Rozdział 66

28.6K 3.3K 1.3K
                                    

Tymczasem w Hogwarcie, gdy Fred dowiedział się od McGonagall, że Callie została zabrana do domu, stał się naprawdę przygnębiony. W środku zmierzał ze sobą walkę, bo z jednej strony chciał pomóc ukochanej dziewczynie jak tylko potrafił (i to jak najbardziej leżało w jego narwanej, gryfońskiej naturze), a z drugiej ona przecież wymusiła na nim obietnicę, że nic nie zrobi w tym kierunku. Ale nie mógł tak po prostu siedzieć bezczynnie wiedząc, że jej mogła dziać się krzywda.

George próbował podnieść swojego brata na duchu, gdy razem siedzieli przy stole w pokoju wspólnym i zastanawiali się, co robić.

- Jeśli to cię pocieszy, widziałem tę całą dziewczynę Malfoya czy kim ona tam jest, no i nieźle na niego wrzeszczała. Karma wróciła - mówił George, usadowiony w jednym z czerwonych foteli.

- I wróci jeszcze raz, to na pewno - powiedział Fred, zajmując miejsce obok brata. - Ale dobra, Malfoyem zajmiemy się później. Na razie...

- Co się stało? Czemu macie takie wyrazy twarzy? - chłopakowi przerwał inny męski głos.

Do pokoju Gryfonów weszli Ron i Hermiona i właśnie siadali naprzeciw bliźniaków. Dziewczyna trzymała w dłoni grubą księgę o tytule Skrzaty domowe na świecie i wyglądała na wyraźnie zdenerwowaną. Najwyraźniej Ron zagadał do braci tylko w celu przerwania kłótni z nią. Harry'ego z nimi nie było, gdyż rozmawiał z Dumbledorem czy Moodym - nie mieli w sumie pewności.

- Ty przyszedłeś - odparł mu Fred, mrużąc oczy.

- I jak zwykle wściubiasz nosa w nie twoje sprawy - dodał George.

- Callie Irving zabrali z Hogwartu - wyjaśniła Hermiona, nonszalancko rozkładając grubą księgę na stole.

- Jakim cudem ona wie wszystko? - szepnął George do Freda, a starszy tylko wzruszył ramionami.

- I...co z tego? - zapytał zdezorientowany Ron.

- Naprawdę, Ronald, nie było cię wczoraj na kolacji? - odpowiedziała zirytowana Gryfonka.

- Przydałaby ci się dziewczyna taka, jak Hermiona, Ron. Będzie widzieć za was dwoje - zauważył Fred, na co dziewczyna lekko się zaczerwieniła i zasłoniła nieco książką.

Wtedy też do zbiorowiska podeszła Ginny.

- Hej, co się dzieje? - zapytała.

- Widziałem, co się stało wczoraj, ale nie rozumiem, jaki to ma związek z wami - powiedział Ron.

- Och, naprawdę, Ronald, niektórzy mają dziewczyny i się nimi przejmują - odparła zniecierpliwiona Hermiona.

- Co? Jaka dziewczyna? - chłopak wytrzeszczył oczy.

- Skąd wiedziałaś? - powiedzieli obaj bliźniacy w tym samym czasie, całkowicie zaskoczeni słowami Gryfonki.

- A to o to chodzi...Nawet ja to zauważyłam - wtrąciła Ginny, zakładając ręce, ku jeszcze większemu zdziwieniu identycznych braci.

Hermiona westchnęła głęboko, w końcu unosząc wzrok znad książki.

- Po prostu widzę - powiedziała takim tonem, jakby tłumaczyła im, ile to dwa plus dwa. - A tak poza tym, to co planujecie zrobić?

- Nie mam pojęcia. Ona powiedziała, żebym jej nie szukał - odparł Fred.

- No to tego nie rób, nie? - rzucił zdezorientowany Ron, a Hermiona, Ginny i bliźniacy spojrzeli na niego poirytowani.

- Ty to nie masz żadnego wyczucia, Ronald - powiedziała dziewczyna, kręcąc głową.

- Dokładnie - potwierdził George, po czym spojrzał na swojego młodszego brata, a następnie na Hermionę. On i jego bliźniak doskonale wiedzieli, że tamten był niesamowicie zazdrosny o Kruma, który zdawał się być mocno zainteresowany dziewczyną, jednak - tak, jak trafnie twierdziła - nie potrafił wyczuć tego, że to nie bułgarski zawodnik najbardziej podobał się Gryfonce.

- No ale co masz zrobić, polecisz tam na miotle? - powiedział Ron.

