Rozdział 85

26.9K 2.8K 2.7K
                                    

Callie nieco zdziwiło pytanie Freda, ale nie skomentowała go. Odłożyła album na bok, zamyślona. Zastanowiła się chwilę i postanowiła mu szczerze odpowiedzieć:

- Kiedyś... Jak skończy się ta cała wojna... Na pewno bym chciała - przyznała, uśmiechając się pod nosem i patrząc na swoje kolana tak, jakby oglądała coś wspaniałego.

- Ile? - dopytywał Fred. Callie spojrzała na niego kątem oka, ale on zawzięcie gapił się na ścianę przed sobą, wyraźnie zamyślony.

- Chyba... Chociaż dwójkę - odpowiedziała mu po chwili namysłu. - Bez znaczenia, jakiej płci - dodała zgodnie z prawdą, myśląc o tym, że tak samo cieszyłaby się zarówno z dziewczynki, jak i z chłopca.

- A dom? Jaki chciałabyś dom? - zapytał jeszcze, nadal nie odwracając wzroku od ściany. Callie coraz bardziej zaczynały dziwić te pytania, ale nie miała nic przeciwko odpowiadaniu na nie.

- Taki... Ciepły. Rodzinny. Może być i tak ciemny jak lochy Slytherinu, ale... Żeby był wesoły... - tu urwała, bo przypomniało jej się, że jej dom jak dotąd wcale taki nie był. Wtedy pomyślała też o tym, że nigdy nie zrobiłaby niczego, co sprawiłoby, że jej dzieci by się bały jej opinii.

- A... Ślub? - zapytał, wreszcie na nią spoglądając. Callie przez chwilę patrzyła mu w oczy, jakby próbując wybadać, co miał na myśli. Tym razem on ani na moment nie odrywał od niej wzroku, uśmiechając się lekko. Dziewczyna poczuła, jak w jej środku rozprzestrzenia się przyjemne ciepło, jakby siedziała przy kominku.

- Ważne tylko z kim - odparła mu cicho, na co Fred mruknął nieznacznie w odpowiedzi, po czym zaczął się zbliżać do jej twarzy. Ona robiła to samo, aż wreszcie ich usta się dotknęły. Wszystko było wyjątkowo delikatne, ale po chwili stało się bardziej zachłanne i silniejsze. Fred powoli zaczął się pochylać do przodu, sprawiając, że dziewczyna prawie uderzyła plecami o materac łóżka, na którym siedzieli. Teraz już obojgu zrobiło się gorąco, a oni sami przypomnieli sobie o podobnej sytuacji z jej domu... Uznali to za niesamowicie przyjemną kontynuację tego, co im przerwano.

Callie podpierała się na swoich łokciach, jakby bojąc się spaść z łóżka, ale nie było takiej opcji. Fred obejmował ją jedną ręką w talii, a drugą opierał się sam. W tamtym momencie kompletnie zapomniał o tym, gdzie byli czy co robili kilka minut wcześniej - liczyła się tylko tamta chwila, tam, z nią.

Gdyby Callie miała trochę mniej rozsądku i była tak lekkomyślna jak Fred, pewnie dałaby się ponieść chwili. Jednak ona pamiętała, że w tym samym było zarówno rodzeństwo, jak i rodzice chłopaka, i czułaby się okropnie, gdyby ktoś przyłapałby ich w takiej sytuacji - nawet jeśli w duchu nie chciała tego przerywać, bo było jej tak dobrze... Czuła się taka szczęśliwa i bezpieczna...

- Fred, lepiej przestańmy - powiedziała, niechętnie odsuwając się od niego. - Jak ktoś tu wejdzie, to chyba się nigdy nie pozbieram ze wstydu...

- To zamknijmy drzwi... - wymamrotał niezbyt wzruszony jej ostrzeżeniem Fred, chcąc przysunąć się do niej ponownie, ale ona prędko wyjęła różdżkę i odrzuciła go zaklęciem Confundus.

- Czemu ty mi to robisz, dziewczyno? - jęknął żałośnie chłopak, ewentualnie się wycofując. - Już drugi raz. Drugi.

- To dla mojego i twojego bezpieczeństwa - odpowiedziała, ostatecznie całując go w czoło, by go nieco udobruchać. - Poza tym, zmęczona już jestem... Chyba pójdę się umyć i potem spać - dodała, podnosząc się z posłania.

- Co? Teraz? - powiedział niemal zrozpaczony chłopak, którego policzki jeszcze były czerwone od tego, co się przed chwilą działo. - Po tym wszystkim?

