On kłamie

1K 71 45
                                    

* * *
Draco

Aha.

- Możesz powtórzyć? - poprosił, wiedząc, że chyba już bardziej zbłaźnić się nie może.

- Jestem Charlotte McClain. - Kobieta przesunęła dłonią po swoich długich włosach, po czym położyła dłoń na kształtnym biodrze, wyraźnie czekając, aż on w końcu wytłumaczy, po co jej szuka.

- Świetnie. To ten... - Podrapał się w kark.

No, nie spodziewał się, że znajdzie ją tak szybko. Mógł się jakoś bardziej przygotować, psychicznie na przykład, bo teraz stał i nie wiedział, co powiedzieć.

- A ty? - Blondynka wyraźnie czekała na jakiekolwiek wytłumaczenie, a on nadal stał i patrzył na nią jak idiota.

Przyznać się?

Nie przyznać?

Wylecieć od razu, że jest synem swojego ojca czy podać inne nazwisko?

- Głuchy jesteś? - Kobieta wyraźnie zaczęła się irytować, a z nią to łaciate bydle, oblizujące się długim mokrym jęzorem.

- Malfoy. Draco Malfoy - wyrzucił z siebie, zanim się rozmyśli.

Oczy dziewczyny, które dopiero teraz zauważył, że są jasnobłękitne, rozwarły się w zdumieniu, by po chwili na twarz McClain wpłynęło lekkie rozbawienie.

- Tak myślałam, że w końcu przyjdziesz.

O, to ciekawe.

Znaczy... Jak to?

- Nie za bardzo rozumiem. - Skrzywił się, próbując nie patrzeć na uzębioną krowę, która wyraźnie miała ochotę go ugryźć.

- A czego tu nie rozumieć? Musiałeś w końcu się o mnie dowiedzieć, chociaż Lucjusz tak bardzo się starał, żebyśmy nigdy się nie spotkali. No cóż - założyła ręce na piersi, unosząc jedną brew - jak widać, coś mu nie wyszło.

Lucjusz?

No jasne. Przecież to było takie oczywiste.

- Oświecisz mnie z łaski swojej, o co tu chodzi?

Blondynka wyraźnie zaczęła się dobrze bawić jego kosztem. Głaskała łaciatego stwora po łbie, dziwnie przedłużając tę nienormalną ciszę.

- Spodziewałam się, że będziesz bardziej inteligentny.

- Bądź taka miła i mi wytłumacz, a potem sobie jedź po mnie do woli - warknął, czego od razu pożałował, bo krowa wstała na wszystkie cztery łapy, jakby była gotowa go zaatakować. - Weź go na łańcuch, czy coś. - Wskazał brodą na zwierzę.

- Bruno jest wyzwolony, tak jak ja - powiedziała, znów głaszcząc potwora po łbie. - On nawet na smyczy nie chodzi.

Super, bardzo go to interesowało.

- Wyzwolona kobieto, daruj sobie, ok? Przyszedłem się coś dowiedzieć, a jak na razie stoimy na pieprzonym korytarzu i robisz sobie jakieś jaja.

- Normalnie, jakbym ojca słyszała.

- Jeśli masz jakieś omamy słuchowe, to idź do medyka i... - Chwila, co? Ojca? - Co powiedziałaś?

Parsknęła wymuszonym, wkurwiającym śmiechem.

- I kto tu medyka potrzebuje, braciszku?

* * *
Hermiona

Twój ruch / DramioneWhere stories live. Discover now