Rozczochrana

1.2K 61 113
                                    

* * *
Draco

To był taki niewinny żarcik. 

I jaki zabawny.

Naprawdę, mógłby tu siedzieć nawet rok, by obserwować miotająca się z wściekłości Granger. To było lepsze niż wyzywanie jej od szlam.

No i do tego odsunął cholernego Casanovę i Potter go nie zabije. 

Minę Silvy zapamięta chyba do końca życia, była nawet lepsza niż widok dziewczyny w skąpej bieliźnie. 

Nie, dobra. Jednak Granger była lepsza. 

Naprawdę niczego sobie.

Kto by pomyślał, że Wiem To Wszystko A Nawet Więcej, będzie miała tak atrakcyjne, wyćwiczone ciało. 

Może ciut za chudy tyłek, ale reszta… 

Jednak wracając do tego małego, niewinnego żartu, to naprawdę będzie miał niezłą zabawę, póki Potter nie zaszczyci ich swoją obecnością. 

A teraz siedział i cieszył oczy widokiem Rozczochranej, próbującej za wszelką cenę być profesjonalną pracownicą Ministerstwa Magii, siedząc naprzeciwko prezesa MACUSA, który najprawdopodobniej był jej niedoszłym kochankiem, ale został bezceremonialnie wy… wybujany. 

To było zbyt piękne, żeby było prawdziwe.

Znów zajął miejsce na czarnej kanapie, od razu dorywając się do miski z cukierkami. Zjadł zbyt małe śniadanie i czuł, jak zaczyna spadać mu cukier, a jak mu spadnie, to będzie gorszy niż ten, pożal się Merlinie, Obskurus. 

Żarł i patrzył na, całe szczęście już ujarzmioną, szopę Granger, obserwując jej nienaturalne zachowanie względem Silvy. 

Był pewien, że w jej głowie bez przerwy przewija się myśl, że ot, tak wskoczyła mu — Malfoyowi — do łóżka, zaraz po kolacji z innym facetem. 

A raczej on do jej łóżka. 

Pomijając fakt, że wcale tak nie było. 

Ona po prostu wzięła i fajtnęła przed drzwiami. 

Jakby ktoś jej powietrze spuścił. 

Ile się wtedy naklął, to tylko święty Merlin wie. 

Nie mógł zostawić jej na korytarzu, chociaż bardzo chciał, więc po prostu chwycił pod pachami i zaciągnął niczym trupa na środek pokoju. 

Przez dobre piętnaście minut, paląc fajkę za fajką, zastanawiał się, co zrobić z tym zdechłym ciałem, które uśmiechało się do siebie niczym uciekinier z wariatkowa. 

A potem usiadła. 

Tak po prostu usiadła, jakby nigdy nic jej nie było i zaczęła coś paplać o truskawkach z szampanem i krewetkach. A gdy spytał, czy ma jej zamówić, poinformowała, że zaraz się zrzyga, więc w dosłownie trzy sekundy zawlókł ją do łazienki i pozwolił poprzytulać się z ubikacją, trzymając te jej rozczochrane kudły, bo naprawdę nie miał ochoty ich myć. 

Następnie się rozryczała, mówiąc, że tęskni za tym rudym paskudnym sierściuchem Ronem. 

Nie skomentował, że chyba jej się gatunki i imiona pochrzaniły i czekał, stojąc w drzwiach, aż Granger uzewnętrzni swoje żale, zapamiętując najwięcej, jak się dało, by móc w przyszłości się z niej nabijać. 

Twój ruch / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz