową Kaidena i żoną Richarda. Ona jest do przeżycia. W sensie da się z nią jakoś jeszcze pogadać - odpowiedziała zdawkowo brązowooka, wracając do jedzenia śniadania i czytania listu od Rowana.

James spojrzał podejrzliwie na Larisę, domyślając się, że coś musiało się wcześniej wydarzyć.

Rudowłosa uśmiechnęła się, pragnąc by wszyscy zapomnieli o pytaniu sprzed kilku minut.

- Podobno dzisiaj na Obronie mamy ćwiczyć Zaklęcie Patronusa! - nagle do stołu Gryfonów podeszła rozentuzjazmowana Marlene.

Syriusz do razu parsknął śmiechem, co zwróciło uwagę blondynki.

- I kto ci to powiedział? Ten twój nowy lovelas Danny?

- Po pierwsze on ma na imię David i nie jest moim lovelasem, a po drugie powiedział mi to Steve. Wczoraj miał Obronę.

- Marlene, jak ty się nie gubisz w tych chłopakach? Chyba co tydzień masz nowego.

- I powiedział to ten, który nigdy nie był w związku. Mną się przynajmniej ktoś interesuje, Łapo. Słyszałam jak ostatnio dziewczyny z szóstej klasy mówiły, że w sumie to kiedyś byłeś bardziej przystojny. Starzejesz się, Black.

Przyjaciele parsknęli śmiechem, na co Syriusz oburzył się jeszcze bardziej.

- Dalej jestem młody i przystojny, McKinnon. To ich gust się psuje - mruknął szatyn, a Aelin zaśmiała się głośno.

- Kogo ty chcesz oszukać, Łapo? Starzejesz się - powiedziała uśmiechnięta brunetka, klepiąc go po plecach.

- Odezwała się ta co młodnieje - warknął Black, powodując śmiech u przyjaciół.

Larisa lubiła takie śniadania. Wszyscy siedzieli i śmiali się, nie myśląc o przyszłości. Za miesiąc mieli pisać egzaminy. Każdy chyba się tym stresował. Nawet Syriusz zaczął zaglądać do książek, co jak na niego było niebywałym wyczynem.

Evans dalej w wolnych przesiadywała w bibliotece razem z Peterem oraz Remusem. Obowiązki rudowłosej przygniatały ją swoim ciężarem, przez co nie miała czasu dla siebie. Ciągłe patrole, treningi, lekcje... Przez to wszystko zielonooka opadała z sił. Jednak nie mogła sobie pozwolić na zwolnienie tempa. Został jej nieco ponad miesiąc nauki w szkole, a później wolność.

Jasne, nie będzie mogła pozwolić sobie na jakiś większy odpoczynek, ponieważ chwila nieuwagi mogła kosztować ją jej życie. Larisa wiedziała, że po opuszczeniu murów Hogwartu będzie musiała mieć oczy dookoła głowy.

- Stawiam dwa sykle, że ten cały Danny się mylił - mruknął Syriusz, gdy już wszyscy stali obok wejścia do klasy profesora Flitwicka.

- Przyjmuję - mruknął Fabian, a Black spojrzał na niego.

Uczniowie czekali, aż nauczyciel którzy im salę, a kiedy to wreszcie nastąpiło, Syriusz jęknął z żalu.

Na tablicy były wypisane informacje o zaklęciu Patronusa, a ławki w całej sali zostały odsunięte pod ściany. Opiekun Ravenclawu jak zwykle na swoich lekcjach stał na stercie książek. W jego dłoni spoczywała różdżka.

- Dzisiaj będziemy ćwiczyć zaklęcie Patronusa! - oświadczył wesoło profesor, a prawie cała klasa ucieszyła się.

Wyjątkiem był  Syriusz, który oddał Fabianowi dwa sykle.

Maska • James PotterWhere stories live. Discover now