* * *
HermionaOd dobrych piętnastu minut słuchała przeprosin Harry'ego, chociaż wcale ich nie potrzebowała.
Zalała wrzątkiem herbatę w dzbanku, po czym uniosła go zaklęciem, wolną ręką chwyciła kubki i ruszyła w stronę salonu.
No i co, że to był dom Harry'ego. Brunet wydawał się potwornie wykończony i była pewna, że nawet nie zauważył, że zrobiła im coś do picia.
- Wiem, że stawiam cię pod ścianą - ciągnął swój wywód - i uwierz, że próbowałem na wszystkie sposoby wymyślić coś innego, jednak...
- Przestaniesz? - Przewróciła oczami. - Siadaj, napij się i na spokojnie mi wszystko opowiedz.
Opadła na miękką kanapę, przyglądając się przyjacielowi.
Miał podkrążone oczy i niemiłosiernie potargane włosy, jakby od wczorajszego ranka minęło kilkanaście dni, a nie godzin.
Podała mu napełniony kubek.
Nie spuszczając z niej lekko zamglonego wzroku, upił łyk, po czym zaklął, odstawiając naczynie hukiem na stół.
- Cholera, gorące!
- A jakie ma być, jak dopiero ją zrobiłam?
Brunet potrząsnął głową.
- Nieważne. Tak jak mówiłem, przeanalizowaliśmy wszystkie wyjścia i ...
Uniosła dłoń, zatrzymując potok słów mężczyzny.
- Już ci powiedziałam. Zgadzam się.
- Czuje się naprawdę podle, że zwalam to na ciebie, ale...
- Harry, zamknij się wreszcie.
Przeczesał włosy palcami, sprawiając, że wyglądał, jakby trzepnął go piorun. Czarne kosmyki dosłownie sterczały we wszystkie strony.
- Dobra - westchnął. - Niestety nie masz zbyt wiele czasu. Spodziewają się naszego człowieka jutro, a najpóźniej za dwa dni.
- Nie ma sprawy - upiła łyk napoju - tylko się spakuję i mogę wyruszać.
- Naprawdę się cieszę, że się zgadzasz, Hermiono, tylko jest mały problem i nie wiem, jak go rozwiązać.
- Problem?
- Nie mogę puścić cię samej, a niestety wszyscy aurorzy na razie muszą odbyć szkolenie, które potrwa minimum cztery dni.
- Poradzę sobie. - Przecież już tyle razy była w Nowym Jorku. Zawsze z rodzicami, ale jednak nieco to miasto poznała. - Tak łatwo nie da się mnie zabić.
- Nawet tak nie mów! - syknął, a zielone oczy lekko pociemniały. - Zdajesz sobie sprawę, co się tam dzieje?
- Tak, i wątpię, by żywiciel akurat chciał zabić mnie. Nawet mnie nie zna.
- On morduje, nawet o tym nie wiedząc! Wiesz, ilu mugoli już ukatrupił, przez te swoje napady?
Chwyciła dłoń Harry'ego i ścisnęła uspokajająco.
CZYTASZ
Twój ruch / Dramione
Fanfiction- Ja? To moja wina? - spytał ochrypłym głosem. Przez ostatnie lata podróżował po świecie, wydając forsę na lewo i prawo - imprezy, dziewczyny, kilka mieszkań w największych, najbogatszych miastach, nie mówiąc o najnowszych modelach mioteł, a nawet m...