Rozdział 95

24.5K 2.8K 994
                                    

Kolejny urodzinowy rozdział dla _Lilarose_! 💚🎂🎉

~

Callie nie była już w stanie skupić się na pisaniu wypracowania. Było jej strasznie przykro i bolało ją serce. Zabrała swoje rzeczy z biblioteki i ruszyła po prostu do pokoju wspólnego, z którego tamtego wieczoru już nie miała zamiaru wychodzić.

Gdy tam dotarła, przygryzła wargę. Rozglądając się po ciemnym, wypełnionym wieloma uczniami skąpanymi w zielonej poświacie, zdała sobie sprawę, że była całkiem sama. Wtedy pierwszy raz zrozumiała, że gdyby rozstała się z Fredem, straciłaby praktycznie wszystkich swoich nowych przyjaciół. Mogłaby się z nimi zadawać... Ale byłoby to wyjątkowo niezręczne. Przez to poczuła się jeszcze bardziej przygnębiona. Oczywiście, że nadal go kochała, ale zaczęła się zastanawiać, czy to te stereotypowe różnice pomiędzy Gryfonami i Ślizgonami nie dawały się we znaki...

W kącie pokoju zobaczyła Ann, najwyraźniej pochyloną nad jakimś zadaniem. Zrozumiała jej samotność chyba lepiej niż kiedykolwiek wcześniej i postanowiła do niej podejść: chciała porozmawiać z kimkolwiek.

- Cześć, Ann - powiedziała, siadając w fotelu naprzeciw niej, przy tym samym stoliku. - Co robisz? - zapytała, zrzucając swoją torbę na podłogę.

Zdumiona Ann podniosła wzrok znad swojego zadania, ale nie pytała Callie, czemu ta się do niej przysiadła. Przełknęła ślinę i odparła:

- Powtarzam zielarstwo... Na tę powtórkę w poniedziałek, w sensie.

- A no tak, jeszcze to... - westchnęła Callie i oparła się na stole, po czym znowu schowała twarz w dłoniach.

- Stało się coś...? - niepewnie zapytała skołowana Ann, nieprzyzwyczajona widzieć szatynkę w takim stanie.

- Tak, ale... Nie gadajmy o tym - odparła prędko Callie, kręcąc głową i nadal próbując zignorować ten ból w swoim sercu. - A jak ci się w ogóle widzi ta cała Umbridge? - dodała szybko, chcąc zmienić temat.

- Cóż, dziwna kobieta... - stwierdziła Ann. - Jak na mój gust... Za dużo różowego? I słodyczy w głosie?

Callie zdziwiła się sama sobie, ale krótko się zaśmiała, trochę żałośnie.

- Za dużo... - powiedziała, uśmiechając się smutno sama do siebie.

Mniej więcej w tym samym czasie Fred dotarł do Wieży Gryfonów, już żałując praktycznie wszystkiego, co powiedział. Nie miał najmniejszego pojęcia, co w niego wtedy wstąpiło. Po prostu poczuł się jakby niedoceniony, bo coś przygotował, a ona go zbyła i emocje dały górę... Zdecydowanie nie tak wyobrażał sobie tamten wieczór, gdy go planował... Callie miała teraz leżeć na jego kolanach, a nie...

- Hej, a ty co tu robisz? - zapytał zdumiony George, który siedział na podłodze naprzeciw Lee i grał z nim w Eksplodującego Durnia. - Nie miałeś być z Callie? Niespodzianka się jej nie spodobała? - dopytywał młodszy bliźniak, trochę nie wierząc w to, że widział swojego brata, który tamtej nocy miał nawet do pokoju wspólnego Gryfonów nie wracać.

- Nie widziała jej - odparł załamany Fred, opadając na miejsce obok brata. - Pokłóciliśmy się - dodał, spuszczając głowę.

- Co? Jak? - zapytał jeszcze bardziej zdziwiony George, odrzucając karty, które trzymał. - Ej, rano mówiliśmy o oświadczynach, a teraz...

- Przestań - przerwał mu Fred.

- I ona jest teraz sama? - dopytywał George, a Fred aż zamarł na moment. Zdał sobie sprawę, że ona nawet nie miała z kim porozmawiać i zalało go jeszcze większe poczucie winy. To wszystko nie tak miało wyglądać... Pokiwał jedynie głową w odpowiedzi i nie odzywał się.

- Idę jej poszukać - powiedział nagle po co najmniej minucie zadumy, po czym wstał i już chciał odejść.