Callie uśmiechnęła się tak po ślizgońsku, że Fred przez chwilę miał wrażenie, że to jednak nie jego dziewczyna, a Draco Malfoy w przebraniu. Założyła ręce, nadal trzymając różdżkę, po czym wzruszyła ramionami.

- Takie życie, jest brutalne - zawołała, i już chciała wyjść, ale najpierw jeszcze wyciągnęła swoją różdżkę spod ręki i wyrysowała nią w powietrzu kształt serca, który wybuchł niczym mała, różowa fajerwerka. Rozświetliła nią cały pokój, a Fred oglądał to wszystko w totalnym osłupieniu. On i George robili fajerwerki własnoręcznie, nigdy nie udało im się tego zrobić zwykłym zaklęciem.

- Jak ty to zrobiłaś? - zapytał zaskoczony, gapiąc się na nią z rodziawionymi ustami.

- Ja też się znam na paru sztuczkach, wiesz? - powiedziała, po czym prędko wyszła z pokoju, uśmiechając się triumfalnie.

Fred wziął głęboki wdech, przywołując wspomnienia sprzed kilku chwil. Zadowolony, choć jednocześnie nadal rozgoryczony przedwczesnym zakończeniem, powstrzymał ogromną chęć podążenia za Callie do łazienki i postanowił pójść do swojego bliźniaka. Ten siedział w ich wspólnym pokoju i najwyraźniej eksperymentował z jednym z ich produktów.

- Hej, George... - powiedział Fred

- No witam, witam, braciszku - mruknął usadowiony na łóżku George, uśmiechając się tak, jakby doskonale wiedział, co przed momentem działo się w pokoju wyżej.

- Chcę o czymś pogadać - odparł mu Fred, siadając naprzeciw niego.

- Ależ cię słucham - powiedział George, odkładając trzymane przezeń przedmioty i skupiając swoją uwagę na bracie.

Fred postanowił wreszcie powiedzieć bliźniakowi coś, o czym myślał tej nocy, której przyznał się Callie do swoich uczuć.

- Teraz jak jest ten Smroldemort... To... Wiesz - zaczął nieporadnie, na co brwi George'a wystrzeliły w górę.

- Wiem, tylko jeszcze nie wiem co? - odparł mu równie marnie, więc Fred w końcu wziął się w garść i powiedział:

- Po prostu... Gdyby mi się kiedyś coś stało, zaopiekuj się Callie, dobrze? Daj jej wszystko.

Gdy George usłyszał te słowa, mrugnął kilkukrotnie i dał sobie chwilę na ich przyswojenie. Jego brat chyba nigdy nie był taki poważny i nie mówił o przyszłości w ten sposób. Chłopak poprawił swoje usadowienie, nadal gapiąc się na bliźniaka w szoku.

- O czym ty bredzisz, Freddie? - zapytał w końcu, jakby wyrwany z transu. - Ja mam zamiar się bawić na waszym weselu. Jak się postarasz, to nawet wyprzedzisz Billa i Charliego... Choć Bill zawsze mówił, że Charlie w sekrecie jest zaręczony z jakąś smoczycą - stwierdził. - Chyba powinniśmy o tym powiedzieć Leah - dodał po namyśle.

- A Percy był chyba z Crouchem, ale miłość jego życia nie żyje - dodał Fred, kiwając głową.

- Ale za to twoja żyje i jest kilka metrów stąd, więc nie popsuj tego, co? - rzucił George, wskazując na drzwi.

Fred nieznacznie spojrzał na wyjście z pokoju, po czym z powrotem na brata.

- Nie popsuję, ale wiesz, jak teraz będzie. Nic nie jest pewne, więc... Obiecujesz mi?

George nie widział innej opcji niż zgodzić się. Nie przeszło mu nawet przez myśl, by zaprotestować.

- Obiecuję - powiedział, przytulając brata. - Ale mam nadzieję, że nie będę musiał się z tego wywiązywać.

Tej nocy Fred nie dał Callie wyboru i praktycznie rozkazał jej przenieść się do jego pokoju. Na szczęście dziewczyna nie stawiała żadnego oporu... Czego później pożałowała.

Noc minęła spokojnie i to Callie obudziła się jako pierwsza. Było jej wygodnie, ciepło i przyjemnie pod ramieniem chłopaka, którym była obejmowana, jednak ona czuła, że coś było nie tak.

Odsunęła delikatnie swoją kołdrę, by zobaczyć, czy stało się to, co podejrzewała i niestety tak było. Zobaczyła coś, czego żadna dziewczyna nie chce nigdy zobaczyć.

Brunatną plamę krwi na prześcieradle.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now