Pod jednym warunkiem

1.1K 59 244
                                    

* * *
Hermiona

Stali tu od jakiś piętnastu minut.

Nogi zaczynały już jej drętwieć w tych cholernych szpilkach, a do tego bliskość ciała Malfoya i jego zapach sprawiały, że co rusz przechodziły przez nią przyjemne dreszcze, chociaż naprawdę wolałaby doznawać podniecenia w zupełnie innych okolicznościach.

Dłoń Malfoya błądziła po jej plecach w górę i w dół.

W górę i w dół.

Z trudem mogła skupić się na tym, co słyszała, bo widzieć nie mogła! Blondyn nie pozwalał jej zrobić nawet kroku!

Chociaż może to i dobrze, bo zapewne w sekundę zdradziłaby ich położenie.

Jednak ciekawość była silniejsza.

Przesunęła lekko głowę i z trudem powstrzymała krzyk, gdy dłoń Malfoya niespodziewanie zjechała na jej pośladki.

Jak śmiał?!

No co za...

Zacisnęła zęby, mając nadzieję, że ten skretyniały macacz jakimś cudem umie wedrzeć się do jej głowy, bo właśnie w tej chwili tworzyła najbardziej obraźliwe, a zarazem wyrafinowane wyzwiska pod jego adresem.

Naprawdę miała ochotę urwać mu tę rękę i rzucić testralom na pożarcie.

Przesunęła się jeszcze o kilka cali, ale mężczyzna mocniej ją do siebie przycisnął, sprawiając, że wsunęła się pod jego brodę i jeszcze wyraźniej czuła bicie ślizgońskiego serca.

Jednak się udało i miała w tej chwili idealną pozycję do patrzenia przez minimalną szczelinę między deskami, z których stworzone były drzwi garderoby.

Tomas siedział przy biurku i jakby nigdy nic odchylał się na krześle i przypatrywał nieznajomemu, który uważał się za jego ojca.

Chociaż... dlaczego miałby nim nie być?

Każdy miał jakiegoś ojca.

Nawet takiego.

— Nie wiem, o co panu chodzi. — Silva spokojnie zetknął czubki palców i uniósł brwi do góry, jakby w gabinecie w ogóle nie padły słowa „twój brat".

— Przestań pieprzyć, Tomasie. — Pijaczyna, który najprawdopodobniej miał już dobry promil we krwi, zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, co chwila znikając z jej pola widzenia. — Nie widziałem Eliasa od kilku dni. Nie wrócił do domu.

— A co mnie to obchodzi?

— Wiesz, gdzie jest!

— Nie wiem.

— To użyj tych swoich hokus-pokus i się dowiedz.

— Nie używamy, jak to nazwałeś "hokus-pokus" bez konkretnego powodu. — Tomas wydawał się zupełnie spokojny, jednak ciemne oczy śledziły każdy ruch mężczyzny.

— Przecież podaje ci konkretny powód! Zniknął twój brat, a mój syn! Jesteś tym pieprzonym szefem czarodziei czy, kurwa, nie?

Twój ruch / DramioneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora