Cza-cza

1.3K 69 391
                                    

* * *
Draco

Odwrócił wolno wzrok od stojącej naprzeciw burzy z piorunami odzianej w bordowo-czarną piżamkę i spojrzał wprost do lustra, żeby zobaczyć swoją twarz, przyozdobioną czterema długimi pręgami w miejscu, gdzie miał policzek.

Niby się spodziewał.

A może jednak nie?

Dobra, kurwa, piekło tak, że z trudem się nie skrzywił.

Dwie krople krwi zaczęły torować sobie drogę w dół, zapewne chcąc popełnić szybkie samobójstwo, roztrzaskując się na marmurowej posadzce.

Lekko drgnął, zauważając w lustrze unoszącą się coraz wyżej głowę Bliznowatego.

— Hermiono — Potter wstał od nadal leżącego Weasleya i spojrzał na Rozczochraną — czy ty właśnie przyłożyłaś Malfoyowi dlatego, że ze sobą NIE SPALIŚCIE?

— Tak — odpowiedziała, unosząc dumnie podbródek. — Znaczy nie! — Pokręciła gwałtownie głową. — Albo jednak tak... Nie, jednak nie.

Salazarze!

— Weź się i zdecyduj, Granger! — warknął, znów odwracając się w stronę lustra.

No świetnie, wyglądał, jakby stoczył walkę z cholernym lwem, a nie ze wściekłą babą.

Chociaż, jak na razie to Rozczochrana była jednym i tym samym.

Wściekłą bestią, która rozszarpie biednego człowieka na kawałeczki, a z wnętrzności zrobi cholerne wisiorki albo rękawiczki na futerku. 

— Nie odzywaj się ty... ty... ty kłamliwy gumochłonie! — Wycelowała w niego oskarżycielsko palec, który dziwnie drżał, jakby cała jej wściekłość skumulowała się w tej jednej części ciała.

Jeszcze chwila, a zacznie z niego strzelać.

Może jednak pora uciekać?

— O co te krzyki, Granger? Na żartach się nie znasz? — Zrobił kilka kroków w bok, w kierunku drzwi, odwrócony plecami do ściany. Tak na wszelki wypadek. — Chociaż zabawnie było. Troszkę się pośmialiśmy. Ha, ha, ha i takie tam... — mówił coraz ciszej, bo furia w oczach Granger zaczynała przybierać formę tornada i jeśli tak dalej pójdzie, to zmiecie go z powierzchni ziemi.

Tfu! Kafelków.

Ładnych, marmurowych.

— To my ten... pójdziemy już sobie. — Potter podrapał się po karku i spojrzał na leżącego na podłodze Wieprzleja, który wydawał się nadal nie ogarniać co i jak. — Ron, wstawaj! 

— Mnie tu dobrze — mruknął rudy idiota — chłodno i twardo, ale...

— Merlinie! — Bliznowaty wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby, po czym chwycił rudego za ręce i tak po prostu przeciągnął go po ziemi do pokoju niczym nadgniłe martwe zwłoki.

— Muszą sami to między sobą załatwić, kretynie.

— Jeśli on ją tknie...

— To nic ci do tego.

— Utnę mu łapy przy samej... Auć! Ty uważaj, co? Wiesz, ile kosztował ten sweter?! 

Zapewne musiał sprzedać swoich starych, braci, ciotki, kuzynów i... wszystkich, których znał, żeby kupić TEN SWETER.

Chwila...

Jakoś mu tak znajomo to brzmiało.

Nieważne. Na pewno nie znał nikogo tak biednego, jak ten zawszony rudzielec.

Twój ruch / DramioneWhere stories live. Discover now