Czyń swą powinność, Zabini

1.2K 70 211
                                    

* * *
Draco

Bolało. 

Nie. 

Napieprzało. 

Tak, bardzo, że jakby miał możliwość, to wbiłby zęby w ścianę. 

Jednak jedyne, co mu zostało, to łażenie po tym cholernym pokoju i udawanie, że wcale nie boli. 

Chciał przykucnąć, jednak pocięta skóra pleców w proteście zapiekła żywym ogniem.

No, kurwa, będzie musiał chyba spać na stojąco. 

Nie da rady. 

Zerknął w stronę stolika, na którym stały buteleczki z eliksirami. Uzdrowiciele wysłali je od razu tutaj, żeby nie miał problemu z transportem. 

Świetnie, tylko już dzisiaj dostał taką dawkę przeciwbólowych, że powaliłoby diabła, a już miał wrażenie, że zdechnie... 

Diabeł! 

Podszedł do kominka, w którym jak zwykle palił się wesoło ogień i chwycił pojemniczek z proszkiem Fiuu. 

Znów z niemałym trudem przykucnął, krzywiąc się tak, że cud, że jeszcze miał skórę na twarzy. 

Wrzucił garść proszku i krzyknął: 

— Rezydencja Zabinich! — Próbował brzmieć wyraźnie, bo naprawdę nie chciał, żeby jego głowa wylądowała w jakimś obskurnym pubie albo, co gorsza, w domu jakiegoś grubego, spoconego mugolaka. 

Odetchnął, gdy jego oczom ukazał się salon Blaise'a. Było zupełnie cicho i panował pół mrok. 

No tak, była jakaś szósta nad ranem. 

Czego się spodziewał? 

— Zabini?

Obrócił głowę w jedną i w drugą stronę, sprawdzając, czy na pewno nie ma kumpla ukrytego gdzieś za tymi starymi meblami. 

— Blaise, cholera, raz w życiu mógłbyś być tak miły i być tam, gdzie zazwyczaj cię nie ma — mruknął do siebie, próbując zignorować ból napiętych pleców. 

Policzył do jakiś stu dziesięciu, co jakiś czas nawołując Zabiniego i już zamierzał się wycofać, żeby dokonać żywota na hotelowej podłodze, gdy nagle od strony wyjścia z salonu zobaczył ruch, a po chwili jego oczom ukazał się ciemnoskóry pan domu. 

Znaczy zobaczył Blaise'a, bo po śmierci dziesiątego ojczyma, to on znów był głową rodziny.

Odziany w czarny, jedwabny szlafrok i z kapciami na gołych stopach, wyglądał absurdalnie. 

Naprawdę nie spodziewał się, że jego kumpel w zaciszu domu przebiera się za gentlemana od siedmiu boleści. 

— Malfoy?! — Blaise zacisnął mocniej pasek szlafroka i ruszył w stronę kominka, otwierając oczy tak szeroko, że jeszcze chwila, a wypadłyby mu. 

— Nie, twoja matka — syknął, znów ignorując palący ból. — A nie, wybacz. Przecież ona pewnie szuka kolejnego głupiego. 

Twój ruch / DramioneNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