Rozdział 8

35.7K 3.4K 1.6K
                                    

- I serio wywalili ten proszek? Idioci - powiedział Adrain, kręcąc głową po tym, jak Ella i Melanie opowiedziały mu i Ryanowi o sytuacji z zielarstwa, na które on nie chodził. Ich czwórka razem z Callie i Ann zmierzała na lunch, ale te dwie ostatnie nie odezwały się przez całą przerwę. Ann (jak zazwyczaj) czytała i niezbyt przejmowała się rozmową pozostałych, jednak u Callie była to nowość: dziewczyna bujała w obłokach od pierwszej lekcji, ciesząc się jak głupia z powodu tego jakże banalnego żartu - czy też bardziej ze słów, które po nim usłyszała...

Cała grupka przechodziła właśnie obok dziedzińca (a Melanie głośno narzekała na zadane przez profesora Flitwicka wypracowanie), gdy nagle Ella stanęła jak wryta, wskazując na zebrany tam tłum.

- Co się tam dzieje? - spytała głośno, przykuwając uwagę Callie, która spojrzała w stronę zamieszania.

Dwie sekundy później zobaczyła wybuchającą nad tłumem fajerwerkę i nie potrzebowała się dłużej zastanawiać.

- To Weasleyowie, o ironio - jęknęła Melanie, przewróciwszy oczami.

- Idę tam - powiedziała od razu Callie, odłączając się od grupy.

Wszyscy (poza nadal zajętą książką Ann) spojrzeli na nią, jak na kompletną wariatkę.

- Callie? Co ty robisz? - spytała Melanie, jej oczy wielkie jak dwa galeony.

Na szczęście szatynka miała przygotowaną idealną wymówkę.

- Jestem prefektem, nie? - odpowiedziała takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, wskazując na zieloną przypinkę z literką P na swojej szacie. - Mogę im dać szlaban. Nie czekajcie na mnie - dodała szybko, po czym pobiegła dalej. Jej przyjaciele stali jeszcze chwilę bez ruchu.

- Callie to jest jednak jedyna w swoim rodzaju, nie? - powiedziała Ella.

- Jak na moje, to wraca do siebie. Ostatnio dziwnie się zachowywała. Oby tak dalej - Adrian uśmiechnął się do siebie i ruszył w kierunku Wielkiej Sali, a za nim reszta grupy.

Z daleka widząc, że jej przyjaciele odchodzą, Callie zmieniła kierunek i ukryła się za filarem, by z bezpiecznej odległości przyglądać się całej sytuacji. Tak jak poprawnie odgadła, tłum stał wokół bliźniaków Weasley, którzy prezentowali zebranym różne rodzaje fajerwerek. Callie zdążyła zobaczyć zaledwie dwie (ciągle się rozglądając, by upewnić się, że nie nadchodzi nikt ze Ślizgonów, a zwłaszcza Draco), gdy jeden z braci zawołał:

- Dobra, to tyle na teraz! Idziemy szamać!

- Wbrew pozorom, nawet tacy geniusze jak my muszą jeść - dodał drugi, na co odpowiedział mu cichy śmiech tłumu.

Callie uśmiechnęła się sama do siebie i została przy filarze, czekając, aż ludzie się rozejdą, by później spokojnie dotrzeć do Wielkiej Sali. Widziała, jak ostatni Puchoni znikają z dziedzińca i już sama chciała ruszyć, gdy nagle usłyszała jakiś głos tuż za sobą:

- No proszę, Ślizgoni wysłali swojego szpiega?

Callie odwróciła się gwałtownie i otworzyła usta z szoku. Stali przed nią obaj bliźniacy, szczerząc się od ucha do ucha. Dziewczyna zamarła na ułamek sekundy, po czym odchrząknęła i przybrała obojętny wyraz twarzy.

- Cieszcie się, że nie dałam wam szlabanu, Weasley - syknęła do George'a. Albo Freda. Któregoś z nich. Nadal nie miała pojęcia którego.

Bliźniacy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Niby za co? - spytał jeden.

- Poza tym, wiemy, że byś tego nie zrobiła - uśmiechnął się drugi i zanim Callie zdążyła otworzyć usta, by się kłócić, dodał: - W ogóle dużo o tobie wiemy.

