Chodź, proszę

1.3K 73 371
                                    

* * *
Draco

W całym jego dwudziestotrzyletnim życiu żadna, ale to żadna mu nie odmówiła.

Nie było ich jakoś imponująco dużo, jak głosiły legendy rozsiewane przez Zabiniego w Hogwarcie i potem przez tę głupią Rittę Skitter na łamach plotkarskiego gówna, no ale jednak jakieś tam były i mógł powiedzieć, że nie musiał się jakoś starać, żeby skoczyły mu do łóżka.

Większość z nich miała złudną nadzieję na zostanie panią Malfoy, co od razu wybijał im z głów, otwierając drzwi od mieszkania i mówiąc, że niedługo zadzwoni.

Tylko, że nie miał mugolskiego telefonu.

A wiele z nich było zwyczajnymi mugolkami.

Tak, Draco Lucjusz Malfoy spał z niemagicznymi kobietami.

Gdyby jego ojciec się o tym dowiedział...

No, ale się nie dowie.

Tak jak się nie dowie, że miał wkurzającą ochotę posmakować zakazanego owocu, jakim była Hermiona Granger.

Skosztować.

I rozkoszować się tym cholernie niedozwolonym, zapewne pieprznym, a zarazem słodkim smakiem jej niestety zgrabnego ciała.

- Totalnie cię pojechało - mruknął do siebie, wkładając klucz do otworu i przekręcając. - To Granger, kretynie. Ta Granger... Przeliterować? Proszę bardzo. G - R - A...

- Draco!

Czyżby jednak zmieniła zdanie i postanowiła skorzystać z tego niepisanego zaproszenia na namiętną, pełną krzyków i jęków...

Obrócił głowę i lekko się skrzywił, nie widząc otwartych drzwi pokoju Rozczochranej, a idącą korytarzem w jego stronę McClain.

A ta tu czego?

- Charlotte - westchnął, odsuwając od siebie złudną nadzieję na gorącą noc. - Co tu robisz?

I to bez tego czworonożnego potwora?

Blondynka stanęła przed nim wyprostowana niczym struna. W tych cholernych szpilkach dorównywała mu niemal wzrostem, jak nie była wyższa.

- Słyszałam, że zostałeś ranny. - Dotknęła jego ramienia, a w szarych oczach zobaczył autentyczną troskę.

- Ciekawe, kto ci powiedział - parsknął bardziej do siebie niż do McClain.

- Jak się czujesz? Pomóc ci w czymś? Znam dobrego magome...

- Nie, nie. Już się przejechałem na waszych medykach.

- To nie jest wina Toma. Naprawdę.

Skinął głową.

Nic tu nie było winą TOMA.

- Mogę wejść? - Wskazała brodą w stronę półotwartych drzwi.

Ciekawe po co?

Może lepiej, żeby miał teraz towarzystwo niż samotnie rozpamiętywał kosza, którego dostał kilka minut temu.

Twój ruch / DramioneTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang