Prolog

5.1K 119 146
                                    

* * *
Hermiona 

Miarowy stukot jej obcasów dziwnie przypominał tykanie zegara. Odgłos potęgowały kamienne ściany, na których tylko co jakiś czas zauważała niewielkie portrety nieznanych jej osób.

Przecież już tu była i to nie raz, więc czemu wtedy nie spostrzegła, że Ministerstwo Magii jest surowe i zimne niczym lochy?

Zrobiła krok w bok, gdy obok przemknęła chuda dziewczyna w okularach na czubku nosa. Nieznajoma, ściskając naręcze teczek, zniknęła za zakrętem niczym przerażona mysz. Nawet nieco ją przypominała ze swoimi płowymi włosami, spiętymi w kucyk.

Szatynka jeszcze raz zerknęła przez ramię, ze smutkiem zauważając, że znów jest sama w tym pustym, cichym korytarzu. Cel jej podróży znajdował się dość spory kawałek dalej. Obciągnęła spódnicę, zgarnęła kosmyk włosów za ucho i ruszyła pewniejszym krokiem.

Przecież nie ma się czego bać.

To tylko Ministerstwo Magii.

Budynek pełen urzędników i aurorów.

Miejsce, do którego, po zakończeniu nauki w Hogwarcie, zawsze chciała trafić.

Zawsze.

Zawsze skończyło się kilka lat temu, gdy w cholernej bitwie o szkołę zginęło wielu jej przyjaciół.

– Z drogi!

Dwóch mężczyzn pojawiło się znikąd, biegnąc w jej stronę i łopocząc połami czarnych płaszczy. Przemknęli obok niej, jakby na korytarzu nikogo nie było, obijając jej barki z obydwu stron. Zniknęli za tym samym zakrętem, co myszowata dziewczyna.

– Nie macie za co! – prychnęła w pustkę. – Naprawdę nic nie bolało – dodała, rozmasowując jedno z ramion. – Nie przejmujcie się.

Była tylko Hermioną Granger. 

Nikim, na kogo trzeba uważać.

Opuściła ramiona, zdając sobie sprawę, że przecież nie mogła od nikogo wymagać, by ją pamiętali. Sześć lat studiowała na mugolskiej uczelni Stosunki Międzynarodowe. 

Sześć lat z dala od świata magii.

Czy naprawdę tyle wystarczyło, by zniknęła ze wspomnień i historii?

– W końcu jesteś!

Podskoczyła, tłumiąc pisk, gdy usłyszała kilka stóp przed sobą, głęboki męski głos.

– Całe szczęście, że po ciebie wyszedłem. – Wysoki, szczupły mężczyzna o zielonych oczach ruszył w jej stronę z rozpostartymi ramionami. – Już myślałem, że jednak się rozmyśliłaś.

– Mówiłam ci, że przyjdę – odpowiedziała, pozwalając, by Harry zamknął ją w przyjacielskim uścisku. Od razu otulił ją dobrze znany zapach i poczucie bezpieczeństwa. – Bardzo się spóźniłam? – Zrobiła krok w tył, wyswobadzając się z rąk mężczyzny.

– Masz jakieś pięć minut – brunet spojrzał szybko przez ramię, jakby pustka korytarza miała mu konkretnie określić czas – ale spokojnie. Minister nadal ma jakieś spotkanie, więc zapewne twoja rozmowa trochę się opóźni.

– Wiesz, Harry... – Przestąpiła z nogi na nogę, zgarniając niesforny kosmyk za ucho. Cholerny pukiel, który jeszcze kilka minut temu tkwił ściśnięty z resztą włosów w schludnym kucyku. – Jak już cię widzę, to... chyba jednak mam wątpliwości. – Spojrzała w bok, za przyjaciela.

Właśnie tam czekała ją nieznana przyszłość.

Przyszłość, o której marzyła jako nastolatka, a teraz...

Twój ruch / DramioneWhere stories live. Discover now