Dziewczyna prychnęła i założyła ręce, z drugiej strony kompletnie panikując w środku. Oby Draco i reszta byli już w Wielkiej Sali...

- A to ciekawe! - powiedziała z sarkazmem, nie dając po sobie poznać, że tak naprawdę cieszyła się z tej rozmowy. - Nie znacie mnie. A teraz muszę już iść, więc nie marnujcie mojego...

- Masz urodziny szóstego marca - przerwał jej pierwszy.

- I jesteś sto procent czystej krwi - dodał drugi.

- No i jesteś kuzynką Malfoya.

- I prawie cię przydzielili do Hufflepuffu.

Callie przełknęła ślinę, w tym momencie już przerażona słowami bliźniaków. Wiedzieli trochę za dużo, zważając na to, że nigdy z nimi nie rozmawiała ani nie zadawała się w żaden sposób, poza tym, że miała z nimi lekcje - no i że oglądała ich z daleka...

- Skąd niby to wiecie? - spytała, bo to trapiło ją najbardziej. Chciała otrzymać odpowiedź i stamtąd uciec, ale ta zbiła ją z nóg.

- Filch - odparli chórem bliźniacy.

- Filch? - powtórzyła zszokowana Callie.

- Facet ma wielgachną szufladę z folderami wszystkich uczniów i ich różnymi danymi. Dom, status krwi, data urodzenia...No i wszystkimi przewinieniami - wyjaśnił pierwszy.

- Wiemy, bo nasze foldery już sobie oprawił - dodał drugi.

- Nietrudno było się włamać do  Slytherin, znaleźć nasz rocznik, a potem twój folder...

- Twój był dość czysty.

- Nawet za czysty.

I Callie może słuchałaby dalej, gdyby nie to, że po drugiej stronie dziedzińca ujrzała przyjaciółkę Draco - a to oznaczało, że on mógł być w pobliżu.

- Dosyć tego! - krzyknęła w końcu. - Jeszcze jedno słowo a obiecuję, że do końca tego roku będziecie skrobać pleśń z łóżek szpitalnych - i po tych słowach odeszła szybko, uprzednio sprawdzając, czy gdzieś nie było Draco, ale nic nie widziała. Skręciła w najbliższy lewy korytarz i oparła się o ścianę, głęboko wzdychając.

- Co to było? - szepnęła Callie sama do siebie, po czym pokręciła głową, nie wierząc w dwie rzeczy: to, że Weasleyowie sami się nią zainteresowali i to, że zmarnowała taką szansę na...może nawiązanie znajomości?

A wcześniej tak się cieszyła, że oni wiedzieli.

Spanikowała. W końcu nie była jakąś Gryfonką i odwaga to nie jej mocna strona. Nie potrafiłaby do nich tak po prostu podejść i powiedzieć: "Hej, w sumie, to nie jest tak, że was nienawidzę, ba, chcę się zaprzyjaźnić, to jak, układ?"

Callie uderzyła się ręką w czoło. Czemu to wszystko było takie trudne?

Wiedziała jedno: teraz musiała zachowywać się jak przykładna Ślizgonka, żeby nie wzbudzać podejrzeń. I z taką myślą ruszyła do Wielkiej Sali.

- I co, Freddie? Jak myślisz? - powiedział George po tym, jak Callie od nich odbiegła.

- Jeszcze kilka razy i się przekona, George. Mówię ci - zapewnił go brat, uśmiechając się.

Callie przyszła do Wielkiej Sali i zajęła miejsca obok Adriana.

- I co tam? - spytała Melanie, już w połowie swojego lunchu.

- Daj spokój. Kretyni. Nawet nie chciało mi się z nimi dyskutować - skłamała Callie, pospiesznie nakładając sobie frytki na talerz. - Aż żal na nich patrzeć.

- Mówiłem, że Cal jest znowu sobą? - powiedział Adrian, obejmując ją ramieniem.

- Jak najbardziej - odparła dziewczyna po czym, dla większej wiarygodności, położyła mu głowę na ramieniu, na co Adrain uśmiechnął się triumfalnie.

7 września 1994

Jestem idiotką.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyOù les histoires vivent. Découvrez maintenant