***
DracoZ butem w ręku, kuśtykając jak kretyn, dotarł do drzwi Malfoy Manor. Machnął różdżką, otwierając skrzydło i mając zupełnie gdzieś, że ich skrzypienie mogło obudzić matkę.
Miał beznadziejny humor, bolała go głowa i chciał wyrzygać wnętrzności, a za pięćdziesiąt pięć minut musiał zjawić się w biurze Chapmana świeży, gotowy i pełen sił, by zapieprzać przez kolejne godziny niczym pies na posyłki.
Zrzucił drugi but, którego nie wiedział, po co tak naprawdę włożył, i ruszył w samych skarpetkach w stronę schodów.
- Draco?
Zamarł z ręką nad poręczą. Głos dochodził z salonu.
No, to czekała go jeszcze awantura stulecia.
- To ty, synu?
- A masz innego? - westchnął i zdjął stopę z pierwszego stopnia. Rzucił buty na podłogę i ruszył w stronę, skąd dobiegał głos matki.
Siedziała na swoim ulubionym fotelu, w ulubionej długiej ciemnozielonej sukience, idealnie uczesana, z nienagannym makijażem a na kolanach trzymała niezbyt grubą, ale starą książkę.
Wyprostowana niczym struna, z zaciśniętymi w wąską linię ustami i chłodnym spojrzeniem.
- Nie wróciłeś na noc.
Trafne spostrzeżenie.
- Zasiedziałem się u Chapmana - rzucił pierwsze, co mu do głowy przyszło.
- Nie kłam. Rozmawiałam z Longmanem, jak tylko wyszedłeś z ministerstwa.
Świetnie.
- Widzę, że masz niesamowicie dobre stosunki z Ministrem, mamo.
- Mam nadzieję, że twoja wypowiedź nie jest dwuznaczna. - Zamknęła książkę i przejechała po niej dłonią. - Longman jest naszym dawnym kolegą ze szkoły, Draco.
- Naszym? Ojca też?
- Oczywiście. A jak dobrze wiesz, Lucjusz lubił utrzymywać kontakty z ludźmi, którzy kimś są. Jak widzisz, znajomość się przydała. Gdzie byłeś?
- Musiałem odetchnąć. Przez kilka godzin twój kolega pomiatał mną jak psem - warknął, czując, jak wzrasta w nim frustracja i wściekłość.
- I bardzo dobrze. - Narcyza skinęła z zadowoleniem głową. - Przyda ci się nieco szkoły przetrwania.
- Myślałem, że jestem taki, jakim chcieliście, żebym był.
Przekrzywiła głowę, wbijając w niego niebieskie spojrzenie.
- Nie przypominam sobie, żebym chciała mieć bawidamka za syna.
Bawidamka.
Co to w ogóle za słowo?
- Mam dwadzieścia trzy lata. Chcę żyć.
- Nie masz za co, Draco. Poza tym, żeby żyć, nie trzeba szastać pieniędzmi i rodowymi genami na prawo i lewo. Spójrz na Harry'ego Pottera. Jest Głównym Aurorem i nie sypia z każdą napotkaną kobietą.
- Skąd możesz o tym wiedzieć - prychnął. - Poza tym, nie sypiam z każdą.
- Oczywiście.- Znów skinęła głową, odwracając wzrok. - Chcę, żebyś sprzedał jedno z mieszkań, które masz. Muszę opłacić dom.
Chwila.
Już?
- Nie mamy ani grosza?
- Draco, ty naprawdę nie wiesz, ile kosztuje utrzymanie rezydencji, prawda? Może najwyższy czas, żebyś zapoznał się z domowymi funduszami - wstała, odłożyła książkę na ozdobny stolik i przygładziła spódnicę aksamitnej sukni. - Gdy wrócisz z pracy, spędzimy trochę czasu w gabinecie. Jak będziesz miał się spóźnić, przyślij wiadomość, ale tylko wtedy gdy będziesz miał dobre wytłumaczenie.
CZYTASZ
Twój ruch / Dramione
Fanfiction- Ja? To moja wina? - spytał ochrypłym głosem. Przez ostatnie lata podróżował po świecie, wydając forsę na lewo i prawo - imprezy, dziewczyny, kilka mieszkań w największych, najbogatszych miastach, nie mówiąc o najnowszych modelach mioteł, a nawet m...