Rozdział 90

25.3K 2.8K 1.3K
                                    

Następnego dnia rano panował istny szał. Bliźniacy nie byli praktycznie wcale spakowani poza ubraniami, które do kufrów wsadziła im Molly. Ponieważ rzeczy Callie z Pokątnej miał jej ktoś dostarczyć dopiero na King's Cross i Cudka zabrała jej kufer przekazany przez Ether, ona była gotowa w zaledwie kilka minut i musiała pomóc bliźniakom będącym w zupełnym proszku.

Pomagała rozdzielać im podwójne rzeczy pomiędzy sobą i, choć niektóre były podpisane, dziewczyna miała pewność, że w którymś momencie już straciła rachubę, czyj kufer był czyj i wrzucała jak leciało - przecież oni nawet ubrania mieli takie same...

Gdy wszyscy dotarli wreszcie na peron, Callie czuła się bardzo dziwnie bez swojego kufra i rozglądała się za kimś, kto by go dla niej miał. Czekała na nią miła niespodzinaka: zobaczyła w oddali swoich rodziców, którzy również zdawali się jej szukać. Dziewczyna bez namysłu do nich podbiegła.

- Mamo, tato! - zawołała, by zwrócić ich uwagę, a oni odwrócili się w jej stronę.

Callie bez namysłu najpierw rzuciła się na ojca, który przytulił ją mocno, uśmiechając się szeroko.

- Jeju, Callie - powiedział pan Irving, gładząc swoją córkę po plecach. - Dostaliśmy tylko kilka wiadomości, niby wszystko dobrze, ale i tak się martwiliśmy... Jest w porządku?

- Jest lepiej niż w porządku, tato - odparła mu uradowana dziewczyna, wycofując się nieco.

Wtedy szatynka zauważyła za nim  swoją matkę - wyglądała na zestresowaną. Jej długie blond włosy upięte były w koka, który nieco się rozwalał. Obok niej stał kufer Callie. Mimo wszystko posłała córce słaby uśmiech, a wtedy Callie bez zastanowienia podeszła też do niej i przytuliła ją równie mocno, nawet jeśli to nadal było dla nich dosyć nietypowe. Lauren była zaskoczona tym gestem, ale wreszcie też objęła córkę, wyraźnie wzruszona.

- Och, Callie... Moja dziewczynka... - powiedziała poruszona, nieco nieudolnie głaszcząc ją po głowie. - Przez te wakacje tyle zorzumiałam... Przepraszam cię za wszystko jeszcze raz. Ty jesteś dla mnie najważniejsza, skarbie, wiesz?

Callie wycofała się z szerokim uśmiechem na twarzy. Nawet w najśmielszych snach nie wyobrażałaby sobie takiego wyznania od matki, ale to roczulało jej serce.

- Wy dla mnie też, mamo - odparła jej, po czym przypomniała sobie, kto stał kilkanaście metrów dalej. - No i... No i Fred - dodała, jakoś czując, że już nie dostanie za to reprymendy.

Pani Irving przełknęła ślinę i poprawiła nieznacznie swoją szmaragdową szatę, nie komentując tych słów. Callie uznała, że teraz wcale nie był zły moment na zrobienie tego, o czym już jakiś czas myślała. Odwróciła się do bliźniaków, którzy stali niedaleko za nią i zamachała do nich, zachęcając ich, żeby podeszli.

Zdziwieni bliźniacy wymienili skołowane spojrzenia. Fred czuł się wyjątkowo nieswojo z faktem, że Callie zachęcała ich do podejścia do jego rodziców, ale w końcu był Gryfonem i nie takich wyzwań się podejmował.

Mama Callie też nie wyglądała tak, jakby czuła się komfortowo, za to pan Irving szeroko się uśmiechał.

- Dzień dobry - powiedzieli bliźniacy symultanicznie, stając za Ślizgonką, gdy już tam dotarli.

Zapadł moment niezręcznej ciszy, aż wreszcie, ku zaskoczeniu wszystkich pierwsza odezwała się Lauren:

- To... Który z was...? - zapytała niepewnie.

Daniel zaśmiał się krótko na pytanie swojej żony. Przyjrzał się obu bliźniakom - ubranym w identyczne, czerwone koszulki i brązowe spodnie - i od razu wiedział, który był wybrankiem jej córki.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now