- Nie dawaj mu takich pomysłów! - zawołała od razu Ginny, znając swoich braci na tyle, że wiedziała, że byliby w stanie to zrobić.

Zanim ktoś zdążył jeszcze coś powiedzieć, cała piątka usłyszała głośny trzask tuż za Ronem. Wszyscy odwrócili głowy w stronę owego dźwięku i Fred z Georgem byli zaskoczeni, że zobaczyli tam Cudkę. Skrzat ukłonił się i powiedział:

- Cudka przynosi wiadomość od pani Irving.

- Tak? Co się z nią dzieje? Wraca do szkoły?! - Fred zaczął zalewać skrzata pytaniami, wstając.

- Wystraszysz ją! - krzyknęła Hermiona, widząc minę Cudki, jednak chłopak ją zignorował.

- Panna Irving kazała Cudce przekazać, że wszystko z nią w porządku i mówiła, żeby się nie martwić.

Fred opadł na fotel, odetchnąwszy z ulgą.

- To wszystko? - zapytał George.

Skrzat pokiwał głową i zniknął równie szybko i gwałtownie, co się pojawił.

- Słyszałeś? Wszystko dobrze! - George klepnął brata w plecy. Fred cieszył się przez moment, jednak nagle spoważniał.

- George...a co jeśli jej kazali tak powiedzieć? Wiesz, wysłali tego skrzata specjalnie? Żeby uśpić naszą czujność...

- Od kiedy ty taki pesymista jesteś? - przerwał mu młodszy. - W porządku to w porządku.

- Jak ona już tu wróci, to wypadałoby nam wszystkim ją przedstawić, nie sądzisz, Freddie? - zaproponowała Ginny.

- Tak, urządzimy spotkanie autorskie - odpowiedział z sarkazmem. - Z autografami i pamiątkowymi zdjęciami.

- A ty, siostra, przypadkiem sama sobie dobrze nie radzisz? - zapytał George.

- Nie wasza sprawa - odparła od razu Ginny, na co bliźniacy wymienili tylko porozumiewawcze spojrzenia. - Poza tym hej, nie musicie być tacy wredni.

- Nie bez powodu Callie z wami dotąd nie rozmawiała - wyjaśnił smutno Fred. - To nie jest takie proste...

Tymczasem Draco naprawdę miał przechlapane i coraz bardziej zaczynał żałować, że wydał Callie. Aurora, która znała i jego, i jego kuzynkę od zawsze, zrobiła mu istne piekło za to, co zrobił. I ponieważ dziewczyna od niedawna zaczęła mu się podobać, tym bardziej nie pasował mu fakt, że nie zatwierdziła tego, co zrobił i wróciła do spędzania czasu z Blaisem. Nie miał jednak zamiaru przepraszać Callie ani w ogóle przyznawać się do błędu - w końcu Draco to Draco...

Następnego dnia nadal niezbyt radosny Fred i jego bliźniak szli razem na śniadanie, już po raz etny rozważając, co zrobić, by przywrócić Callie do szkoły. Znaleźli się już tuż obok Wielkiej Sali, gdy George uderzył swojego brata w ramię.

- Fred, zobacz! - zawołał, wskazując przed siebie.

Starszy uniósł spuszczoną dotychczas głowę i nagle serce zabiło mu szybciej. Na końcu korytarza stała Callie, uśmiechająca się. Rozmawiała z profesor McGonagall, która wyglądała na nie mniej zadowoloną. Nauczycielka transmutacji mówiła jej o tym, że niemal wszyscy nauczyciele słyszeli wyzwiska skierowane do Ślizgonki przedwczoraj i że zostaną z tego wyciągnięte konsekwencje, co jeszcze bardziej polepszyło humor Ślizgonki.

- Dziękuję pani za informację - powiedziała wdzięczna Callie do profesorki, uśmiechając się.

- Proszę bardzo. Nie będę już cię zatrzymywać, bo najwyraźniej ktoś na ciebie czeka - odparła profesorka, patrząc wymownie za dziewczynę.

Zdezorientowana Callie odwróciła się i wtedy zauważyła Freda, który na moment skamieniał. Twarz dziewczyny rozjaśniła się na jego widok jeszcze bardziej, niż wcześniej. Bez namysłu - i ku jego kompletnemu zaskoczeniu - Ślizgonka podbiegła do niego i z wielkim uśmiechem rzuciła mu się na szyję, kompletnie nie zważając na to, że wokół znajdowały się dziesiątki osób zmierzających na śniadanie. Wtuliła się w niego bliska płaczu ze szczęścia.

- Nawet nie wiesz, jak długo chciałam to zrobić.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now