- Hej, hej, zaczekaj! - zawołał George, również zrywając się na równe nogi i zatrzymując swojego brata. - Może ochłoń chwilę, co? O co wam w ogóle poszło?

- No bo ona nie chciała ze mną iść, chciała się uczyć i...

- Co? Zwariowała? - przerwał mu zdziwiony George. - W piątek wolała się uczyć? Tryb Hermiona czy jak?

- Nie, miała rację... - odparł Fred, jeszcze raz wszystko sobie przypominając. - Idę - dodał prędko i odszedł, zanim bliźniak mógłby go powstrzymać.

Fred wrócił do biblioteki, jednak - tak jak się poniekąd spodziewał - nie zastał tam już Callie. Udał się po tym w pierwsze miejsce, jakie przyszło mu do głowy, a było nim tajne przejście, jednak gdy otworzył magiczną ścianę, wszystko zastał w środku tak, jak to zostawił.

- Na co ja liczyłem... - mruknął sam do siebie.

Nie ruszył nic z rzeczy przygotowanych w ramach niespodzianki i zamknął wszystko. Powłóczył się jeszcze chwilę po zamku bez celu, a gdy zrozumiał, że musiała wrócić do siebie, sam udał się z powrotem do Wieży Gryffindoru, powtarzając sobie, że to przecież nie tak miało wyglądać...

Callie natomiast rozmawiała jeszcze chwilę z Ann i skończyła wreszcie swoje wypracowanie, które pisała, by odgonić od siebie smutne myśli. Miała wrażenie, że wyszło trochę koślawo, ale nie miała sił tego poprawiać. Chciała udać się spać do dormitorium o wiele wcześniej niż zwykle, gdy zauważyła Claire ze swoimi przyjaciółmi na jednej z kanap. Dziewczynka od razu się z nią przywitała.

- Cześć, Callie - powiedziała z uśmiechem, widząc przechodzącą obok siedemnastolatkę.

- O, cześć, Claire - odparła jej szatynka, przystając na moment obok niej. - Jak tam eliksiry? Dałaś radę z tym ostatnim zadaniem, które ci tłumaczyłam?

- Z twoją pomocą tak! - odparła entuzjastycznie blondynka, kiwając głową, od czego Callie zrobiło się cieplej na sercu, choć jednocześnie posmutniała.

I taka zła ta moja nauka, Fred?

- To świetnie - przyznała, szczerząc się nieco sztucznie do dwunastolatki. - Jakbyś jeszcze miała jakieś problemy z czymkolwiek, to wiesz, gdzie mnie szukać.

- Właściwie... Możesz nam powiedzieć, jak jest w Hogsmeade? Bo Sebastian - tu spojrzała groźnie na przystojnego, czarnowłosego chłopca, którego Callie widziała już wcześniej - twierdzi, że wie wszystko, a według nas kłamie!

- Ale mój brat tam był! - argumentował brunet

Callie spojrzała na grupę dwunastolatków patrzącą na nią z wyczekiwaniem i bez zawahania usiadła obok nich, stwierdziwszy w myślach, że rozmowa z nimi lepiej jej zrobi.

- Pewnie. Co chcecie wiedzieć?

Choć dwunastolatkowie oczywiście malutkimi dziećmi nie byli, Callie czuła się trochę tak, jakby była matką i rozmawiała z jej własnym potomstwem, które z zaciekawieniem jej słuchało. Z jednej strony się cieszyła... Z drugiej strony znowu robiło się jej przykro, bo przypomniała jej się rozmowa z Fredem na temat dzieci...

Kiedy wróciła wreszcie do dormitorium, zasnęła niespodziewanie szybko, ale jej sen był bardzo niespokojny. Śnił jej się Hogwart praktycznie zrównany z ziemią, jej babcia na chwilę ożyła, ale została zabita przez jakąś kobietę w kapturze, zapewne śmierciożerczynię... Zaraz po tym zginęli jej rodzice... Później widziała ogień, mnóstwo ognia... A później Freda i...

Callie obudziła się w środku nocy zlana potem. Bardziej niż kiedykolwiek uderzyło w nią to, że Voldemort wrócił. Nikt już nie był bezpieczny, każdy dzień mógł być tym ostatnim... A ona kłóciła się o tak błahe rzeczy, jak nauka.

Po tamtym śnie już nie mogła zasnąć i tylko przewracała się z boku na bok w swoim łóżku, zupełnie tak jak Fred wiele pięter wyżej.

Węże nie śmieszkują • Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz