Rozdział 20

30.7K 3.2K 676
                                    

Fred obrócił się na pięcie, a za nim George i obaj wrócili do biblioteki. Stanęli jednak jak wryci, gdy zobaczyli Callie tym razem nie krzyczącą na nich i rozglądającą się z przerażeniem wokół, a leżącą z głową na książce i... Cicho łkającą?

- Hej, wszystko w porządku?

Dziewczyna gwałtownie podniosła głowę i na ponowny widok bliźniaków niemal pękło jej serce.

- Jak mam wam jeszcze powiedzieć, żebyście sobie stąd poszli? - powiedziała, wstając i ocierając łzy rękawem swojej szaty. Jej głos się załamywał i nie była już w stanie podnieść głosu.

- Chcieliśmy cię dopytać o bezoar, ale... Stało się coś? - spytał Fred, wymieniwszy z Georgem zdziwione spojrzenia. Callie płakała już drugi raz w przeciągu kilku dni, a przynajmniej drugi raz z tego, co oni widzieli.

- Tak, nadal tu stoicie, a ktoś może przyjść i nas zobaczyć - wyjaśniła zdenerwowana, pociągając nosem.

- Słuchaj, my potrzebujemy pomocy i ty chyba też, więc...

- A co was to obchodzi? Zresztą... Mnie się nie da pomóc - odparła, ocierając kolejne łzy, po czym westchnęła. - Dobra, idźcie do przejścia. Zaraz tam przyjdę - wymruczała.

Fred i George ponownie więc wyszli z biblioteki, tym razem skołowani do granic możliwości.

- Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale... Ona w sobotę też płakała, prawda? - spytał George, marszcząc brwi.

- Tak... - odparł mu Fred. - Jak myślisz, co jej jest? Nie widziałem chyba nigdy, żeby ona wiesz...

- Ja właśnie też nie.

I obaj, nadal zdziwieni, poszli szybko do tajemnego przejścia.

W tym samym czasie Callie zapomniała już o spisywaniu nazwisk. Odesłała różdżką kronikę na swoje miejsce i wrzuciła do torby zdjęcie, po czym założyła ją na ramię i pospiesznie wyszła z biblioteki, patrząc sobie pod nogi.

Fred czekał na nią przed wejściem, by móc ją wpuścić, a ona wpadła tam nawet bez spoglądania na niego.

- Dobra, mówcie, co chcecie i miejmy to za sobą - powiedziała Callie, zrzucając swoją torbę na podłogę, a ta uderzyła o posadzkę z hukiem.

Jej głos nadal był drżący i bliźniacy znowu wymienili spojrzenia. George wzruszył ramionami.

- Pomóc ci jakoś? Na pewno wszystko w porządku? - ponownie spytał ją Fred.

- Nic nie jest w porządku, Weasley! - odkrzyknęła, czego od razu pożałowała. Zrobiła to pod wpływem impulsu i znowu pogorszyła swoją sytuację zdobywania ich zaufania, znowu była okropną osobą, za którą większość ją uważała.

Czuła się beznadziejnie i zjechała po ścianie na podłogę. Usiadła i przytuliła kolana do siebie.

- To ci twoi znajomi? Widzieli nas? - spytał tym razem George.

- Co? - dziewczyna uniosła głowę. - Nie, nie. Gdyby nas widzieli, to tylko kamień do szyi i na dno.

- Dlaczego ty się tak bardzo o to boisz? - Fred zadał pytanie, które jego samego męczyło od jakiegoś czasu.

Callie prychnęła i zaśmiała się kpiąco.

- Wy chyba nadal nie zdajecie sobie sprawy z tego, kim ja jestem, co? - powiedziała we frustracji. - Lucjusz Malfoy, kojarzycie? To mój chrzestny, najbliższy wujek. Moja matka to też Malfoy. Jeśli ja zrobię coś źle, to przecież "przyniosę hańbę całemu rodowi Malfoyów".

Z Callie słowa wysypywały się same, nawet się nad nimi nie zastanawiała. Dusiła to w sobie od dawna i jeszcze nigdy nikomu o tym nie mówiła - bo, najprościej w świecie, nie miała komu. Bliźniacy słuchali jej uważnie, jakby nie wierząc w to, że im o tym opowiadała.

- Nawet nie wiecie, ile nasłuchałam się o waszej rodzinie. Że jesteście zdrajcami krwi, że wasza rodzina to hańba dla czarodziejów, że wasz ojciec to nieudacznik i szrama na reputacji Ministerstwa... - tu przestała na chwilę mówić i szybko otarła nowe łzy, które pojawiły się w jej oczach. - I ja... Przez jakiś czas nawet w to wierzyłam. Byłam taka jak Draco. Uważałam, że jesteście gorsi. Namawiano mnie do takiego zachowania, więc tak robiłam, wydawało mi się, że tak jest dobrze, podobało się i moim przyjaciołom, i rodzinie... Ale potem, gdy przyjrzałam się wam... - tu znowu urwała.

Fred i George patrzyli na nią przez cały ten czas w osłupieniu, co chwilę spoglądając też na siebie, jakby jeden drugiemu mógł to wyjaśnić.

- Moja babcia otworzyła mi oczy - kontynuowała Callie po chwili ciszy, którą przerwała jedynie krótkim pociągnięciem nosem. - Uświadomiła mi, że to bzdura. Ja wcale tak nie uważam, ja... Chciałabym być inna niż oni wszyscy chcą, żebym była. Chciałabym mieć takich przyjaciół, jak wy. Ale nie mogę. Stracę wszystko. Proszę, już wiecie, dlaczego się tak boję. I nic temu nie poradzicie.

Zapadła chwila ciszy, w czasie której Callie zwiesiła głowę i wpatrywała się w podłogę. Powiedziała im wszystko i przez chwilę poczuła się, jakby z jej ramion ściągnięto coś naprawdę ciężkiego. Naprawdę nie wiedziała, jakiej reakcji mogła się od nich spodziewać, ale wtedy było jej już wszystko jedno.

- A co do bezoaru - odezwała się nagle - Snape na pewno go ma w swom schowku. Taki brązowy kamień. Wystarczy się włamać - wymamrotała, nie unosząc nawet wzroku i opierając głowę na kolanach.

Bliźniacy jakby tego nie usłyszeli.

- No wiesz co, wypraszamy sobie - powiedział znikąd George, odchrząknąwszy.

- Na twoją sytuację jest rozwiązanie - dodał Fred.

Dziewczyna prychnęła.

- Ciekawe jakie? Ucieczka do innego kraju? Czy bycie do końca życia pod wpływem Eliksiru Wielosokowego?

- Powiemy ci, jeśli nas wysłuchasz - wyjaśnił Fred.

Callie uniosła wzrok i spojrzała na stojących naprzeciwko niej braci.

- Dlaczego wy mi chcecie pomóc, co? Dlaczego? Tylko nie wyjeżdżajcie mi tu z ludzkim odruchem, bo jakoś nie rzucacie się do pomocy pozostałym Ślizgonom.

- To proste - odparł Fred, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Ty jesteś jedyna, która jest skora tę pomoc przyjąć. Myślisz, że Malfoy bardzo chętnie złapałby wyciągniętą do niego przez nas dłoń, nawet z czystymi intencjami? Albo Pucey?

- Draco, pozwól, że pomogę ci ponieść te książki - powiedział natychmiast George, udając, że próbuje pomóc Fredowi.

- Ależ dziękuję ci, George'u Weasleyu, dobrodzieju! - zawołał na to Fred.

Callie dziwiła się sama sobie, ale zaśmiała się. Szczerze i głośno się zaśmiała, ocierając rękawem ostatnie łzy. Oni mieli rację. To tak by nie zadziałało.

- Rodziny nie zmienisz - stwierdził Fred.

- Ale możesz ich wykiwać, nie? - dodał George.

- Znamy w tym zamku każde tajne przejście i jesteśmy superdyskretni - wyjaśnił Fred. - I twoi znajomi na tyle światli nie są, by zrozumieć kodowane wiadomości, prawda? Przynajmniej Pucey...

- On na pewno nie - dziewczyna znowu się zaśmiała.

- No to problem będzie rozwiązany. Daj nam tylko trochę czasu. Zgoda? - zapytał Fred i wyciągnął do niej rękę.

Callie popatrzyła na niego z niedowierzaniem i w końcu niepewnie wymieniła z nim uścisk dłoni, w środku ciesząc się jak głupia.

- Zgoda.

Po tym wstała i otrzepała nieco swoją szatę, a George klasnął w ręce.

- No to co? - powiedział, szczerząc się. - Idziemy teraz na włam do Snape'a?

-
Dwa w jeden dzień, a co mi tam!

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang